środa, 11 lutego 2015

Bogaty jak PZPN

fot. polskieradio.pl
Niektórym to się powodzi. W wyniku kłótni Zbigniewa Bońka z Grzegorzem Lato dowiedzieliśmy się, że na kontach piłkarskiej federacji znajduje się grubo ponad 100 mln zł. Nowej ekipie zdecydowanie należy się pochwała za umiejętność zdobywania funduszy. Przede wszystkim udało się nieco uporządkować bałagan jaki narobił poprzedni prezes wraz ze współpracownikami. Jednak na drugim biegunie są kluby Ekstraklasy, które w większości znajdują się w beznadziejnej sytuacji finansowej. Czy PZPN nie powinien im pomóc? W końcu największy skarb związku - reprezentacja, jest tworzony także przez Ekstraklasę. 
Zmiana prezesa nie wpłynęła na likwidacją haraczu od transferów zagranicznych. Klub sprzedając zawodnika poza Polskę musi przekazać 5% sumy do podziału dla centrali i rodzimego związku wojewódzkiego. Ostatnio świętego Mikołaja odegrała Legia, dotując działaczy kwotą ponad 400 tys zł. To oczywiście rezultat zmiany barw przez Bielika. Ciekawe, że podczas prezesury Laty ta sprawa była jednym z głównych punktów krytyki ze strony dziennikarzy. Teraz jakoś mało kogo kłuje w oczy skubanie klubów. Sam Boniek też nie widzi problemu, twierdząc że Bielika wypromowały reprezentacje juniorskie, więc coś się PZPN-owi należy. Wobec tego raczej pozostaniemy jedyną nacją, obok Białorusinów która godzi się na takie rozwiązanie.    
Wiosenne zmagania zainauguruje mecz ćwierćfinału Pucharu Polski. To najważniejsze rozgrywki klubowe organizowane przez PZPN, bo przecież Ekstraklasa jest odrębnym bytem. Niestety także tutaj rzeczywistość skrzeczy. Kwota pół miliona złotych za wywalczenie trofeum nie robi wrażenia. Sukcesy we wcześniejszych fazach są premiowane znacznie niżej, właściwie na żenującym poziomie. Trudno się, dziwić że kluby często odpuszczają Puchar wystawiając rezerwowy skład. Jeśli chce się zwiększyć prestiż rozgrywek to wypada finansowo zmotywować uczestników. Miło by było, gdyby przykładowo zawodnicy biednego jak mysz kościelna klubu Błękitni Stargard Szczeciński coś mieli z awansu do ćwierćfinału, a nie tylko obowiązek podróży przez całą Polskę na mecz z Cracovią.
Wyjątkowo nieprzyjemnym echem odbiła się sprawa współpracy z reprezentacją ampfutbolu (piłkarze po amputacjach kończyn). Pod koniec zeszłego roku w Meksyku odbywały się mistrzostwa świata tej dyscypliny. Polska ekipa miała trudności ze sfinansowaniem wyjazdu na tą imprezę. Proszony o pomoc PZPN delikatnie mówiąc się nie popisał. Odmówił wsparcia pieniężnego, łaskawie tylko zgodził się wypożyczyć (!!!) stroje i sprzęt piłkarski. Gdy temat nagłośniono, a nasi nieźle radzili sobie w turnieju (ostatecznie zajęli 4 miejsce) zdecydowano, że wspomniane akcesoria zostaną jednak przekazane na stałe. 
O budżet trzeba dbać, natomiast związek sportowy, to nie korporacja, mająca na celu wyrabianie dywidendy dla akcjonariuszy. Pieniądze nie powinny puchnąć trzymane w bankach, tylko mają służyć rozwojowi piłki nożnej nad Wisłą. Może więc zamiast przerzucać się z poprzednią ekipą excelowskimi tabelkami kto więcej zarobił, trzeba pokazać kto mądrzej potrafił tą kasę spożytkować.   






2 komentarze:

  1. Podoba mi się ten blog, a ten tekst jest przeciwieństwem lizodupstwa prezentowanego przez większość ogólnopolskich mediów sportowych.

    OdpowiedzUsuń