poniedziałek, 4 maja 2015

Powrót do przeszłości: postrach trenerów

fot. sport.se.pl
Leszek Ojrzyński został dwunastym trenerem zwolnionym podczas tego sezonu Ekstraklasy. Liczba dość duża, bo Anglicy dokonali sześciu zmian, a znani z południowego temperamentu Hiszpanie jedenastu. Jest to też idealna liczba, aby obsadzić wspominanych dwunastu pechowców w remake'u filmu Sidneya Lumeta. Pewnie z chęcią wcieliliby się w rolę ławy przysięgłych dokonującej osądu polskiego futbolu. Problem polega na tym, że czeka nas jeszcze siedem kluczowych serii spotkań, a nie brakuje kandydatów do poszerzenia grona bezrobotnych, więc lista pewnie się wydłuży. Widocznie pomysły Józefa Wojciechowskiego na prowadzenie klubu wciąż są aktualne.
Szerzej nieznany przedsiębiorca z branży deweloperskiej przejął Polonię Warszawa w niezbyt miłych okolicznościach. Niedługo wcześniej zmarł jej poprzedni właściciel - Jan Raniecki, a zespół zmierzał prosto do II ligi. Po kilku miesiącach sporów z innym kontrahentem zainteresowanym inwestycją w Czarne Koszule, Wojciechowski przejął niepodzielne rządy przy Konwiktorskiej. Utrzymał klub na zapleczu, lecz o awansie nie mogło być mowy. Udana wiosna sprawiła jednak, że cel na kolejny sezon mógł być tylko jeden - awans. 
Początek potwierdził wysokie aspiracje, dziesięć punktów w czterech premierowych kolejkach ustawił Czarne Koszule na pozycji faworyta do uzyskania promocji. Szczególnie, że przez zamieszanie spowodowane aferą korupcyjną, aż cztery drużyny mogły przejść szczebel wyżej. Niestety mimo tak korzystnego zbiegu okolicznego, Polonia ustąpiła miejsca sześciu przeciwnikom i musiała obejść się smakiem. Oczekiwań prezesa nie spełnił żaden z czterech szkoleniowców, byli to: Waldemar Fornalik, Dariusz Wdowczyk, Tomasz Strejlau oraz Jerzy Kowalik.  
Wobec trudności ze sportowym awansem, operatywny prezes kupił od Zbigniewa Drzymały Groclin Dyskobolię i połączył ją z warszawskim klubem, dzięki czemu Czarne Koszule weszły do Ekstraklasy kuchennymi drzwiami. O dziwo na stanowisku pozostał ówczesny opiekun Groclinu - Jacek Zieliński. Była to słuszna decyzja, ponieważ jesienią Polonia wzmocniona najlepszymi piłkarzami z wielkopolskiego klubu była rewelacją ligi. Cierpliwości właścicielowi nie starczyło na długo. Chyba zbyt szybko uwierzył, że ma zespół na mistrzostwo i Zielińskiego zastąpił Bogusławem Kaczmarkiem. Bobo szybko popadł w konflikt z przełożonym, co skutkowało kolejną dymisją, swoją szansę dostał wówczas Jacek Grembocki. Zdołał on awansować do europejskich pucharów, co szybko okazało się gwoździem do jego trumny. 
Odpadnięcie z Bredą wstydu nie przyniosło, ale Czarne Koszule kiepsko spisywały się na krajowym podwórku. Jeszcze w sierpniu podziękowano Grembockiemu, tym razem powierzając stery Dusanowi Radolsky'emu. Wariant ze Słowakiem był kompletnym niewypałem, dlatego zluzował go Marcin Libich jako trener tymczasowy, a później zatrudniono Jose Marii Bakero. Nazwisko Hiszpana robiło duże wrażenie, choć nie miał on żadnych znaczących osiągnięć po zakończeniu kariery zawodniczej. Mimo tego wypełnił wyznaczony mu cel jaki było utrzymanie się w stawce najlepszych polskich klubów.
Po słabszym roku Polonia znów miała włączyć się do walki o mistrzostwo. Wygrane 3-0 derby tylko zwiększyły apetyt, ale trener znów padł ofiarą własnego sukcesu. Kiedy drużynie zaczęło się wieść gorzej prezes wyrzucił Bakero, a w jego miejsce zaufał Pawłowi Janasowi. Oczywiście nie na długo, do końca sezonu  Czarne Koszule prowadzili jeszcze Theo Bos, Piotr Stokowiec, a kończył przywrócony do łask Jacek Zieliński. Przy takim zamieszaniu siódmą lokatę trzeba traktować jako sukces. 
W ostatnim jak się okazało sezonie Józefa Wojciechowskiego przy Konwiktorskiej trochę poluzowano wymagania, niemniej i tak doszło do zmiany na ławce. Tym razem roli sapera podjął się Czesław Michniewicz. Wielkiej kariery w stolicy nie zrobił, przez co Polonia zajęła dopiero szóste miejsce.
Po tak licznych zawodach związanych z futbolem Wojciechowski sprzedał swoje udziały Ireneuszowi Królowi, który doprowadził klub do upadku. Nie można odmówić pasji prezesowi, ale na piłce to on się nie zna i chyba lepiej, żeby już nigdy się w nią nie bawił.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz