czwartek, 2 lipca 2015

Powrót do przeszłości: Rosjanie zatrzymani

fot. polskieradio.pl
Po losowaniu grup Euro2012 mogliśmy być zadowoleni, bo trafił nam się najłatwiejszy zestaw. Za najgroźniejszego przeciwnika została uznana Rosja, z którą mieliśmy rywalizować o pierwsze miejsce, dlatego drugie spotkanie miało pokazać prawdziwą siłę kadry Smudy. Szczególnie, że Sborna kilka dni wcześnie z łatwością pokonała Czechów 4-1. Dodatkowo emocje podgrzewały wzajemne animozje, więc zapowiadała się bitwa nie tylko na murawie.      
Franciszek Smuda zdecydował się na bardziej defensywne ustawienie i  zamiast Macieja Rybusa wystawił Dariusza Dudkę. On wraz z Murawskim, a także Polanskim mieli zatrzymać gwiazdy prowadzone przez Dicka Advocaata, zwłaszcza Arszawina. W bramce pauzującego Szczęsnego zastąpił Tytoń.
Rosjanie od początku częściej byli przy piłce, ale pierwszą groźną sytuację stworzyli Biało-Czerwoni. W 7 minucie Obraniak dośrodkował z wolnego, dobrą pozycję wywalczył sobie Boenisch, ale jego strzał głową instynktownie odbił nogą Małafiejew. To pokazało, że rywali nie trzeba się aż tak bać i inicjatywa przeszła na naszą stronę. W 18 minucie nasi reprezentanci przeprowadzili akcję, która jest znakiem firmowym wszystkich ekip Smudy. Kilka podań z klepki sprawiły, że piłka trafiła do Polanskiego, a środkowy pomocnik skierował ją do siatki. Niestety sędzia odgwizdał spalonego i rzeczywiście ofsajd był ewidentny. Przeciwnicy trochę się otrząsnęli, znów zaczęli częściej gościć pod bramką Tytonia, choć im też brakowało pomysłu na zdobycie pierwszego gola, aż przyszła 37 minuta. Arszawin z wolnego posłał futbolówkę w pole karne, a tam odnalazł się Dżagojew i głową pokonał bohatera meczu przeciwko Grecji. Rosjanin nie jest szczególnie wysokim piłkarzem, nasi stoperzy powinni bez trudu wygrywać z nim powietrzne pojedynki. Przed przerwą groźnie uderzył jeszcze Błaszczykowski, co prawda Małafiejew wyłapał, ale ta próba być może pomogła Kubie ustawić celownik. Przydało się to w drugiej odsłonie.
Zaraz po wznowieniu nasz kapitan prostopadle zagrał do Lewandowskiego, lecz ten źle przyjął i sam się wyrzucił zbyt daleko od bramki. 10 minut później pomocnik Borussii już nie podawał. Prawą stroną wyszedł Piszczek, odegrał koledze, a ten cudowną bombą zmusił Małafiejewa do kapitulacji. Łukasz w ogóle był aktywny podczas konstruowania ataków, to on uruchomił Obraniaka, ten zagrał Polanskiemu, lecz tym razem górą był bramkarz Sbornej. Rosjanie słabo radzili sobie z naszymi skrzydłami. Widząc ich gorszą dyspozycję Smuda zdecydował się podkręcić tempo i wpuścił Mierzejewskiego za Dudkę. Do końca meczu groźniejsi byli Polacy, lecz potrafili jedynie oddać kilka strzałów z dystansu, zatem znowu podzielili się punktami z przeciwnikiem.     
Biorąc pod uwagę klasę Rosjan (przecenioną jak się później okazało) remis był przyjęty jako korzystny rezultat. Przede wszystkim udało się zaprzeczyć wrażeniu z pierwszego meczu, że drużyna jest słabo przygotowana pod względem fizycznym. W końcu to my odrobiliśmy wynik, a druga połowa wyglądała o niebo lepiej niż z Grekami. Nie było to wielkie widowisko, ale obie ekipy zostawiły sporo zdrowia na murawie. Z taką postawą uzasadniona wydawała się wiara w awans.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz