czwartek, 24 marca 2016

Zwycięstwo bez błysku

fot. pzpn.pl
Wiele się, poprawiło w polskiej reprezentacji odkąd objął ją Adam Nawałka, ale mecze marcowe ciągle są naszą zmorą. Od wielu lat wczesną wiosną Biało-Czerwoni prezentują słabszą formę i osiągają kiepskie wyniki, żeby wspomnieć tylko porażki z USA i Irlandią Płn. za Beenhakkera, porażkę z Litwą za Smudy, czy porażkę z Ukrainą za Fornalika. Wczoraj wreszcie udało się wygrać z poważnym przeciwnikiem, więc mimo słabszego stylu należy wziąć poprawkę na marcową niedyspozycję. 
Przede wszystkim najbardziej trzeba pochwalić Kubę Błaszczykowskiego. Były kapitan wiedział, że koszulkę z orłem dostał tym razem na wyrost. Nie znajduje bowiem uznania w oczach swojego trenera klubowego i mimo wielokrotnych apeli Dariusza Szpakowskiego, opiekun Fiorentiny raczej pozostanie przy swojej koncepcji. Kuba tym bardziej chciał przekonać wszystkich oglądających mecz, że jeszcze reprezentacja będzie miała z niego pożytek. Nie chodzi tylko o bramkę, zresztą wyjątkowej urody, która była zwieńczeniem występu, ale o wielkie zaangażowanie i ciągnięcie słabo spisującej się linii pomocy. 
Po raz kolejny obok gry przeszedł Zieliński. Absolutnie nie należy go skreślać, lecz to na jego barkach spoczywała kreacja akcji ofensywnych i uruchamianie napastników prostopadłymi piłkami, a tych niestety było jak na lekarstwo. Przytrafiło mu się również kilka strat. Widać jeszcze skutki kontuzji u Krychowiaka, zaprezentował się najsłabiej od wielu spotkań kadry. Zwykle gracz Sevilli asekuruje i wyręcza innych reprezentantów, tym razem miał problemy nawet z własnymi zadaniami, ale akurat o niego można być spokojnym. Parę meczów w La Liga i Krychowiak znowu będzie tym samym zawodnikiem. Złego obrazu pomocników dopełnia Grosicki, zbyt często zagubiony, nie współpracujący z kolegami. 
W obronie najwięcej zawdzięczamy bramkarzom. Obaj bronili znakomicie, szczególnie Wojciech Szczęsny błysnął interwencjami. Inna sprawa, że koledzy ułatwili im zadanie dopuszczając do groźnych sytuacji. Najpierw niepotrzebnie faulował Salamon. On był baczniej obserwowany niż reszta graczy, ze względu na rywalizację w środku defensywy. Mnie nie zachwycił. Początek miał słaby, później się rozkręcił, ale gdyby Euro odbywało się za kilka dni wolałbym widzieć Pazdana obok Glika. Dużą chęć do gry wykazywał Rybus, natomiast zdarzało mu się zapominać o obowiązkach obronnych. Tym razem lepiej wyglądała kooperacja na prawej stronie, gdzie grał były dortmundzki duet. Trochę szkoda, że Nawałka nie wpuścił Wszołka.     
W ogóle zmiany nie były zbyt udane, praktycznie nie wniosły nic nowego. Pewnie dopiero z Finlandią selekcjoner da więcej czasu zawodnikom z drugiego szeregu. Oczywiście nie wolno zapominać o Lewandowskim, który swoje zrobił. Partnerzy nie ułatwiali mu sprawy, znowu musiał walczyć w pojedynkę z ostro grającymi Serbami, ale asystę zaliczył.
Podsumowując ten mecz z pewnością nie zapisze się w annałach polskiego futbolu, raczej szybko się o nim zapomni. Gra wyglądała przeciętnie, ale ważne jest kolejne zwycięstwo. Pamiętamy w jakich minorowych nastrojach jechali na turniej zawodnicy Engela, Janasa czy Beenhakkera po nieudanych sparingach. Trzeba również podkreślić klasę rywala, który zaprezentował się z dobrej strony. Efektowną grę utrudniała grząska murawa, a właściwe przygotowanie mentalne liczne obowiązki sponsorskie. Dlatego tym razem proponuję spojrzeć na reprezentację łaskawszym okiem.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz