poniedziałek, 4 maja 2015

Chelsea wróciła na tron

fot. sport.wp.pl
Piłkarze Jose Mourinho postanowili nie trzymać swoich fanów w napięciu i skorzystali z pierwszej nadarzającej się okazji, żeby przypieczętować zdobycie mistrzowskiej korony. Mimo, że do końca zostały jeszcze trzy kolejki, żadna drużyna nie ma szans dogonić The Blues. 
Nie jest to żadna niespodzianka, ponieważ tylko Chelsea potrafiła utrzymać równą formę przez cały sezon. Faktycznie rzadko kiedy zachwycała swoją postawą, ale gromadziła punkty z regularnością, o której reszta mogła marzyć. Kilka osiągnięć tegorocznego mistrza budzi szacunek. Zespół ze Stamford Bridge przegrał na razie tylko dwa mecze, gdyby udało się uniknąć porażki w trzech pozostałych spotkaniach, byłby to najlepszy wynik zwycięzcy Premier League od dziesięciu lat, kiedy tryumfator przegrał raz. Oczywiście była to Chelsea prowadzona przez Mourinho. Trzeba więc oddać chwałę Newcastle oraz Tottenhamowi - jedynym ekipom posiadającym skalp zdobyty na Niebieskich.
Jak trudno gra się z nowo kreowanym królem angielskiej ligi świadczy jeszcze mocniej fakt, że przez całe 35 dotychczasowych meczów przegrywała ona tylko przez 152 minuty, z tego ponad połowę we wspomnianych dwóch spotkaniach zakończonych bez zdobyczy punktowej. Żelazna dyscyplina taktyczna zawsze była znakiem firmowym portugalskiego szkoleniowca, ale chyba w Anglii może najbardziej się na tym polu rozwinąć. Wbrew kibicom Arsenalu, którzy wykpiwają nudny styl, Chelsea wcale nie zdobywa mało goli, zresztą więcej od Kanonierów, choć ci mają dwa mecze rozegrane mniej. Obecnie jedynie Manchester City wykazuje wyższą skuteczność, ale różnica jest minimalna. Rzeczywiście rzadko kiedy gracze ze Stamford Bridge gromią rywali, aplikując im po kilka bramek, za to trafiają bardzo regularnie. Mało komu udaje się zachować czyste konto przeciwko The Blues, na razie dokonali tego jedynie zawodnicy Arsenalu oraz Sunderlandu.
Od początku rozgrywek Niebiescy nie zostawiali złudzeń, kto sięgnie po prymat w Anglii. Przewodzili ligowej stawce od pierwszej serii meczów i tylko na dwie kolejki oddali prowadzenie komuś innemu. Jedyny większy kryzys zanotowali na przełomie starego i nowego roku, kiedy z wyjazdów do Southampton i północnego Londynu wywieźli ledwie jedno oczko, ale kto zdoła bez strat wytrzymać mordercze tempo Premier League podczas okresu bożonarodzeniowego?
Podstawą sukcesu były udane transfery. Diego Costa byłby pewnie królem strzelców, gdyby nie liczne absencje. Fantastycznie do zespołu wpasował się także Cesc Fabregas, pod względem liczby asyst nie ma sobie równych w lidze. Pozyskany za darmo Drogba pełnił rolę bezpiecznika na wypadek braku Costy i również wywiązał się ze swojej roli, choć jego statystyki nie imponują. Więcej można było się spodziewać po Filipie Luisie, a przede wszystkich Juanie Cuadrado. Kolumbijczyk chyba jeszcze się nie odnalazł na Wyspach, dla jego oceny kluczowy będzie kolejny sezon.   
Trudno ukryć, że Chelsea była też mocna słabością swoich rywali. Liverpool odpadł już w przedbiegach, ekipy z Manchesteru miewały dobre okresy, lecz w przekroju całego sezonu ich forma odbiegała od oczekiwań. Arsenal obudził się dopiero na wiosnę. Trzeba również pamiętać, że drużyny Mourinho apogeum osiągają zazwyczaj w drugim roku jego pracy. Zatem następna odsłona mistrzostw Anglii nie będzie usłana różami dla obrońcy trofeum, ale teraz nikt sobie tym nie zaprząta głowy. Ważny jest tylko powrót korony na Stamford Bridge.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz