czwartek, 18 września 2014

Faworyt do Oscara już jest

fot. www.theartshouse.com.sg
Macie jakieś plany na początek grudnia? No to rezerwujcie prawie dwie godziny na film, o którym będzie się dużo mówiło, nie tylko w branży. Chodzi o The Imitation Game, ekranową biografię Alana Turinga - genialnego matematyka i kryptologa, twórcy podwalin pod informatykę.
Anglik przyczynił się do rozpracowania Enigmy (nota bene kiedy my doczekamy się wielkobudżetowej produkcji o wkładzie Polaków w ten sukces?), był również autorem testu Turinga. Kto oglądał Łowcę Androidów wie o co chodzi. Dla reszty wyjaśniam, że tą metodą bada się zdolność maszyn do symulowania ludzkich zachowań, tak aby nie można ich było odróżnić od homo sapiens. Swoją niezwykłą inteligencję musiał Turing łączyć z szarym, codziennym żywotem. A że był homoseksualistą, nie miał łatwo. W tamtych czasach za podobne przypadłości groziło więzienie.  
O tym jak wielki wkład miał Turing w rozwój branży zwanej dzisiaj IT, świadczy fakt, że Steve Jobs kazał podobno na jego cześć pomalować pierwsze logo Apple na tęczowo.
W tytułowej roli wystąpi Benedict Cumberbatch. Tak jak obecny rok należał moim zdaniem do Matthew McConaugheya, tak w kolejnym może się wypromować właśnie Cumberbatch. Zresztą już pokazał na co go stać. Najbardziej kojarzony jest z rolą Sherlocka Holmesa, choć ja akurat nie przepadam za tym serialem. Robert Downey Jr wydawał mi się bardziej charakterystyczny.
Na pewno jest prawdziwym specjalistą od dramatów biograficznych. Wcielił się w Stephana Hawkinga, van Gogha i Juliana Assange'a, ale żadna z tych kreacji nie przysporzy mu takiej popularności jak hoolywodzki hit. W mijającym roku można go było zobaczyć w dwóch głośnych filmach: Zniewolonym i Sierpniu w hrabstwie Osage. Szczególnie polecam ten drugi, choć akurat tam przykryli go inni wielcy aktorzy, zwłaszcza Meryl Streep oraz Julia Roberts.
W obsadzie znalazła się również Keira Knightley, będzie więc na co popatrzeć. Z kolei o inny zmysł zadba Clint Mansell, twórca muzyki między innymi do Requiem dla snu.
Ten film to pewniak, zawiedzeni mogą być tylko fanatyczni zwolennicy kina akcji, w stylu Stevena Seagala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz