niedziela, 15 marca 2015

Z nową miotłą na Legię

fot. wprost.pl
Prawie osiem lat temu Kazimierz Moskal był już w podobnej sytuacji. Przejmował zespół w trakcie rundy wiosennej i niemal od razu musi mierzyć się z Legią, choć wtedy miał przynajmniej kilkanaście dni na zaprowadzanie własnych porządków, a i warszawianie byli dużo słabsi. W każdym razie powtórkę wyniku 3-1 piłkarze spod Wawelu wzięliby z pocałowaniem ręki. Przy Reymonta ciągle wyczekują pierwszego ligowego zwycięstwa w 2015 r., przed przerwą reprezentacyjną dostaną jeszcze dwie szanse na jego odniesienie.
Wyjazd na Łazienkowską zapowiada się jako trudniejszy mecz niż derby przed własną publicznością, choć niekoniecznie tak musi być. Podopieczni Moskala przystąpią dzisiaj do rywalizacji bez żadnej presji, bo nikt nie oczekuję od nich nawet remisu. Co ciekawe w tym sezonie Wisła lepiej radzi sobie w delegacji, przede wszystkim pod względem liczby strzelonych goli. Z drugiej strony mistrz Polski rzadko traci punkty u siebie. W stolicy wygrały tylko Jagiellonia i Bełchatów, jednak Legia wystawiła wówczas rezerwy, dodatkowo jeden punkt udało się zgarnąć Lechowi oraz Górnikowi Zabrze.
Biała Gwiazda od prawie pięciu lat czeka na tryumf  przywieziony ze stadionu Wojska Polskiego. Wtedy Paweł Brożek trzy razy pokonał Jana Muchę, czym pogrążył zespół prowadzony przez Stefana Białasa. Z kolei ostatnie zwycięstwo nad Legią to sukces ekipy Franciszka Smudy, która w  rundzie jesiennej poprzedniego sezonu wygrała u siebie 1-0. Od tamtego czasu rozegrano jeszcze dwa spotkania, jedno zakończone remisem, a drugie wygrali warszawianie.
Jesienią Legia wywiozła z dawnej stolicy Polski trzy punkty, pewnie wygrywając 3-0. Niestety nie obeszło się bez kontrowersji sędziowskich. Pierwszą bramkę Orlando Sa zdobył z ewidentnego spalonego, czego nie dostrzegł asystent Szymona Marciniaka. Kolejne dwa gole padły już w 90 minucie i były efektem rzucenia przez Wisłę wszystkich sił do odrabiania strat.
Ostatnio wypaczanie wyników konfrontacji wiślacko-legijnych na korzyść tych drugich stało się normą. Wciąż trudno zapomnieć o kuriozalnym Sebastianie Jarzębaku, który nie potrafił dojrzeć, że piłka o dobre pół metra wyszła poza linię końcową. Po jego popisie zrezygnowano z sędziów bramkowych, ale sam arbiter ani myślał odejść z zawodu, bo do dzisiaj biega z gwizdkiem po murawie. Na szczęście tylko w I lidze. Dzisiejsze starcie poprowadzi Mariusz Złotek i oby nie stał się za kilka godzin głównym aktorem widowiska.
Największą niespodzianką pozostaje skład, które zdecyduje się desygnować Kazimierz Moskal. Jego poprzednik był znany z przywiązania do nazwisk i niechęci w poszukiwaniu nowych rozwiązań. Następca od początku jest zmuszony do improwizacji, choćby z powodu żółtych kartek. To one wyeliminowały z hitowego meczu Głowackiego oraz Sadloka. Brak tego drugiego może być nawet wzmocnieniem, bo wiosną prezentował się fatalnie, natomiast kapitan Wisły był jej filarem defensywnym. Prawdopodobnie zastąpi go młody Piotr Żemło.
Coś czuję, że Moskal skończy również z wynalazkami typu Boguski jako defensywny pomocnik i były reprezentant Polski wróci do formacji ofensywnej. Brożkowi przyda się ktoś do pomocy w polu karnym.
Henning Berg dysponuje wszystkimi zawodnikami, ale pewnie zdecyduje się na jakieś zmiany w stosunku do zeszłotygodniowej potyczki. Być może od pierwszej minuty zagra Ondrej Duda, a Saganowskiego zastąpi Portugalczyk Sa. 
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz