poniedziałek, 17 listopada 2014

Pokonać ochroniarzy papieża

fot. szwajcaria.com.pl
Na zakończenie bardzo udanej jesieni, kadra Nawałki zmierzy się ze Szwajcarią. Państwo położone u stóp Alp, jest mało kojarzone z futbolem, bardziej ze sportami zimowymi. Niesłusznie zresztą, bo przedstawiciele tej narodowości byli wśród pionierów piłki nożnej. Hans Gamper zakładał na przykład Barcelonę, a szwajcarska federacja uczestniczyła w stworzeniu FIFA. Do tej pory, większość międzynarodowych instytucji piłkarskich, mieści się właśnie tam. Obecny szef FIFA też się stamtąd wywodzi, ale akurat co do Blattera, to nie ma się czym chwalić.   
Dla nas to dosyć egzotyczny rywal. Po raz ostatni, starliśmy się za kadencji Jerzego Engela. Łatwo pokonaliśmy wtedy Helwetów 4-0. To jedyna potyczka w XXI wieku. Ogólny bilans zdecydowanie na korzyść Polski. W dziewięciu meczach wygraliśmy cztery razy, tylko raz schodząc z murawy jako pokonani. Co ciekawe, ojczyzna sera, czekolady i zegarków, wyjątkowo pasowała obecnemu prezesowi PZPN. Boniek wpakował im trzy gole.  
Początek obecnego stulecia, nie należał do specjalnie udanych dla Szwajcarów. Impulsem sanacji futbolu, było przyznanie krajowi mistrzostw Europy. Oczywiście im się to udało, bo od 2004 r. opuścili tylko jeden duży turniej: polsko-ukraińskie Euro. Nic dziwnego, gdyż to bardzo zapobiegliwy naród. Mimo, że od 199 lat są państwem neutralnym, posiadają największą armię na kontynencie, w stosunku do liczby ludności. 200 tys. osób to dwa razy więcej niż liczy sobie nasze wojsko, a przecież Helwetów jest zaledwie 8 mln. Do tego, praktycznie w każdym domu znajduje się przynajmniej jedna sztuka broni, dostęp jest bodaj najpowszechniejszy w Europie. Zrozumiałe więc, że nawet Hitler bał się ich zaatakować, a papieże wybrali na swoich ochroniarzy.
Reprezentacja jakoś jednak nie przekonuje. Na brazylijskim mundialu, mimo łomotu z Francją wyszli z grupy, lecz później nie dali rady Argentynie. Jak na tak zdolne pokolenie piłkarzy, można mieć zastrzeżenia do ich gry. Wydaje mi się, że powinni lepiej się prezentować. Początek bieżących eliminacji też trudno uznać za udany. Przegrali bardzo ważną batalię ze Słowenią, być może decydującą w kontekście awansu.
Helweci największą siłą dysponują z przodu. Shaqiri, Mehmedi, Seferovic, Dżemaili czy Drmic to gracze znacznie groźniejsi, niż reprezentanci Gruzji, z którymi potykaliśmy się kilka dni temu.  W obronie największą gwiazdą jest Lichtsteiner, ale on we Wrocławiu nie zagra. Kibice skojarzą na pewno, byłego defensora Arsenalu - Johana Djourou, chwalony był również Ricardo Rodriguez. Tego drugiego ponoć chciała nawet Barcelona.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz