środa, 23 marca 2016

Matchday. Polska - Serbia

fot. dailymail.co.uk
Po awansie do mistrzostw Europy w Polsce zapanowała euforia. Adam Nawałka został obwołany niemal bohaterem narodowym, a kibicowanie kadrze znów stało się modne. To już jednak za nami, teraz ważny jest sam turniej i dzisiejszy mecz można uznać za początek ścisłych przygotowań do Euro. Wbrew obawom selekcja nie została zamknięta po pokonaniu Irlandii, oczywiście większość liderów ma pewne bilety do Francji, ale zostało jeszcze co najmniej kilka miejsc, które mogą zostać obsadzone przez nowych zawodników. 
Ważne też podtrzymać serię korzystnych rezultatów. Biało-Czerwoni nie przegrali od pięciu spotkań, a podczas ostatnich szesnastu konfrontacji tylko raz schodzili pokonani. Listopadowe sparingi to pokaz siły Orłów. Nasi, nie dość że wygrali oba spotkania, to strzelili siedem goli, prezentując momentami futbol na miarę ćwierćfinału Euro.    
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dzisiaj środek obrony będą stanowili piłkarze z Włoch. Nawałka dobrze zna Pazdana i już nie musi go sprawdzać. Zresztą akurat temu zawodnikowi przyda się odpoczynek, gdyż mało kto w ostatnich 12 miesiącach spędził na murawie tyle czasu co on. Szansę dostanie, więc Bartosz Salamon, który z Cagliari zmierza po awans do Serie A, będąc tam podstawowym stoperem. Igor Lewczuk raczej dostanie więcej minut podczas drugiego meczu.   
Sytuacja w ataku jest jasna, natomiast pomoc to prawdziwa enigma. Szczęśliwie trener ma ból głowy z powodu nadmiaru, a nie deficytu. Stąd też brak dwóch Lechistów, którzy w czasie eliminacji strzelali ważne bramki. Największą zagadką pozostaje czas, który dostanie Błaszczykowski. Jego sytuacja klubowa jest beznadziejna i właściwie tylko podczas spotkań reprezentacji może powąchać murawę. Z drugiej strony dobrze byłoby znaleźć miejsce dla Wszołka oraz Zielińskiego. Zwłaszcza ten drugi złapał wiatr  w żagle i podczas turnieju może pełnić dużo ważniejszą rolę niż dotychczas. Kibice z chęcią obejrzeliby również Bartosza Kapustkę, który przebojem wdarł się do najważniejszej polskiej drużyny. Borysiuk i Starzyński to raczej opcja na Finlandię.      
Serbia, co tu mówić znajduje się w dużym kryzysie. Podczas eliminacji wywalczyli tylko siedem punktów w ośmiu meczach (trzy oczka odebrał  im wyjątkowo kretyński wyrok Sądu Arbitrażowego w Lozannie), choć wcale nie mieli tak trudnych rywali. Dania ma najsłabszy zespół od kilkunastu lat, a siłę Albanii pokazał rewanż w Tiranie, kiedy Serbowie wygrali 2-0. Ewidentnie coś nie zagrało w tej grupie osobowej, na co wskazywał już pierwszy mecz kwalifikacji przeciwko Armenii, zremisowany z dużym trudem. Holender Dick Advocaat nie potrafił okiełznać znanych z dużego temperamentu bałkańskich piłkarzy i odszedł po czterech spotkaniach. Debiut miał udany, ponieważ wygrał z Francją, ale później nastąpiła zapaść, przez co musiał pożegnać się ze stanowiskiem, a jego fotel otrzymał Radovan Curcić, który zna kadrę od podszewki. 
Jeśli spojrzeć na zawodników reprezentujących Serbię to wciąż jest to silna drużyna. Na każdej pozycji mają przynajmniej jednego piłkarza dużej klasy. No może poza przeciętnym bramkarzem Stojkoviciem, ale w obronie takie nazwiska jak Kolarov, Ivanović, czy znany z Gandawy Stefan Mitrović robią wrażenie. Pomoc to para skrzydłowych Tadić-Tosić, natomiast środek zabezpieczają Matić oraz Milivojević. W odwodzie pozostają jeszcze choćby Sulejmani czy Milinković-Savić z Lazio. Za zdobywanie goli odpowiadają głównie Adem Ljajić i Aleksandar Mitrović. Aż dziwne, że tacy gracze nie potrafią wygrać z żadną mocną ekipą. Od czasu przejęcia sterów przez Curcicia rozegrali osiem potyczek i zwyciężyli tylko w trzech, doznając pięciu porażek. Ciekawe, że tryumfowali jedynie z zespołami, których nazwa zaczyna się na "A", czyli z: Azerbejdżanem, Armenią i Albanią. Także chyba możemy być spokojni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz