czwartek, 12 lutego 2015

Klopp wreszcie ma wyzwanie

fot. zeit.de
Mało gdzie wiosenne porządki są tak potrzebne jak w Borussii Dortmund. Klub znajdujący się jeszcze niedawno na szczycie, grający w finale Ligi Mistrzów i będący wzorem zarządzania, teoretycznie za kilka miesięcy może pożegnać się z elitą niemieckiej piłki.
Kiedy 25 maja 2013 r. zawodnicy w żółto-czarnych strojach przegrali na Wembley Puchar Europy, skończył się jakiś okres w historii klubu. Wiadomo było, że Bayern rozpoczyna swój czas dominacji i Borussia nie będzie w stanie temu przeszkodzić. Różnica potencjałów jest zbyt duża: mniejsze miasto, nie ten budżet, nie ta historia, nie ta rozpoznawalność na całym świecie. Skończyło się granie na nosie monachijczykom, tak jak w finale Pucharu Niemiec 2012, gdy podopieczni Kloppa wygrali 5-2, a Lewandowski ustrzelił hattricka. Już kolejny sezon pokazał, że stać ich jedynie, aby zająć pozycję za plecami Bayernu i liczyć, że inne zespoły nie zapragną odebrać im miana pretendenta do rywalizacji z hegemonem. Taka sytuacja mogła trwać latami, nawet Jurgen Klopp zaczął przebąkiwać o nowych wyzwaniach, lecz stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
Przed sezonem postawiono na bezpieczne transfery. Powrót Kagawy, do tego sprawdzony w Bundeslidze Ramos, który wydawał się naturalnym następcą Lewandowskiego, przecież walczył z nim o koronę króla strzelców do ostatniej kolejki. Gdyby opcja z Kolumbijczykiem nie wypaliła dodatkowo został ściągnięty Ciro Immobile - najskuteczniejszy snajper Italii. Z kolei obronę wzmocnił Matthias Ginter, jeden z najzdolniejszych graczy młodego pokolenia w Niemczech. Takie zakupy spokojnie pozwalały liczyć na miejsce w trójce i odegranie niemałej roli podczas występów międzynarodowych.       
Tymczasem minęła połowa sezonu, a Borussia wygrała ledwie pięć z dwudziestu spotkań. Tylko Hamburg, Koeln i Stuttgart mają mniej strzelonych goli. Nowi piłkarze okazali się fatalną inwestycją. Immobile, Kagawa oraz Ramos zdobyli łącznie sześć bramek w Bundeslidze. Przynajmniej w Lidze Mistrzów wykazali większą skuteczność, dzięki czemu Borussia spokojnie awansowała do fazy pucharowej.
Systematycznie osłabiana drużyna w końcu straciła walory, które prezentowała wcześniej. Doszła też prawdziwa plaga kontuzji, utrudniająca zwłaszcza sformowanie solidnej linii defensywnej. Wydaje się również, że niektórzy piłkarze (Grosskreutz, Schmelzer, Kehl, Subotic) zbyt długo zasiedzieli się na Signal Iduna i trzeba będzie poszukać dla nich następców. Tak samo jak dla Hummelsa, czy Gundogana, bo wieczne sagi transferowe z ich udziałem rozbijają zespół. Niewątpliwie kończy się czas Weidenfellera, tutaj akurat Borussia ma farta, bo pewnie Marc-Andre ter Stegen chętnie wróci do Niemiec. Oczywiście Mchitarian, czy Immobile muszą odejść w pierwszej kolejności.
Wygląda, więc na to że Jurgen Klopp znowu będzie miał co robić. Ostatnio wyglądał na przygaszonego, ale paradoksalnie zła sytuacja zespołu powinna wyzwolić w nim dodatkową energię. Powrót do czołówki będzie podobnym wyzwaniem jak doprowadzenie BVB do największych sukcesów w historii klubu.      









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz