poniedziałek, 21 grudnia 2015

Jedenastka jesieni Ekstraklasy

fot. sport.se.pl
Radosław Cierzniak -Wisła ma mniej straconych bramek niż lider z Gliwic. Jednak obrońcy często się mylili i musieli liczyć na bramkarza. Nie zawiedli się, po średnim początku Cierzniak bardzo szybko wywalczył sobie niepodważalną pozycję. Często zaliczał bardzo ładne interwencje, chroniąc  zespół przed większą liczbą porażek. Najlepszy piłkarz Białej Gwiazdy tej jesieni.

Patrik Mraz - Słowak mógłby również grać w pomocy, ale tradycyjna bida wśród bocznych obrońców sprawia, że lepiej go umieścić na lewej stronie defensywy. Wyróżnia się przede wszystkim asystami, których zanotował aż jedenaście. Radoslav Latal nie ściągnął go z boiska nawet na minutę, co świadczy o jego pozycji w Piaście.
Michał Pazdan - młodszy Głowacki. Gra twardo, czasem nawet zbyt twardo, ale skutecznie. Słusznie Adam Nawałka zrobił z niego podstawowego zawodnika reprezentacji. Legia przegrała trzy mecze, w tym dwa razy kiedy Pazdan odpoczywał. Generalnie rodowity krakowianin pauzował podczas ośmiu konfrontacji, z czego jego zespół wygrał tylko raz. Wygląda, że środkowy obrońca jest równie ważny jak Nikolic. 
Adam Frączczak - jeden z najbardziej uniwersalnych graczy Ekstraklasy. Reprezentuje najszczelniejszą defensywę naszej ligi, choć słynie zwłaszcza z wejść ofensywnych. Sezon zaczynał jednak jako prawy obrońca i dlatego można go umieścić z tyłu. Opuścił tylko jedno spotkanie, w pozostałych był żelaznym wyborem Czesława Michniewicza. Zdobył cztery gole i dołożył trzy kluczowe podania.  


Szymon Pawłowski - jak cały Lech miał kiepski początek, lecz po przełamaniu kryzysu znowu wybija się ponad ligową przeciętność. Skutecznością błysnął głównie w grudniu kiedy pokonał bramkarzy Wisły i Zagłębia. Pawłowskiemu za pół roku kończy się kontrakt dlatego forma powinna rosnąć. 
Radosław Murawski - żelazna płuca lidera, jego kapitan oraz zawodnik bez którego ciężko sobie wyobrazić drugą linię Piasta. A to wszystko w wieku 21 lat. Chyba największy wygrany mijającej rundy. Prawdopodobnie szybko upomną się o niego zasobniejsze kluby. Mimo dużej konkurencji na swojej pozycji, jeśli utrzyma jesienną formę może być jokerem na Euro2016.   
Mateusz Cetnarski - nie myślałem, że Cetnarski jeszcze będzie w stanie zagrać na takim poziomie. Porównania do Fabregasa oczywiście są przesadzone, ale statystyki robią wrażenie. Już strzelił więcej bramek niż podczas całego pobytu w Śląsku, dołożył również osiem asyst. Koncertem w jego wykonaniu był przede wszystkim mecz z Lechem. 
Maciej Gajos - motor napędowy najpierw Jagiellonii, a potem mistrza Polski. Trafił tam w złym momencie i początkowo można było mieć zastrzeżenia, jednak dość szybko zaczął przekonywać kibiców z Bułgarskiej. Kończy rok z dorobkiem siedmiu bramek, a mogło być jeszcze lepiej, gdyby Jan Urban nie oszczędzał go w końcówce. 
Kamil Vacek- strzał w dziesiątkę pionu sportowego Piasta. Czech jest w drużynie krótko, ale już sobie wypracował pozycję podpory ekipy ze Śląska. Kolegów przewyższa umiejętnościami technicznymi, widać że nieprzypadkowo reprezentował barwy Sparty Praga. W klasyfikacji kanadyjskiej uzbierał siedem punktów, z czego dwa gole przeciwko Podbeskidziu.

Nemanja Nikolic - nie trzeba uzasadniać, wystarczy spojrzeć na tabelę strzelców.
Mariusz Stępiński - w Wiśle nie dano mu prawdziwej szansy, wystawiając zazwyczaj na skrzydle. Dopiero pod wodzą Waldemara Fornalika udowodnił, że w seniorskiej piłce może potwierdzić wielki talent. Więcej bramek strzelił Rakels, jednak miał łatwiejsze zadanie ponieważ Cracovia gra bardziej ofensywnie od Ruchu.    









środa, 16 grudnia 2015

Nowi rywale Polaków

fot. fss.rs
Zmieniła się obsada sparingpartnerów, z którymi zmierzymy się wiosną przyszłego roku. Niestety jest to zmiana na gorsze. Bardzo ciekawi przeciwnicy w postaci Irlandii Płn. oraz Chorwacji zostaną zastąpieni znacznie słabszymi ekipami: Serbią i Finlandią. Pierwszy mecz odbędzie się w Poznaniu, natomiast drugi zagości na stadionie Wisły w Krakowie.     
To efekt losowania grup eliminacyjnych Euro2016. Adam Nawałka zdecydowanie postawił weto odsłanianiu kart przed turniejem, na którym reprezentacja prowadzona przez Michael O'Neilla będzie naszym pierwszym przeciwnikiem. Może przestraszył się klątwy Ekwadoru, z którym Polacy wygrali spotkanie towarzyskie 3-0, by ulec 0-2 podczas niemieckiego Mundialu? Natomiast Chorwaci uznali, że wolą innego przeciwnika niż Biało-Czerwoni, co trochę dziwi, ponieważ trafili na Czechów, czyli drużynę względnie podobną do nas. W przyszłości może lepiej poczekać z dogadywaniem rywali, aż grupy zostaną rozlosowane? Uniknie się wtedy zamieszania i rozczarowania kibiców ostrzących sobie zęby na wartościowszych przeciwników. Zawiedziony może być przede wszystkim Kraków, który rzadko gości pierwszą reprezentację, a teraz dostał mało atrakcyjną reprezentację Finlandii. Prezes Boniek powtarza, że kibice chodzą przede wszystkim oglądać Lewandowskiego i spółkę, lecz nie oszukujmy się. Zawsze ciekawej zobaczyć ich w starciu z Niemcami/Hiszpanią/Francją niż Gibraltarem/Macedonią/Łotwą. Przynajmniej został rozwiązany problem z murawą przy Reymonta, chyba nie trzeba jej wymieniać na tak słabego przeciwnika.
A jak sobie radzili przyszli rywale podczas eliminacji? Co tu dużo mówić, fatalnie. Serbowie wyprzedzili tylko Armenię, choć nie mogli narzekać na zły los. Najsłabsza od lat Dania, do tego Portugalia i Albania wydawały się być w zasięgu Plavich. Trochę tłumaczy ich kuriozalny walkower za przerwany mecz przeciwko Albańczykom, który ustawił całe kwalifikacje, ale trzeba pamiętać że już wcześniej gracze Radovana Curcicia stracili punkty w Erywaniu. Łącznie przegrali aż pięć spotkań, a jedynym wartościowym wynikiem było rewanżowe zwycięstwo nad znienawidzonymi sąsiadami. Pokazali wtedy charakter strzelając obie bramki w doliczonym czasie gry.
Finowie również uplasowali się na czwartej pozycji, zdystansowali Grecję i Wyspy Owcze. Wobec upadku byłych mistrzów Europy marne to osiągnięcie. Wyprzedziły ich za to: Rumunia, Węgry oraz Irlandia Płn, czyli ekipy wcale nie należące do czołówki Starego Kontynentu. Od razy widać, że Wyspiarze byliby dla nas lepszym sprawdzianem, gdyż przeciwko rodakom Jari Litmanena wywalczyli cztery oczka. Bolączką Finlandii pozostaje słaba skuteczność. Rzadko kiedy potrafią pokonać przeciwnego bramkarza więcej niż raz. W mijającym roku ta sztuka im się nie udała. Trzeba jednak zauważyć styczniowe zwycięstwo nad Szwedami. Ekipa Trzech Koron grała rezerwowym składem, ale zawsze to jakiś sukces. Kibice nad Wisłą z pewnością znają wartość dwóch Lechitów: Hamalainena i Arajuuriego.
Ciekawe, że za Franciszka Smudy kadra też rozegrała identyczny dwumecz, tylko w odwrotnej kolejności. Najpierw zmierzyliśmy się z Finami, a trzy dni później na neutralnym gruncie sparowaliśmy z Serbami. Obie konfrontacje zakończyły się bezbramkowymi remisami. Nie ma co ukrywać, że tym razem liczymy na więcej.














 

wtorek, 15 grudnia 2015

Trudne zadanie Lewandowskiego

fot. eurosport.co.uk
Ręka Javiera Zanettiego okazała się szczęśliwa dla mniejszych klubów. W większości uniknęły one wpadnięcia na gigantów europejskiego futbolu, dzięki czemu wśród ośmiu najlepszych ekip Starego Kontynentu znajdzie się przynajmniej jeden zespół z drugiego szeregu. Mniej powodów do zadowolenia mają faworyci, których już we wczesnej fazie pucharowej czeka konfrontacja z równymi sobie. O pechu mogą przykładowo mówić w Monachium, bo Bayern trafił na finalistę poprzedniej edycji - Juventus. Obok starć Chelsea z PSG oraz Barcelony z Arsenalem będzie to najciekawsza potyczka 1/8 finału LM.
Juventus vs Bayern - Stara Dama powinna żałować wpadki w ostatniej kolejce, przez to stracili rozstawienie i wpadli na mistrza Niemiec. Jej piłkarze dwukrotnie pokonali faworyzowany Manchester City, więc kibice tego klubu mogą mieć nadzieję, że lepiej idzie im przeciwko mocnym. Będzie to również starcie odmiennych koncepcji futbolu. Hołdujący pięknej piłce Guardiola musi znaleźć sposób na Włochów przedkładających skuteczność nad artyzm. Przed rokiem Juventus w 1/8 też rywalizował z Niemcami i zdołał awansować kosztem Dortmundu. Teraz zadanie będzie znacznie trudniejsze, ale ostatnie sezony wskazują, że Bayern wczesną wiosną bywa chimeryczny.
Gent vs Wolfsburg - Niemcom dopisało szczęścia i trafili na rywala, z którym wszyscy chcieli grać. Czy słusznie? Tak, bo mimo że Gandawa została czarnym koniem fazy grupowej, to ciągle najsłabsza ekipa "szesnastki". Belgowie słabo radzą sobie na wyjazdach, gdzie zdobyli tylko trzy punkty, po golu w 90 minucie. Słabiej niż przypuszczano spisały się Valencia i Lyon, co pozwoliło Gent na sprawienie niespodzianki. Jednak Wilki miały trudniejszą drogę do fazy pucharowej, swoją wartość udowodnili przeciwko mocniejszym rywalom. Chociaż mistrz Belgii też się cieszy z losowania miano faworyta będzie należeć do graczy Dietera Heckinga.   
Roma vs Real - ekipa Szczęsnego psim swędem znalazła się w elitarnym gronie mając na koncie tylko jedno zwycięstwo. Po ostatnim pogromie, który sprawiła im Barcelona woleliby pewnie rywala spoza Hiszpanii. Z taką obroną, tracącą prawie trzy gole na mecz trudno spodziewać się sukcesu przeciwko Realowi. Hiszpanie świetnie potrafili wykorzystać defensywną słabość grupowych rywali i sądzę, że nasz rodak wiosną będzie miał wiele pracy. Tym bardziej jeśli do tego czasu Królewscy stracą szanse na tytuł mistrzowski na własnym podwórku.
PSV vs Atletico - dobrej postawie przed własną publicznością Holendrzy zawdzięczają awans, na Philips Stadium poległy Czerwone Diabły i Wilki z Wolfsburga. Ciekawe jak tam poradzi sobie Atletico, które w fazie grupowej więcej punktów ugrało poza Madrytem. PSV już swoje zrobiło, nikt przytomny nie wymaga awansu do ćwierćfinału. A trzeba pamiętać, że przed sezonem odszedł ich najlepszy strzelec - Depay. Presja będzie ciążyła graczom z Hiszpanii, co stanowi dla nich problem. Lepiej idzie im, kiedy pozostają w cieniu. Rzeczywiście ostatnio klub zszedł na drugi plan, praktycznie całą uwagę poświęca się Realowi i Barcelonie. Tymczasem po cichu piłkarze Simeone znowu dorównują bardziej utytułowanym przeciwnikom. A skuteczności defensywy mogą im zazdrościć wszyscy.
Dynamo vs MC -  Ukraińcy sprawili niespodziankę wyprzedzając wyżej cenione Porto. Doświadczenie rywalizacji z Chelsea przyda się natomiast w fazie pucharowej. Jest sporo do poprawy, bo mistrz Anglii okazał się dla Dynama zbyt wymagającym przeciwnikiem. Mimo, że trenowaniem drużyny zajmuje się były napastnik zdobywa ona mało bramek. Kijowianom brakuje takiego duetu jak Szewczenko-Rebrow, lecz mimo wszystko chciałoby się trochę odważniejszej postawy. Przeciwko City trudno jednak liczyć, by Dynamo poszło na wymianę ciosów. Manuel Pellegrini miałby ułatwione zadanie. Jego piłkarze lepiej grają z ofensywnie usposobionymi ekipami, o czym przekonała się Sevilla oraz Borussia Moenchengladbach. Trzeba na nich uważać w końcówkach spotkań. Ostatnio przez 10 finalnych minut odebrali Źrebakom zwycięstwo, a wcześniej dwukrotnie strzelali decydujące bramki w doliczonym czasie.  
PSG vs Chelsea - trudno ocenić w tym sezonie paryżan. Wiadomo, że u siebie brakuje im godnych rywali, natomiast skład grupy LM również utrudnił gradację. Od Realu okazali się minimalnie słabsi, a pozostałych całkowicie zdystansowali. Blanc będzie miał komfort przygotowania się konkretnie pod tą rywalizację, podczas gdy Mourinho praktycznie co tydzień musi walczyć na śmierć i życie. Już trzeci raz z rzędu los skojarzył PSG z Chelsea, przed rokiem tryumfowali Francuzi, a dwa lata temu londyńczycy. Mam wrażenie, że ten dwumecz stanie się przyczynkiem do głębszych zmian w przegranym obozie.
Benfica vs Zenit - Portugalczycy nie zachwycili w fazie grupowej, choć do końca bili się o pierwsze miejsce. Fakt, że 60% dorobku punktowego wywalczyli podczas dwóch pierwszych serii spotkań, a później mogli kontrolować sytuację. Benfica jest nieprzewidywalna, potrafiła wygrać na Calderon, by w Astanie tylko zremisować. Zdecydowanie powinna zwrócić uwagę na defensywę, ponieważ tylko raz zachowała czyste konto. Zenit natomiast swoją grupę wygrał spokojnie i zgodnie z przewidywaniami nie przeszkodził Gandawie w awansie. Gwiazdą klubu jest Artem Dziuba, który pokonywał przeciwnych bramkarzy w pięciu z sześciu spotkań. Po stronie Zenitu będzie również marcowa pogoda nad Newą. Przyzwyczajeni do ciepła Portugalczycy mogą cierpieć.   
Arsenal vs Barcelona - Arsene Wenger to ma pecha. Ledwie kilka dni temu uciekł spod topora i to w spektakularnym stylu, a teraz dostał solidny cios. Prawdopodobnie dla postronnych kibiców ten dwumecz będzie najatrakcyjniejszy. Katalończykom też pasuje rywal i tylko Arsenal jest niezadowolony. Od finału w 2006 r. wygranym przez Barcelonę jeszcze dwa razy te drużyny grały przeciwko sobie. Oczywiście za każdym razem kończyło się eliminacją Anglików. Kanonierzy preferują otwarty styl gry, a że drużyna z Camp Nou uwielbia takich rywali, dlatego spodziewam się sukcesu obrońców tytułu.











niedziela, 13 grudnia 2015

Hit nie porwał

fot. katowickisport.pl
W meczu na szczycie Ekstraklasy podział punktów. Legia nie zmniejszyła dystansu do prowadzącego Piasta, a kibice nie oglądali wielkiego widowiska. Tym samym lider zachowa swoją pozycję do wiosny, ponieważ tego roku zostanie rozegrana jeszcze tylko jedna kolejka. Warszawianie odwiedzą Kielce, natomiast podopieczni Radoslava Latala podejmą rewelacyjnie spisującego się ostatnio Lecha Poznań, czyli znowu czeka ich szlagierowe starcie. Jeśli jednak mecz ma przypominać ten dzisiejszy, to już chyba wolę lepić uszka i mielić mak na świąteczne ciasto niż oglądać popisy naszych ligowców.
Stan murawy wskazywał, że trudno będzie liczyć na ofensywną, piękną grę. Bardziej pasowało to Piastowi, którego satysfakcjonował podział punktów. Widać oznaki zmęczenia po drużynie wąskiej kadrowo. Trener wycisnął z nich maksimum i w końcówce rundy graczom ze Śląska brakuje pary. Dość zaskakujące, że gospodarze dali rywalom sporo swobody, wcale nie rzucili im się do gardła. Rozumiem spotkanie przeciwko Napoli, lecz ono zostało rozstrzygnięte już po pierwszej połowie. Gliwiczanie spokojnie klepali piłką i odliczali kolejne minuty, a nawet zdarzyło im się zatrudnić Kuciaka, choć niezbyt groźnie. Zdecydowanie zdominowali środek pola, natomiast gospodarze byli chaotyczni, brakowało lidera, który wziąłby na siebie ciężar kreowania akcji, od podań został odcięty Nikolic. To też niestety pokazuje jakim piłkarzem jest Węgier. Za często znika z pola widzenia, nie pomaga kolegom z drugiej linii przy rozgrywaniu. Przydałoby się parę treningów z Robertem Lewandowskim. 
A co do linii pomocy, to obecnie stanowi ona piętę Achillesową wicemistrza Polski, mimo że grają tam uznane nazwiska. Trickovski najbardziej widoczny był kiedy schodził z boiska, zresztą o jakieś pół godziny za późno. Kucharczyka trudno krytykować, on jest tylko rzemieślnikiem i nic więcej. Z drwala nie zrobisz laureata Konkursu Chopinowskiego. Najwięcej cierpkich słów należy się Ondrejowi Dudzie. Być może opowieści o jego talencie były przesadzone? A może Polska  już mu się znudziła? W takim razie powinien jak najszybciej zmienić pracodawcę, tylko w obecnej formie nie zechcą go nawet na Słowacji. Za tydzień Duda będzie pauzował i podejrzewam, że zespołowi przyniesie to korzyść.  
Drugie 45 minut odmieniły trochę obraz boiskowych zdarzeń. Przyjezdni słabli, a inicjatywę przejmował wicelider. Wiele z tego nie wynikało, aż z niczego padł gol. Zamieszanie po rzucie rożnym skończyło się samobójem Heberta. Trudno go winić, takie sytuacje po prostu się zdarzają. Szczerze mówiąc przypuszczałem, że nie padnie więcej bramek. Zawodnicy Piasta pokazali jednak serce do walki i zdołali odrobić straty. Całkowicie im się należało, z przebiegu spotkania remis jest sprawiedliwym rezultatem. Jednak Temida często ma problemy ze wzrokiem dlatego trzeba jej pomóc. Tą rolę doskonale wypełnił Radoslav Latal, który wykazał się doskonałym wyczuciem wpuszczając na murawę Gerarda Badię. Hiszpan pokonał Kuciaka po idealnym dośrodkowaniu Mraza. Lewy obrońca wyrasta na objawienie Ekstraklasy. Wcale się nie zdziwię, jeśli za rok zobaczymy go w koszulce z "elką".         














sobota, 12 grudnia 2015

Z Irlandią Płn. na początek

fot. telegraph.co.uk
Naprawdę nie ma powodów do narzekania. Los po raz kolejny okazał się łaskawy i skojarzył nas z drużynami będącymi w naszym zasięgu. Na Euro2016 zagramy przeciwko Niemcom, Irlandii Płn. oraz Ukrainie. Co ważne pierwszym przeciwnikiem graczy Nawałki będą Wyspiarze, teoretycznie najsłabsi spośród tej czwórki. Nawet Niemcy nie przerażają, jak kiedyś. Zwycięstwo na Narodowym zmieniło podejście do zachodnich sąsiadów. Mistrzowie świata ostatecznie przeskoczyli nas w klasyfikacji grupowej, ale swoją postawą częściej martwili niż zachwycali własnych kibiców.    
Od zakończenia brazylijskiego Mundialu piłkarze Joachima Loewa notorycznie zawodzą. Przebudowa zespołu trwa znacznie dłużej niż ktokolwiek się spodziewał. Praktycznie tylko Gibraltar ogrywali bez problemów. Na Irlandii zdołali ugrać zaledwie jeden punkt, a niewiele brakowało żeby również Szkoci sprawili im przykrą niespodziankę. Także spotkania towarzyskie potwierdzają słabszą postawę mistrzów świata. Tak się składa, że w bieżącym roku zanotowali brak sparingowego zwycięstwa. Najpierw zaskoczyła ich Australia, dopiero gol Podolskiego pozwolił uratować remis. Później kibice zgromadzeni na trybunach stadionu w Kolonii musieli przełknąć gorycz porażki z Amerykanami. Pod koniec roku ograli ich Francuzi podczas spotkania, które przejdzie do historii niestety ze względów pozasportowych. Szwankowała zwłaszcza szczelność defensywy, przez co Neuer rzadko kiedy zachowuje czyste konto. Oczywiście Niemców nigdy nie można lekceważyć. To drużyna wybitnie turniejowa, więc we Francji też będzie jednym z głównych faworytów do wygrania trofeum.
Ukraińcy mieli najdłuższą drogę do Euro, ponieważ musieli rywalizować w barażach. Trafili tam na Słowenię i już podczas pierwszego meczu potwierdzili swoją wyższość. Wcześniej było mniej kolorowo. Mimo zaledwie czterech straconych bramek ekipa ze wschodu okazała się gorsza od Hiszpanii, a także Słowacji. Zresztą zasłużenie, bo z tymi rywalami przegrała trzy z czterech starć. Minimalnie, ale jednak przegrała. Wygrała za to resztę konfrontacji, czyli można postawić tezę, że sukcesy odnosi głównie przeciw słabym. Trener Fomenko dysponuje znakomitymi graczami ofensywnymi pod postacią Jarmolenki i Konoplanki, ale woli taktykę defensywną, dlatego podczas meczów z udziałem Ukraińców pada mało goli. Najlepszym strzelcem eliminacji był wspomniany Jarmolenko z dorobkiem czterech trafień. Ze względu na dodatkowe spotkania kwalifikacyjne towarzysko mierzyli się tylko dwa razy. Rywali mieli z dolnej półki, ale wyniki przeciętne, bo wymęczyli tryumf nad Gruzją, a z Łotwą zremisowali.        
Irlandczycy z północy Wyspy wykorzystali sprzyjający los, który wyznaczył im słabych przeciwników dzięki czemu niespodziewani zajęli pierwsze miejsce w grupie. Prezentują brytyjski futbol polegający głównie na bieganiu i twardej walce. Stąd nie dziwą kłopoty ze skutecznością, bo rzadko zdarza się im wbić więcej niż dwa gole, choć z pewnością trzeba będzie uważać na Kyle'a Lafferty'ego zdobywcę siedmiu bramek podczas eliminacji. Rozpracowanie tego przeciwnika nie będzie z pewnością trudne, gdyż to mniej więcej poziom Irlandii republikańskiej oraz Szkocji, czyli ekip z którymi ostatnio rywalizowaliśmy. Świadczą o tym wyniki tegorocznych sparingów. Z bezpośrednimi sąsiadami podopieczni Michaela O'Neilla bezbramkowo zremisowali, natomiast wyjazd do Glasgow zakończył się porażką 0-1. 









piątek, 11 grudnia 2015

Wymarzona grupa Polaków

fot. uefa.com
Niby wszyscy powtarzają, że liczy się przede wszystkim własna siła, ale do końca w to nie  wierzę. Każdy chciałby jednak przeciwnika słabszego lub chociaż takiego, który bardziej mu z różnych względów pasuje. Polacy są rozstawieni w trzecim koszyku razem z Czechami, Słowakami, Węgrami, Rumunami i Szwedami. Te ekipy na pewno nie wpadną na siebie podczas gier grupowych. Zdecydowanie trzeba się cieszyć, że ominie nas rywalizacja z reprezentacją Trzech Koron. Swój złoty okres mają za sobą, dla Biało-Czerwonych byli zmorą na przełomie wieków, ale teraz sam Zlatan byłby w stanie pogrążyć niejednego przeciwnika. Natomiast odwrotnie rzecz ma się z Węgrami. Uważam, że Madziarzy mają słabą drużynę i zdecydowanie chciałbym ich w grupie. Pozostali to nasz poziom, dobrze się znamy zwłaszcza z Czechami oraz Słowakami. Spotkania z nimi byłyby wyrównane, a o wyniku decydowałaby dyspozycja dnia.
Portugalia - według mnie zdecydowanie najsłabsi z pierwszego koszyka, odstają na tle Niemców, Hiszpanów, czy nawet najzdolniejszego od lat pokolenia Belgów. Grupę wygrali w cuglach, ale mieli słaby zestaw. Trudności sprawiła im tylko Albania, natomiast będące w gigantycznym kryzysie Dania i Serbia nawet się nie zbliżyły. Mimo tego statystyki Portugalii są przeciętne. Owszem tracili mało goli, lecz mało też strzelali. Fernando Santos dysponuje jedną gwiazdą w postaci Cristiano Ronaldo, bez niego zespół traci sporo na wartości. Lepiej uniknąć rosnących w siłę Francuzów, zwłaszcza że będą gospodarzami, a jakoś nie wiodło nam się podczas meczów z drużynami o takim statusie.
Rosja - podczas eliminacji wiodło im się kiepsko, odszedł Fabio Capello zastąpiony przez Leonida Słuckiego. Ostatecznie awansowali bezpośrednio choć długo można było w to wątpić. Od czasu kiedy podczas Euro2008 byli sensacją, rosyjski futbol reprezentacyjny spadł do przeciętnego poziomu. Dwa ostatnie turnieje to pożegnanie z mistrzostwami już po trzech spotkaniach. Z Polakami grali czterokrotnie i tylko raz zdołali zwyciężyć, prawie 20 lat temu. Stawiają raczej na obronę, spośród graczy ofensywnych trzeba bać się Dziuby oraz Kokorina. Alternatywą są nadspodziewanie groźni Austriacy, niewygodni Włosi, czy Ukraina z Jarmolenką i Konoplanką. Szwajcarzy pokazali rok temu, że mają drużynę nie gorszą od Polski. Obok Rosji również Chorwacja zdaje się być szczęśliwym losowaniem.  
Irlandia - czwarty koszyk jest najniebezpieczniejszy. Znajdą się tam zespoły najbardziej zróżnicowane pod względem umiejętności, dlatego warto trafić ekipę którą już znamy. Z Irlandczykami graliśmy podczas kwalifikacji i z tej batalii wyszliśmy zwycięsko. Martin O'Neill dysponuje tylko piłkarzami średniej klasy, nieporównywalnymi do Lewandowskiego czy Krychowiaka. Wyspiarze grają typowy, brytyjski futbol, gdzie dużo się biega i walczy. Gdyby podczas baraży mieli trudniejszego przeciwnika pewnie Euro oglądaliby tylko w telewizorach. Lepiej uniknąć Turcji oraz Islandii, nawet jeśli tych ostatnich niedawno ograliśmy. Albania to egzotyka dlatego wiele osób  życzy sobie innego rywala. Ja uważam, że nie ma co się ich bać. Ze spokojem przyjąłbym wyciągnięcie kulki z nazwą bałkańskiego kraju w środku. Pozostaje Walia z Irlandią Płn, które prezentują podobny poziom do swoich sąsiadów, ale po udanych eliminacjach mogą być na fali wznoszącej.      








  

Czy to już koniec?

fot. rte.ie
Ogromnym zawodem skończył się powrót Manchesteru United do Ligi Mistrzów po przerwie spowodowanej pracą Davida Moyesa. Porażka z Wolfsburgiem sprawiła, że podopiecznych Luisa van Gaala wyprzedziło PSV Eindhoven i tym samym Czerwonym Diabłom pozostanie rywalizować tylko w Lidze Europy, która oczywiście nikogo przy Old Trafford nie interesuje, choć niesłusznie bo rozgrywki niższego szczebla można przynajmniej wygrać, na co z taką formą nie byłoby szans w LM. Czwarta pozycja zajmowana aktualnie wśród drużyn angielskich też odbiega od oczekiwań, ale czołówka Premier League jest mocno ściśnięta i tutaj można mieć złudzenia, że sezon jeszcze da się uratować. Inaczej pewnie Holender już żegnałby się z fotelem menadżera.     
Zwycięstwo Wilków nie było przypadkowe, wręcz przeciwnie. Gdyby nie charakterystyczne kolory koszulek trudno byłoby odróżnić, która drużyna nominalnie należy do największych sportowych marek na świecie, a która jest tylko nuworyszem wśród stałych bywalców elity. Momentami gospodarze ośmieszali defensywę MU, praktycznie przez pełne 90 minut panowali też nad przebiegiem spotkania. Przyjezdnych denerwował zwłaszcza natychmiast odpowiadający na ich gole Naldo. Inna sprawa, że stracić dwie tak podobne bramki, to trochę wstyd. 
Zresztą już wcześniejsze mecze pokazywały słabość Czerwonych Diabłów. Praktycznie każde spotkanie to niesamowite męki. Grupa była mocna, ale przecież rywalom jeszcze sporo brakowało do europejskich potentatów. Skoro nie potrafi się wygrać z mistrzem Holandii, to trudno równać się z Barceloną, czy Bayernem. Podczas bieżącej edycji LM reprezentanci czerwonej części Manchesteru zanotowali tylko dwa zwycięstwa, w tym oba przed własną publicznością. Wyjazdy zakończyli mając na liczniku tylko jeden punkt. Wynik poniżej krytyki, zresztą pod względem liczby zdobytych goli też nie ma się czym chwalić.   
Od przybytku jednak głowa może zaboleć. To przykład United pod wodzą van Gaala, który na potęgę sprowadzał nowych zawodników, wydając gigantyczne pieniądze. Takiego komfortu nie miał żaden inny menadżer. Praktycznie poza kilkoma, może kilkunastoma piłkarzami Holender mógł ściągnąć sobie kogo mu się żywnie podobało. Jasnym jest, że zespół potrzebował przebudowy, nawet radykalnej, tylko może bardziej przemyślanej. Przykładowo w kadrze roi się od środkowych pomocników, a brakuje typowego snajpera jakim był van Nistelrooy. Depay może masowo zdobywał gole w Eredivisie, ale Anglia to zdecydowanie wyższy poziom. Zresztą z jego charakterystyką pozostaje dla niego pozycja skrzydłowego, na szpicę brakuje mu odpowiednich predyspozycji. Wielkim niewypałem okazał się Falcao, co pewnie zniechęciło trenera do takich zawodników. Liczni gracze defensywni też nie tworzą monolitu. Wolfsburg rozklepywał obronę Czerwonych Diabłów z dużą łatwością, jakby Niemcy prezentowali klasę co najmniej Barcelony. Do tej pory największym wzmocnieniem okazał się Anthony Martial, którego zakup był bodaj najbardziej krytykowany.     
Prawdopodobnie van Gaal dostanie szansę na uratowanie sezonu, a może tego dokonać tylko wygrywając mistrzostwo. Jeśli zawiedzie United czeka kolejna rewolucja. Zresztą nawet zostawienie dotychczasowego opiekuna nie zmieni sposobu funkcjonowania. Lepiej zrobiłaby odrobina spokoju, która pozwoliłaby stworzyć zgrany zespół z piłkarzy już reprezentujących barwy MU. Ciągłe mieszanie i kupowanie nowych to pójście drogą Lechii Gdańsk. Wystarczy niewielki dopływa świeżej krwi w postaci 1-2 futbolistów. Inaczej ciągle będzie królował chaos, a nikt mi nie wmówi, że VFL czy PSV mają mocniejsze kadry od MU.






czwartek, 10 grudnia 2015

Polacy o awans

fot. goal.com
Teoretycznie dwóch reprezentantów polskiej Ekstraklasy może dzisiaj świętować promocję do wiosennych meczów Ligi Europy. Trudno się oszukiwać, byłoby to rozwiązanie sensacyjne i zdecydowanie na wyrost biorąc pod uwagę postawę w dotychczasowych meczach. Jednak co pokazała wczoraj Roma można awansować nawet jeśli się nie zasługiwało, więc i nasi powinni spróbować iść tą samą drogą. Tak czy inaczej trzeba liczyć na nieśmiertelną matematyczną szansę, której nie jestem fanem, bo jakoś nam sprzyja niezwykle rzadko. 
Trudniejszą sytuację ma Lech, który potrzebuje zwycięstwa nad liderem grupy - Basel oraz potknięcia Fiorentiny u siebie z Belenenses. Fakt, że wśród tych drużyn padały rożne, dość zaskakujące rezultaty, ale teraz musiałoby dojść do niezwykłego zbiegu okoliczności. Mistrz Polski miał spore problemy ze strzelaniem bramek podczas meczów międzynarodowych.  Tylko dwukrotnie jego piłkarze potrafili pokonać przeciwnych golkiperów, w tym raz kiedy sensacyjnie ograli Fiorentinę. Na nic się to zdało, bo Włosi wzięli skuteczny rewanż dzięki czemu mają lepszy bilans bezpośrednich konfrontacji. 
Przy równej liczbie punktów dalej przejdzie Fiorentina, czyli włoskim rywalom wystarcza remis z Portugalczykami. Belenenses sprawiło już niespodziankę wygrywając w Bazylei i śmiem twierdzić, że tym samym wyczerpało swój limit zaskakujących osiągnięć. Gdyby jednak piekło miało zamarznąć, to też trzeba uważać, by podopieczni Sa Pinto nagle nie prześcignęli Lechitów pod względem bilansu bramkowego. Podczas 180 minut polsko-portugalskiej rywalizacji nie padła żadna bramka, zatem będzie decydowała skuteczność w innych spotkaniach. Obecnie gracze z Bułgarskiej mają dwa gole przewagi. Sytuacja czysto teoretyczna, lecz możliwa. Tak czy inaczej zwycięstwo Belenenses jest absolutnie konieczne dla powodzenia misji Kolejorza, który do spotkania przystąpi podbudowany serią pięciu ligowych zwycięstw.    
Odrobinę bardziej prawdopodobna wydaje mi się promocja Legii. Nie ze względu na lepszą postawę sportową, tutaj akurat widzę obecnie przewagę po stronie Lecha, ale korzystniej ułożyła się sytuacja grupowa. Wojskowi wygrali tylko jeden mecz, ale za to ważny. Sukces odniesiony nad Midtjylland pozwolił zniwelować skutki  pierwszego starcia tych ekip, dzięki temu gdyby skończyły one z równym dorobkiem punktowym, będzie decydować bilans goli. Duńczycy zostali rozgromieni w Neapolu, więc na tę chwilę legitymują się gorszymi osiągami. Oczywiście podstawową kwestią jest, żeby Legioniści wygrali wyjazdowy mecz z Włochami. Szczęśliwie klub z południa kontynentu już nie musi zawracać sobie głowy czwartkiem, awans wywalczyli wcześniej i praktycznie tylko dlatego Polacy nie są spisani na straty. W normalnych okolicznościach Napoli, które dotychczas wygrało pięć spotkań, strzelając 17 bramek, a tracąc jedną byłoby murowanym faworytem. Przy Łazienkowskiej przybysze z Italii już udowodnili swoją wyższość.
Stosunkowo prawdopodobny jest remis Duńczyków z Belgami. Jakiekolwiek inne rozstrzygnięcie eliminuje warszawian, bowiem Club Brugge przeciwko Legii zanotowało tryumf i podział punktów. Piłkarze wicemistrza Polski będą musieli, więc ściskać kciuki za kompromis w drugim spotkaniu. Szczęśliwie obu ekipom zależy tak samo, o odpuszczanie raczej nie ma się co bać. Na przestrzeni fazy grupowej lepiej radzili sobie Skandynawowie, lecz ich forma od pewnego czasu maleje. Najlepiej szło im podczas wczesnojesiennych spotkań. Pierwszy mecz wygrali 3-1, teraz mają rewanż u siebie. Mimo tego nie postawiłbym pieniędzy, że awansują.





środa, 9 grudnia 2015

Broos przymierzany do Wisły?

fot. lesoir.be
Nie Słowak Jarabek jak podawano wcześniej, lecz Belg Hugo Broos wyrasta na faworyta do przejęcia Wisły Kraków. Kibice Białej Gwiazdy mogą go pamiętać, bo pozbawił ją kiedyś marzeń o Lidze Mistrzów. Jako opiekun Anderlechtu Bruksela bez problemów wyeliminował mistrza Polski kierowanego przez Henryka Kasperczaka. Później ekipa, której ważnymi postaciami byli między innymi Aruna Dindane, Walter Baseggio, Par Zetterberg, Christian Wilhelmsson, Hannu Tihinen, a przede wszystkim młody Vincent Kompany nie zrobiła szału, ale wygrała pojedyncze mecze z Celtikiem i Lyonem. 
W ostatnich latach wieloletni obrońca Fiołków pozostawał poza głównym nurtem światowego futbolu. Jednak pieniądze zarobione w Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz Algierii pozwalają mu objąć teraz drużynę biedniejszą, lecz stanowiącą wyzwanie. Jeśli 63-latek jeszcze marzy o kontynuowaniu kariery trenerskiej będzie miał okazję się wypromować. 
Do tej pory Broos większe sukcesy odniósł jako piłkarz. Był związany z dwoma najbardziej znanymi klubami w Belgii: Anderlechtem oraz Club Brugge. Łącznie rozegrał ponad 500 spotkań na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W dorobku ma cztery mistrzostwa, pięć pucharów kraju, a oprócz tego dwa Puchary Zdobywców Pucharów i tyle samo Superpucharów Europy. Reprezentował również przez ponad dziesięć lat barwy narodowe. 31 spotkań dzisiaj nie robi wrażenia, lecz trzeba pamiętać, że wówczas grano rzadziej. Był częścią ekipy, która sensacyjnie w 1986 r. uplasowała się na meksykańskich mistrzostwach świata tuż za podium.        
Zaraz po zakończeniu kariery zawodniczej rozpoczął pracę szkoleniową. Długo związany z rodzimymi zespołami, z którymi odnosił znaczące sukcesy. Jako trener Bruggi dwukrotnie wygrał ligę, a także trzykrotnie sięgnął po Puchar Belgii. Później objął Excelsior Mouscron utrzymując klub w czołówce. Z oboma drużynami rywalizował na europejskim podwórku, lecz bez spektakularnych sukcesów. Zamiana przygranicznego miasteczka na stolicę przyniosła kolejny czempionat Belgii i oczywiście występy w Lidze Mistrzów. Sezon 2004/05 przyniósł drużynie Broosa kryzys, była ona boleśnie ogrywana zwłaszcza podczas spotkań elitarnych rozgrywek. Anderlecht zaliczył sześć porażek i został najsłabszą ekipą fazy grupowej LM. Zimą włodarze stracili cierpliwość przez co trener musiał udać się na przymusowe wakacje. Nie trwały długo, ponieważ już kilka miesięcy później zaangażował go Genk. Mistrzostwa tam nie zdobył, ale srebrny medal owszem. Słabszy trzeci sezon pracy sprawił, że tym razem był zmuszony całkowicie zmienić otoczenie. Wyjazd z kraju okazał się niewypałem, nie poszło mu ani w Grecji, ani w Turcji. Fakt, że niecierpliwi południowcy nie dali mu zbyt dużo czasu, więc trudno wyciągać daleko idące wnioski. Gorsza sprawa, bo powrót na północ Europy również był nieudany. Z Zulte Waregam wylądował w dolnej połówce tabeli, a po kompromitacji przeciwko Westerlo zakończonej wynikiem 1-7 musiał przekazać stery następcy. 
Czterokrotnie był wybierany Trenerem Roku w swoim kraju.














Ostatnia kolejka fazy grupowej cz. 2

fot. uefa.com
Różne scenariusze są możliwe w grupie E, gdzie trzy ekipy chcą usadowić się tuż za Barceloną. Katalończycy oczywiście spokojnie zapewnili sobie awans, jedynie raz tracąc punkty, kiedy na Stadio Olimpico postawiła im się Roma. Rewanż był bolesny, zwłaszcza dla Wojciecha Szczęsnego który sześciokrotnie wyciągał piłkę z siatki. Tym razem z rozpędzoną maszyną Enrique zmierzą się piłkarze Bayeru Leverkusen. Automatycznie zmniejsza to szansę Aptekarzy na sukces. Pozostaje liczyć, że przeciwnicy podejdą do spotkania luźniej niż zwykle. Natomiast rzymianie podejmą mistrza Białorusi. Statystyka jednoznacznie wskazuje przewagę gospodarzy, podopieczni Rudy'ego Garcii poprzednie dwa mecze skończyli z dorobkiem czterech punktów. W dodatku BATE marnie sobie radzi na obcych stadionach, wysoko przegrali zarówno delegację do Barcelony, jak i do Leverkusen.    
Pod znakiem pogoni Arsenalu za straconym czasem stoi rywalizacja w grupie F. Kanonierzy przespali początek rozgrywek dlatego teraz mają nóż na gardle. Tylko trzy punkty przeciwko Olympiakosowi dają możliwość przeskoczenia Greków w tabeli. Dodatkowym problem jest fakt, że Anglicy słabo radzili sobie do tej pory podczas spotkań wyjazdowych. Dwie porażki i bilans bramkowy 2-7 musi niepokoić przed starciem w Pireusie. Dla postronnych kibiców mecze piłkarzy Wengera są atrakcyjne ze względu na dużą liczbę goli, średnio prawie cztery na 90 minut. Z kolei Olympiakos przed własną publicznością nie prezentuje się przesadnie dobrze. Najpierw bez problemów zwycięstwo wywiózł stamtąd Bayern, a trzy punkty z Dinamo Zagrzeb zostały zdobyte dość szczęśliwie. Drugi mecz wzbudza dużo mniejsze emocje. Pewny swego mistrz Niemiec jedzie do Chorwacji, a jako że rywale o nic już nie grają, trudno spodziewać się innego wyniku niż trumf kolegów Lewandowskiego.  
Niespodziewany sukces Dynama Kijów odniesiony na Estadio Dragao sprawił, że trzy ekipy mają szansę znaleźć się wśród szesnastu najlepszych europejskich zespołów. Ukraińcy ostatni jesienny mecz grają ze słabym Maccabi Tel-Awiw, które dotychczas przegrało swoje wszystkie spotkania. Uwaga amatorów futbolu skoncentruje się zatem na Stamford Bridge, gdzie Chelsea podejmie Porto. Dla Jose Mourinho byłoby niezwykle bolesną sprawą gdyby wyeliminował go były klub. Smoki zwyciężyły pierwsze starcie 2-1, ale mimo to są w gorszej sytuacji bo remis przy równoczesnej wygranej kijowian skutkuje odpadnięciem Portugalczyków. Anglicy postawą w Lidze Mistrzów mogą uratować sezon. Szans na obronę tytułu mistrza we własnym kraju już nie ma, ale Puchar Europy powetowałby wcześniejsze potknięcia. 
Chyba największą niespodzianką w 1/8 byłaby obecność mistrza Belgii. Oczywiście Gent czeka ciężka przeprawa z do tej pory perfekcyjnym Zenitem St. Petersburg. Gdyby Rosjanie zagrali na 100% obstawiałbym raczej, że Gandawa zagra tylko w Lidze Europy. Jednak Zenit nie musi się już wysilać dlatego wynik pozostaje otwartą kwestią. Ciekawe, że Gent w każdym spotkaniu strzelał przynajmniej jedną bramkę, całkiem nieźle jak na ekipę, która miała być dostarczycielem punktów dla znacznie bardziej renomowanych firm. Korespondencyjnym rywalem o drugie miejsce jest Valencia. Ostatnio doszło tam do zmiany trenera i chyba klub odzyskuje blask. Hiszpanie muszą pokonać u siebie spisujący się znacznie poniżej oczekiwań Lyon oraz czekać na wieści z Belgii.









 

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Ostatnia kolejka fazy grupowej cz. 1

t-online.de
Wtorek i środa to dni kiedy po raz ostatni w tym roku będzie można podziwiać zmagania czołowych europejskich drużyn o Puchar Europy. Jest jeszcze kilka wolnych biletów to gier wiosennych. Zapowiada się, że nie wszyscy faworyci zdołają awansować.
W grupie A od początku jasna była dominacja dwóch potęg: Realu i PSG. Rzeczywiście bogacze nie zostawili pariasom złudzeń. Z pierwszego miejsca wyjdą Hiszpanie, którzy na koniec podejmują mistrza Szwecji. Paryżanom mimo, że stracili tylko jedną bramkę przyjdzie zadowolić się drugą lokatą. Obaj faworyci sporo nastrzelali swoim przeciwnikom, oczywiście notując z nimi komplet punktów. Prawo występów w LE przypadnie zapewne Szachtarowi i słusznie, bo w poprzedniej serii spotkań udowodnili jeszcze drzemiący w nich potencjał.  
Dużo ciekawiej jest w grupie B. Najlepszą pozycję do finiszu wywalczył sobie Wolfsburg, któremu wystarcza remis u siebie z United. Do tej pory przed własną publicznością podopieczni Dietera Heckinga nie stracili nawet gola, za to Diabły poza Old Trafford zdobyły tylko punkt. Może się zdarzyć, że oba kluby przebrną grupowe sito, lecz nikt nie lubi być zdany na łaskę innych, dlatego miasto Volkswagena będzie świadkiem prawdziwej bitwy. Wilki pałają żądzą rewanżu, bo we wrześniu przegrali 1-2. Za plecami czai się mistrz Holandii wierzący w tryumf nad CSKA Moskwa. Rosjanie już musieli zapomnieć o fazie pucharowej LM, natomiast mają szansę grać na drugim europejskim froncie. Jeśli im na tym zależy, to PSV czeka ciężka batalia. Pierwsze starcie zakończyło się porażką Holendrów poniesioną w dramatycznych okolicznościach. Podobnego widowiska kibice chcieliby podczas rewanżu.       
O prymat w grupie C zagrają na Estadio da Luz Benfica oraz Atletico Madryt. Pewni swego Portugalczycy pozwolili sobie na stratę punktów z Astaną, jednak przed własną publicznością motywacja wzrasta, tym bardziej że stawką jest rozstawienie w następnej fazie. Zadaniem lizbończyków będzie przełamanie niezwykle szczelnej defensywy stworzonej przez Diego Simeone. Dotychczas myliła się ona tylko w jednym spotkaniu, właśnie z Benfiką, która wywiozła ze stolicy Hiszpanii trzy oczka. Rojiblancos również nie potrafili podbić Kazachstanu, bezbramkowo remisując w Astanie. Beniaminek wśród elity spisuje się powyżej oczekiwań, ponosząc dotąd tylko dwie porażki. Zapowiada się na trzecią, ponieważ delegacje idą im znacznie gorzej niż gra u siebie, a Stambuł to teren gdzie nie dala rady Benfica. Turcy potrzebują jednego punktu, by wiosną jeszcze mieć szansę na międzynarodowe trofeum.     
Sytuacja w najmocniejszej grupie jest już w miarę jasna. Ostatnia kolejka stoi pod znakiem korespondencyjnej rywalizacji o trzecie miejsce. Zdecydowanie poniżej możliwości prezentowała się Sevilla, mimo że rozpoczęła z przytupem, od rozgromienia Gladbach. Później Hiszpanie zaliczyli cztery kolejne porażki, tracąc mnóstwo bramek, co obciąża również Grzegorza Krychowiaka. Aby marzyć o kolejnym pucharze w klubowej gablocie Hiszpanie muszą ograć Juventus. Stara Dama ma już promocję w kieszeni, ale niekoniecznie będzie chciała stracić status niepokonanej. Chęć uniknięcia Barcelony na wczesnym etapie stanowi solidną motywację. Opromienieni sławą pogromców Bayernu  piłkarze Źrebaków odwiedzą Etihad i wcale nie są skazani na porażkę. Manchester City spuścił z tonu, wyniki osiągane w Premier League martwią kibiców wicemistrza Anglii. Pierwszy mecz tych drużyn skończył się szczęśliwym zwycięstwem Obywateli, ale od tego czasu Borussia zrobiła gigantyczny postęp. Niewykluczone, że jesienią znów zobaczymy ją w Lidze Mistrzów, a przecież nie tak dawno okupowała dolne pozycje w niemieckich rozgrywkach. Chelsea może brać z nich przykład.  











niedziela, 6 grudnia 2015

Wiślacy czekają na prezent

fot. sport.se.pl
Za chwilę w Krakowie klasyk Wisła - Legia. Dawniej o takim meczu bębniłoby się już trzy dni wcześniej, ale teraz nie wzbudza przesadnie dużego zainteresowania. Dysproporcja między odwiecznymi rywalami wzrosła na tyle, że murowanym faworytem jest wicemistrz Polski i to nawet grając przy wrogiej sobie publiczności. Biała Gwiazda musi się pozbierać po przegranych derbach oraz błyskawicznie przyswoić sposób gry nowego trenera - Marcina Broniszewskiego, choć były asystent poprzednich opiekunów pewnie wstrzyma się z rewolucją. Dodatkowo kontuzję złapał Paweł Brożek - najskuteczniejszy strzelec zespołu, szczególnie lubiący pokonywać bramkarzy Legii. Za czerwoną kartkę będzie pauzował Maciej Sadlok, choć akurat jego absencja może być wzmocnieniem drużyny, bo lewonożny obrońca daleki jest od formy predestynującej do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. 
Gospodarzom pozostaje liczyć na mikołajkowy prezent od piłkarzy Stanisława Czerszesowa. Mogą pocieszać się nieprzewidywalnością Ekstraklasy, zwłaszcza odkąd wprowadzono reformę rozgrywek. W środku tygodnia sensacyjny lider, grający dotychczas najlepszy futbol nad Wisłą pojechał do czerwonej latarni z Zabrza i nie dość że wyjechał bez punktów, to jeszcze z bagażem pięciu bramek. Rozdawanie prezentów w ogóle stało się modne w Europie. Manchester City uległ Stoke, Bayern przegrał swój pierwszy mecz ligowy, nawet Barcelona została zatrzymana przez Valencię. 
Nie tak dawno, bo wiosną Biała Gwiazda miała podobną sytuację. Wtedy po zmianie trenera zaprezentowała się przy Łazienkowskiej od bardzo dobrej strony. Nowa miotła podziałała mobilizująco na ekipę 13-krotnego mistrza Polski. Piłkarze dali z siebie 100% i wcale nie było widać, który zespół miał wówczas większe aspiracje. Legia wydarła punkt w doliczonym czasie, a wcześniej skorzystała z fatalnej pomyłki sędziego Złotka i jego asystentów. Oby nazwisko arbitra dzisiejszych zawodów szybko uległo zapomnieniu.  
Dla Wojskowych wizyta pod Wawelem nie będzie problemem, bo w delegacji spisują się przyzwoicie. Sądząc po liczbie zdobytych goli idzie im nawet lepiej niż na własnym obiekcie. Gdyby nie wizyta u lidera wciąż cieszyliby się mianem niepokonanych w meczach wyjazdowych. Średnio podczas takich zawodów zdobywają ponad dwa gole, a jeśli mowa o strzelaniu to nie sposób pominąć nazwiska Nikolic. Węgier ma realne szanse pobić rekord snajperów ustanowiony przez Henryka Reymana. Kiedy zaczęto wróżyć mu spadek formy natychmiast zaprzeczył pogłoskom pogrążając defensywę Podbeskidzia i Górnika Łęczna. Być może czeka go dziś najtrudniejszy egzamin, bo mimo słabej postawy Wisła o dziwo straciła najmniej bramek w lidze ex aequo z Pogonią oraz Koroną. 
Pytanie czy Rosjanin w ogóle wystawi swoich największych asów mając w perspektywie konfrontację przeciwko Napoli (właśnie stracili pozycję lidera Serie A) decydującą o awansie do wiosennych, europejskich zmagań? Gospodarze z pewnością nie oszczędzą kości przeciwników, a czwartkowy mecz jest ważniejszy od potyczki prestiżowej, lecz pozbawionej właściwego ciężaru gatunkowego.










wtorek, 1 grudnia 2015

W Wiśle znowu gorąco

fot. katowickisport.pl
Ktoś musiał zapłacić za przegrane derby. Co oczywiste łatwiej zwolnić trenera niż kilku notorycznie zawodzących piłkarzy, więc z funkcją pożegnał się Kazimierz Moskal. Nie żeby mógł się on poszczycić jakimiś genialnymi rezultatami, wręcz przeciwnie średnia trochę powyżej punktu na mecz jest bardzo daleka od oczekiwań, ale klub ma większe problemy niż ciągłe rotacje w fotelu trenera. Trzeba tam znacznie większych zmian, prawdopodobnie łącznie ze zmianą właściciela, bo obecny dawno stracił pomysł na wyciągnięcie Białej Gwiazdy z dołka. 
Moskal objął drużynę w marcu i od razu musiał grać przeciwko Legii i Cracovii - dwóm największym rywalom. Spisał się więcej niż przyzwoicie, gdyby nie drukarskie popisy Mariusza Złotka zapisałby dwa zwycięstwa. W ogóle trener miał pecha do sędziów, notoryczne błędy na niekorzyść Wisły będą znakiem firmowym jego kadencji, tak samo jak remisy. Po znakomitym starcie trzy kolejne spotkania zakończyły się bez rozstrzygnięcia. Pierwszą porażkę przyniosła dopiero siódma seria spotkań pod wodzą Moskala. Niezły początek pracy pozwolił uzyskać kredyt zaufania. Finisz Ekstraklasy był już znacznie mniej udany, lecz zdecydowano się utrzymać szkoleniowca na stanowisku. 
Swoją wartość miał potwierdzić podczas nowego sezonu, do którego osobiście przygotuje zespół. Widać, że chciał narzucić ofensywny styl gry, piłkę krakowską, której sam był przecież reprezentantem. Jednak dalej brakowało punktów, przeważnie 13-krotni mistrzowie Polski tylko remisowali. Pierwsze sześć kolejek to pięć takich wyników. Drużyna zazwyczaj prezentowała się lepiej od przeciwnika, tylko co z tego? Na koniec ważna jest liczba zdobytych bramek. Dodatkowy problem stanowił brak ustabilizowanej formy. Wisła potrafiła rozgromić Podbeskidzie, czy pogrążyć Jagiellonię, żeby tydzień później mieć kłopoty ze strzeleniem choćby jednego gola. Ostatnie jedenaście meczów, to za każdym razem inne rozstrzygnięcie. Krakowianie nie potrafili zagrać równo nawet przez dwie kolejki z rzędu.
Zmiana szkoleniowca była konieczna. Co prawda można było poczekać do zakończenia tegorocznych rozgrywek, raz ze względu na szacunek do byłej gwiazdy klubu, a dwa następca i tak wiele przed przerwą nie zrobi. Niemniej Moskal przestał gwarantować nawet miejsce w ósemce, a gra w grupie spadkowej byłaby już tragedią. Także jakieś trzęsienie ziemi musiało się wydarzyć, choć trzeba mieć świadomość krótkofalowości tego rozwiązania. Reformować trzeba od fundamentów, które gniją, a nie od komina. 
Mimo zapowiedzi prezesa Gaszyńskiego ciągle brakuje sponsora koszulkowego odciążającego Telefonikę. Wisła przegrywa kolejne sprawy w sądach z byłymi pracownikami i musi wypłacać im odszkodowania. Nie wiadomo ile jeszcze trupów zasiedla szafy przy Reymonta. Frekwencja na trybunach nie pozwala zapełnić kasy. Z taką grą trudno liczyć by kibice tłumniej odwiedzali stadion. Brakuje świeżej krwi, która zmobilizowałaby stare gwiazdy typu Brożek, Boguski, Głowacki do lepszej postawy. Tutaj wzorem może być Cracovia promująca Kapustkę czy Wdowiaka. Znowu zdolni juniorzy będę musieli zdobywać ligowe szlify pod obcą banderą jak Krzysztof Mączyński?
Akurat za powrót reprezentanta Polski trzeba pochwalić pion sportowy Białej Gwiazdy. Inna sprawa, że piłkarz sam chciał za wszelką cenę wrócić w rodzinne strony ze względu na narodziny dziecka. Trzeba już szykować dla niego następcę, bo wątpliwe by działaczom udało się zatrzymać kadrowicza Nawałki. Reszta zakupów grających w polu prezentuje się mniej okazale. Crivellaro, Cywka, Popovic dają zespołowi bardzo mało. Największą zawodem jest Polak wychowany na Wyspach. Tak bezproduktywnego zawodnika nie powinno się trzymać nawet na ławce. Dobrym ruchem okazało się za to ściągnięcie Radosława Cierzniaka. Po słabym początku, teraz daje pewność w bramce i wiele razy ratował kolegom skórę. Pierwszy raz od dłuższego czasu Wisła ma spokój na tej pozycji.