sobota, 26 marca 2016

Kadra znów zwycięska

fot. pzpn.pl
Nawałka ma złotą rękę. Praktycznie każdy zawodnik, którego powoła na zgrupowanie z miejsca zaczyna grać o kilkadziesiąt procent lepiej. Albo selekcjoner ma sokole oko do wypatrywania talentów, albo wreszcie mamy drużynę z prawdziwego zdarzenia, funkcjonującą bez względu na aktualnych wykonawców. Po prostu świetnie wykonywane są ćwiczone schematy i biegać po murawie może nawet Adamiakowa, a i tak wszyscy doskonale wiedzą gdzie mają się ustawić. 
Mecz z Finlandią był pokazem siły Biało-Czerwonych. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę, że rywal prezentował niski poziom, dużo słabszy od Serbii. Dodatkowo zagrał nawet poniżej swoich możliwości. Przyjezdnych jakby sparaliżowała gorąca atmosfera na wrocławskim stadionie i postawa Polaków od pierwszej minuty dążących do strzelenia bramki. Początkowo brakowało trochę dokładności oraz ostatniego podania, ale pod względem posiadania piłki istnieli tylko piłkarze w jasnych koszulkach. Finowie ograniczali się do przeszkadzania naszym. Najczęściej polegało to na wybijaniu piłki poza boisko. Nic więc dziwnego, że Jędrzejczyk więcej czasu spędzał w pobliżu pola karnego rywali niż własnego. 
Nawałka zaskoczył stosunkowo defensywnym ustawieniem. Liczyłem, że zagramy dwójką z przodu Milik-Teodorczyk. Trener zdecydował inaczej, zawodnika Dynama Kijów sadzając wśród rezerwowych. Osamotniony wychowanek Rozwoju Katowice miał zatem trudne zadanie przepychania się z rosłymi Finami. Chyba jednak Milik lepiej sobie radzi wchodząc z głębi pola i licząc na wsparcie drugiego napastnika. Drugim zaskoczeniem było ustawienie Kapustki w środku. Mając obok siebie Starzyńskiego gracz Cracovii musiał wykonywać więcej zadań defensywnych. Taka nauka z pewnością mu się przyda i pewnie selekcjoner specjalnie podniósł młodemu pomocnikowi poprzeczkę, jednak chyba więcej atutów może on pokazać jako skrzydłowy.
Mecz praktycznie skończył się wraz z pierwszym golem Grosickiego. Wtedy Polacy wyczuli krew i potrzebowali tylko kilkunastu minut by ostatecznie zniszczyć rywali. Oczywiście najbardziej zadowolony będzie Paweł Wszołek, który swoją szansę wykorzystał w 100%. Tym samym praktycznie zapewnił sobie bilet do Francji. Pokazał się również Starzyński strzelając najładniejszą bramkę, natomiast wcześniej można było mieć zastrzeżenia do jego aktywności. To raczej zawodnik, który dobrze czuje się na boisku, kiedy jest już na nim więcej miejsca. Solidnie zagrał Wawrzyniak, choć trochę brakowało jego ofensywnych wejść. Rozczarowany powinien być Igor Lewczuk, który nie rozegrał w dwóch sparingach nawet minuty.  
Po takim meczu można tylko żałować, że tyle poczekamy na kolejne spotkanie kadry. Wtedy będzie już znany zestaw reprezentantów na Euro, ale chętnie zobaczyłbym jeszcze jakieś starcie z drużyną z wąskiego europejskiego topu. Wtedy jakość sprawdzianu byłaby bardziej miarodajna, a tak selekcjoner ma ból głowy, bo wszyscy grają bardzo dobrze. Z drugiej strony kolejne zwycięstwa tworzą świetną atmosferą wokół kadry, a tego brakowało poprzednim selekcjonerom. 














piątek, 25 marca 2016

Matchday. Polska - Finlandia

fot. uefa.com
Starcia z Finlandią zawsze bywają ciężkie. Coś czuję, że najbliższe godziny będą stały pod znakiem podobnym sucharów i memów z byłym prezydentem. No niestety, ale Kraj Tysiąca Jezior nie jest w Polsce szczególnie kojarzony z piłką nożną, jeśli już to z hokejem i kierowcami wyścigowymi, jednak najbardziej z napojem wyskokowym.
Sytuację trochę odmieniły transfery do Lecha: Paulusa Arajuuriego i Kaspera Hamalainena, którzy pokazali, że w ich kraju też potrafią kopać piłkę. Szczególnie ten drugi zrobił karierę, przez co stał się bohaterem głośnej afery na linii Poznań-Warszawa. On z pewnością się cieszy, że mecz będzie rozgrywany we Wrocławiu, a nie w stolicy Wielkopolski jak konfrontacja z Serbią.   
Finów czeka budowanie drużyny od nowa. Zmienił się trener, bo po czterech latach odszedł Mixu Paatelainen. Nie doczekał on nawet końca eliminacji, które przegrał w kiepskim stylu. Wykorzystując bardzo wyrównaną grupę i beznadziejną postawę Greków można było sprawić dużą niespodziankę, tymczasem na Euro pojadą nie Finowie a Węgrzy, którzy skład mają przybliżonej jakości. Główny problem był ze strzelaniem bramek, tylko raz udało się zaliczyć więcej niż jedno trafienie w 90 minutach. Widać że stawiają raczej na defensywę, bo podczas spotkań Finlandii bramkarze z reguły poprawiają własne statystyki. Trzeba zauważyć dosyć niezłą postawę wyjazdową, gdyż przed obcą publicznością zdobyli więcej punktów niż przed własną. 
Krótko funkcję tymczasowego selekcjonera pełnił Markku Kanerva i miał świetne rezultaty. W czterech konfrontacjach zanotował dwa zwycięstwa i dwa remisy, w tym tryumf nad Grecją oraz podziały punktów z Rumunią, a także Irlandią Płn. Mimo to Kanerva nie dostał zaufania, jego posadę otrzymał Szwed Hans Backe. Start miał mało udany. W styczniu rozegrał dwa sparingi ze Szwecją i Islandią, oba przegrał bez zdobytej bramki, czyli problemy zostały te same, choć wspomniane spotkania miały niską rangę, trudno więc wyciągać daleko idące wnioski.  
Największą gwiazdą zespołu pozostaje ofensywny pomocnik CSKA Moskwa Roman Eremenko, słynie on głównie z dogrywania kolegom, choć sam też potrafi zaskoczyć przeciwnego bramkarza. Fakt, że na gola czeka już kilkanaście miesięcy, ostatni raz strzelił Wyspom Owczym we wrześniu 2014 r. Warto wyróżnić także bramkarza Hradecky'ego z Eintrachtu Frankfurt, podstawowego pomocnika Chievo Verona - Hetemaja oraz Tima Sparva z Midtjylland, pełniącego rolę człowieka od czarnej roboty.
Dla Adama Nawałki sobotni mecz będzie przede wszystkim okazją do sprawdzenia zmienników. Już wiadomo, że zagrają dwaj bramkarze: Boruc i Tytoń. To akurat poboczna kwestia, mamy bowiem czterech świetnych golkiperów i każdy z nich może spokojnie stać między słupkami podczas Euro.
Przede wszystkim sprawdziłbym wariant gry bez Lewandowskiego. To w przypadku absencji tego zawodnika możemy mieć gigantyczny kłopot, stąd należy przetestować poziom współpracy Teodorczyka z Milikiem. Jeśli Finlandia ma imitować Irlandię Płn. to duży nacisk zostanie położony na atak pozycyjny, dlatego stawiam, że Zieliński znowu wyjdzie w pierwszym składzie. Oby potrafił wykreować więcej sytuacji niż w środę. Odpocząć powinien jeden ze skrzydłowych, a jego miejsce zająć Wszołek. Skoro minut brakuje Kubie Błaszczykowskiemu, to może wolne dostanie Grosicki. I przede wszystkim szkoda szafować zdrowiem Krychowiaka. Finowie pewnie będą grać ostro, a piłkarz Sevilli dopiero co wyleczył uraz.








Zmarł wielki Johan Cruyff

fot. theguardian.com
Tuż przed Świętami świat futbolu poniósł ogromną stratę. W wieku 68 lat przegrał walkę z chorobą nowotworową Johan Cruyff - wybitny piłkarz, ale i trener, o czym się często zapomina. Kojarzony przede wszystkim z sukcesami Ajaksu oraz reprezentacji Holandii w latach 70, kiedy tryumfy święcił "futbol totalny", duchowy przodek tiki-taki. Zresztą Barcelona to jego przybrana ojczyzna, z Dumą Katalonii odnosił sukcesy na murawie i na ławce trenerskiej, to miasto wybrał na swój dom, a w końcu tam zakończył życie. Nic więc dziwnego, że kibice mistrza Hiszpanii rozpoczęli akcję zmiany nazwy własnego stadionu. Camp Nou miałoby przybrać imię Cruyffa. 
Karierę rozpoczął jednak w Amsterdamie, gdzie pod okiem Rinusa Michelsa tworzył się przyszły europejski dominator. Po zdobyciu pierwszego w historii klubu Pucharu Europy wielki trener odszedł do Barcelony, czym wyznaczył swojemu wychowankowi drogę. Zanim jednak Johan przeniósł się na południe kontynentu skompletował z Ajaksem hattricka. Po raz pierwszy od czasów legendarnego Realu Madryt, komuś udało się wygrać rywalizację o tytuł klubowego mistrza Europy trzy razy z rzędu. Po takim osiągnięciu Cruyff mógł podążyć śladem swego mentora i przenieść się na Camp Nou. Zresztą kataloński klub zapłacił za niego rekordową wówczas kwotę ponad miliona dolarów. 
Wbrew pozorem w barwach Blaugrana Holender zdobył stosunkowo mało. Zdecydowanie najważniejszym sukcesem był jedyny tytuł mistrzowski, ponieważ Barcelona przełamała niemoc po kilkunastu latach i znów stanęła na najwyższym stopniu podium. Natomiast z tym klubem nigdy nie wygrał żadnego, wartościowego trofeum międzynarodowego. Niepowodzenia klubowe nadrobił w reprezentacji. Tam znowu spotkał się z Michelsem i wspólnie stworzyli zespół, przez wielu uznawany za najlepszy w ówczesnej piłce. Oranje doszli do finału mistrzostw świata, gdzie mimo objęcia prowadzenia ulegli ostatecznie Niemcom 1-2. Ze swoją kadrą też osiągnął mniej niż powinien, czemu winny był jego trudny charakter i chęć dominacji nad wszystkim. Po Euro1976, kiedy Holandia zajęła trzecie miejsce, co uznano za porażkę praktycznie zakończył karierę reprezentacyjną. Z Barcelony odszedł popularyzować futbol w Stanach Zjednoczonych, ale później jeszcze wrócił do swojej ojczyzny i zdobywał mistrzostwa grając dla Ajaksu oraz Feyenoordu.    
Przygodę trenerską zaczął tam gdzie piłkarską, czyli w Amsterdamie. Na północy Europy spędził  niecałe trzy sezony sięgając po dwa krajowe puchary oraz Puchar UEFA. Zabrakło natomiast ligowego tryumfu.
Te braki na półce z trofeami nadrobił w Barcelonie, z którą stworzył bodaj pierwszy prawdziwy dream team, co później udanie naśladowali Guardiola, a także Enrique. Cztery mistrzostwa Hiszpanii, Puchar Króla, trzy Superpuchary, Puchar i Superpuchar UEFA i przede wszystkim pierwszy w historii klubu Puchar Europy. Zespół z między innymi Stoiczkowem, Koemanem, Guardiolą, Laudrupem, czy Bakero pokonał w finale Sampdorię Genua. Niestety dwa lata później de facto skończyła się trenerska kariera Cruyffa. Wówczas jego drużyna została rozgromiona przez Milan i coś się zaczęło psuć. Na Camp Nou spędził jeszcze dwa lata, po czym został bezceremonialnie wyrzucony przez prezesa Nuneza, choć jego filozofia futbolu była kontynuowana przez licznych uczniów oraz naśladowców.
Johan Cruyff słynął również z licznych powiedzonek na temat piłki nożnej. Przytoczę to, które według mnie najlepiej opisuje jego życiową filozofię, a także jest sednem piękna futbolu: "Jakość bez wyników jest bezcelowa. Wyniki bez jakości są nudne".