wtorek, 10 marca 2015

Smuda ofiarą kryzysu

fot. euro.interia.pl
Tej wiosny spadła pierwsza trenerska głowa, najmniej cierpliwości wykazano przy Reymonta gdzie pożegnano Franciszka Smudę. Stawiałem co prawda na drugi krakowski klub, ale zdaje się że tam też rozważają zluzowanie Roberta Podolińskiego. Derby mogą, więc być okazją do starcia między nowymi szkoleniowcami, choć w przypadku Wisły to raczej wariant tymczasowego strażaka.
Kiedy były selekcjoner obejmował stanowisko opiekuna Wiślaków, chyba mało kto wierzył, że odniesie z nimi sukces. Inna sprawa, że odbyło się to w czasie gdy 13-krotny mistrz Polski był już w poważnym kryzysie i jakoś wielu uznanych trenerów nie garnęło się do pracy przy Reymonta. Okres holenderski ciągle dawał o sobie znać w postaci ogromnej dziury budżetowej i sportowo słabej kadry. Franz zgodził się po starej znajomości z prezesem Cupiałem, zresztą alternatywą była pewnie spokojna emerytura przed kominkiem, co nie każdemu musi pasować.
Dla mnie Smuda miał tylko ogarnąć zespół, a potem oddać go komuś, kto będzie w stanie nawiązać do czasów świetności. On sam nie mógł tego dokonać, bo po klęsce na Euro nie przypominał już człowieka, któremu opinia publiczna powierzyła misję stworzenia reprezentacji z niczego. Objęcie posady selekcjonera było jego największym marzeniem, kiedy w przykrych okolicznościach żegnał się z tym stanowiskiem poważny futbol się dla niego skończył, pozostało tylko szukanie kolejnego chętnego na coraz niżej wyceniane umiejętności. Franz ostatni tytuł mistrzowski zdobył 16 lat temu, jakiekolwiek trofeum w 2009 r., więc coś jest nie tak z jego skutecznością.
Mimo to w Wiśle radził sobie przyzwoicie. Pewien znany serwis sportowy typował Białą Gwiazdę do spadku, a tymczasem ciągle utrzymywała się w czołówce. Oczywiście dobra passa dobiegła końca i ostatecznie krakowianie zajęli 5 miejsce. Bardzo podobny przebieg miał obecny sezon, początkowo czołówka, później jazda w dół. Kiedy zespół był formie potrafił grać najładniejszą piłkę w Ekstraklasie, jednak takie okresy trwały krótko, przeważnie dominowała przeciętność. Ogólnie Smuda notował wyniki na miarę potencjału Wisły, a może nawet odrobinę lepsze.
Problemem klubu nie są trenerzy, ale ogólna sytuacja, zwłaszcza finansowa, która przekłada się ma jakość sportową. Wbrew zapowiedziom nie została podpisana umowa ze sponsorem koszulkowym, brakuje też innego pomysłu na zapełnienie kasy, bo trybuny nie pękają w szwach. Piłkarze miesiącami  czekają na pensje, sam Smuda podobno od pół roku nie otrzymał żadnej wypłaty. Teraz trzeba będzie się z nim dogadać odnośnie rozwiązania kontraktu, zatem Franz zainkasuje zaległe pieniądze, a i pewnie minimum sześć kolejnych pensji. Skąd nagle biedny klub znajdzie ponad pół miliona złotych? 
W takich okolicznościach było oczywiste, że następca będzie opcją oszczędnościową. I rzeczywiście Kazimierz Moskal jest na miejscu i pewnie zgodzi się pracować za pół darmo, ale czy on gwarantuje  lepsze wyniki niż poprzednik? Był już wielokrotnie asystentem, bądź trenerem tymczasowym, zawsze na krótko i zawsze bez spektakularnych osiągnięć. Owszem awansował z grupy LE i wygrał kiedyś mecz z Legią, po czym przed kamerą śpiewał wiślacki hymn. Nie można mu odmówić przywiązania do Białej Gwiazdy, jednak trudno się spodziewać, że akurat on będzie człowiekiem, który wyciągnie zespół z tak dużego kryzysu.    













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz