niedziela, 12 lipca 2015

Gorące lato w Madrycie

fot. eurosport.onet.pl
Zakończyła się telenowela z odejściem Ikera Casillasa. Wieloletni kapitan Realu, człowiek bez którego wielu nie wyobrażało sobie Królewskich zmienia barwy klubowe. Po przerwie wakacyjnej będzie reprezentował FC Porto, co można uznać za zaskoczenie. Już od wielu miesięcy pozycja bramkarza słabła, właściwie zaczęło się to od pobytu na Santiago Bernabeu Jose Mourinho. Portugalczyk pierwszy podważył klasę Ikera zastępując go Diego Lopezem, a teraz mistrz świata z 2010 r. trafił do drużyny, która wiele zawdzięcza obecnemu menadżerowi Chelsea. Sam transfer mnie nie dziwi, ale spodziewałem się innego kierunku. Casillas zasłużył, żeby mieć spokojną, luksusową emeryturę w krajach arabskich, albo za oceanem. 
Właściwie po co mu Porto? To bardzo fajny klub, z dużymi osiągnięciami, jednak dla tak utytułowanego zawodnika zbyt mały. Nawet mama bramkarza La Furia Roja niezbyt dyplomatycznie wyraziła się o ekipie Smoków. Zdecydowanie przesadziła, ale szanse, by jej syn nad Atlantykiem wzbogacił kolekcję znaczących trofeów są niewielkie. Ewentualnie może wygrać Ligę Europy, bo Ligę Mistrzów już raczej nie. Jedyny plus, że blisko domu i może okazał się to kluczowy argument na przykład dla żony piłkarza. Sam klub też postępuje dosyć ryzykownie. Porto słynęło przede wszystkim z wychowywania młodych zawodników, albo sprowadzania mniej znanych, a później zarabiania na nich. Po to chyba zatrudnili trenera Julena Lopetegui kojarzonego wcześniej z młodzieżowymi reprezentacjami Hiszpanii.      
Oficjalne pożegnanie, zresztą przygotowane naprędce pozostawiło trochę niesmak. Nie pierwszy raz Florentino Perez zawodzi w tej kwestii. Uważam jednak, że sprzedaż kapitana była słusznym krokiem. Nikt nie powinien być forowany za zasługi, zwłaszcza jeśli przyjdzie De Gea, co pewnie ostatecznie nastąpi. Trudno sobie wyobrazić tych dwóch bramkarzy w jednym zespole. Skończyłoby się jak w westernie, jeden musiałby opuścić wspólny teren. Coś czuję, że kibice wzięliby stronę wychowanka Realu i ich wieloletniego bohatera, a nie byłego gracza Atletico. Szatnia też by się podzieliła. Nawet jeśli United zablokują odejście swojego golkipera, to Królewskim krzywda się nie stanie ponieważ mają Navasa, a mogą dokupić jeszcze kogoś innego. Świat nie kończy się na Ikerze. Kiedyś odszedł Hierro czy Raul i klub nie upadł. Nie upadnie również po zmianie między słupkami. 
W ogóle latem drużyna może zostać mocno przebudowana. Po pierwsze Sergio Ramos. Ma on co prawda kontrakt ważny jeszcze przez dwa lata, lecz jest niezadowolony z obecnych zarobków. Chętnie przygarnie go van Gaal. Z kolei Isco chciałby więcej grać i też przebąkuje o transferze. Najczęściej wspomina się o kierunku włoskim oraz angielskim. Obarczani za zeszłoroczne porażki Bale i Benzema mogliby zrobić miejsce dla kogoś innego, choć najpierw musiałby się na nich znaleźć kupiec. A jest to wątpliwe przede wszystkim w przypadku Walijczyka, chyba że Real przyjmie do wiadomości znaczny spadek wartości tego zawodnika. Prawdziwą bombą byłby ewentualny transfer Ronaldo. Ponoć Perez dopuszcza możliwość negocjacji z szejkami rządzącymi PSG, ale to jednak bardzo odległa perspektywa. Odejście Portugalczyka odbiłoby się na wartości marketingowej klubu. A to był zawsze konik prezesa.

















3 komentarze:

  1. Ja osobiście nie wyobrażam sobie Realu bez Casillasa. Zawsze być podstawowym golkiperem Realu. Szkoda, że opuścił Madryt. Ale w Porto na pewno będzie dobrze spęlniał swoj obowiązki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie sobie wyobrażam. Ciężko mi było sobie wyobrazić Bullsów bez Jordana, ale przecież nie zamknęli klubu, jak MJ kończył karierę. Casillasa sadzał na ławę Mourinho i też jakoś było. Co do Porto to niech mu się wiedzie jak najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Casillas zbyt rzadko grał ostatnio w Realu. Jest on dobrym bramkarzem, a w FC Porto może mieć szansę na częstsze występy.

      Usuń