fot. radio5.com.pl |
Wydawało się, że sprawa Radosława Cierzniaka dobiegła końca. Izba ds. Rozstrzygania Sporów Sportowych orzekła, że zawodnik ma prawo rozwiązać kontrakt z Wisłą. Niby była jeszcze ścieżka odwoławcza, ale nikt za bardzo nie wierzył w możliwość jej skuteczności. Tymczasem przez gadatliwość piłkarza mamy epilog. Mianowicie pan Radek wypowiadając się dla Przeglądu Sportowego stwierdził, że "tuż przed Bożym Narodzeniem usłyszał, że jest oferta z Legii". Oznaczałoby to złamanie przez niego oraz warszawski klub zakazu prowadzenia pertraktacji na dłużej niż pół roku od zakończenia kontraktu z dotychczasowym pracodawcą, bez jego poinformowania. Gdy sprawa się rypła gazeta zaczęła tworzyć kolejne wersje wywiadu, tłumacząc się doprecyzowaniem przekazu. Całą sytuację można prześledzić na grafice:
Obecnie redaktor naczelny PS - Michał Pol twierdzi, że wszystkie wersje zawierają się w pierwotnej, co jest tłumaczeniem śmiesznym, bo dlaczego zatem ją zmienił i to aż trzykrotnie? Nie chce natomiast opublikować nagrania audio z rozmowy, choć takie rozwiązanie zamknęłoby temat, a każdy mógłby usłyszeć jak było naprawdę. Szkoda, że najważniejszy sportowy dziennik w kraju podważa swój autorytet próbując stosować metodę Billa Clintona - palił, ale się nie zaciągał, czyli bezczelnego wciskania kitu. Na koniec pewnie były golkiper Wisły opowie o swojej konwersji na prawosławie i tym samym wyjaśni się kwestia "styczniowego Bożego Narodzenia", bo wyznawcy tej religii rzeczywiście świętują według kalendarza juliańskiego.
Pomijam już inne wywiady Cierzniaka, w których sam sobie przeczy co do okoliczności rozmów z Wisłą na temat kontraktu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz