wtorek, 16 czerwca 2015

Przeklęta liga

fot. theguardian.com
Rozpoczyna się sezon ogórkowy. Krajowe rozgrywki rozstrzygnięte, europejskie puchary rozdane, dzisiaj ostatni mecz reprezentacji przed wakacjami, zatem ilość wolnego czasu radykalnie się zwiększy. Pozostaje Copa America, ale nie każdego interesują zmagania ekip z Ameryki Południowej, zresztą mecze są późno w nocy. Zanim nasi ligowcy ruszą podbijać Stary Kontynent można wspominać minione rozgrywki, albo znaleźć inną rozrywkę. Fanom sportu polecam ten film Damned United.
Generalnie produkcje o tej tematyce rzadko kiedy są warte uwagi. Mały lub średni budżet, do bólu przewidywalny scenariusz oraz kiepscy aktorzy (przeważnie jedna gwiazda i reszta naturszczyków)  sprawiają, że bezpieczniej omijać z daleka "sportowe filmy". Przeważnie oparte są o jeden schemat: nowy trener przychodzi do drużyny kompletnych patałachów, początkowo mu nie idzie, ale z czasem jego metody zaczynają skutkować. W końcu zespół znajduje się w finale, gdzie mierzy się z najgroźniejszym rywalem. Do przerwy zbiera srogie baty, potem następuje przemowa szkoleniowca, która cudownie odmienia oblicze drużyny i po dramatycznej końcówce udaje się odmienić losy rywalizacji. Niewiele więcej można wymyślić, więc pozostają filmy oparte na rzeczywistych zdarzeniach, bo przecież najlepszym scenarzystą jest samo życie.  
Właśnie czymś takim jest dzieło Toma Hoopera. Już samo nazwisko reżysera  gwarantuje jakość, bo to jeden z najzdolniejszych brytyjskich twórców kina. Przeklęta liga, była jego dopiero drugą pełnometrażową produkcją kinowa, wcześniej pracował głównie dla telewizji. Zdążył już dostać Oscara za Jak zostać królem, a później nakręcił bardzo dobrą adaptację Nędzników.
Tytułowa Przeklęta liga to losy Briana Clougha (w jego roli Michael Sheen znany choćby jako David Frost przeprowadzający wywiad z Richardem Nixonem) - wybitnego angielskiego menadżera, który z Nottingham Forest wygrywał mistrzostwo kraju i Puchar Europy, a także człowiek od którego Jose Mourinho mógłby się uczyć arogancji. Zresztą pseudonim Clougha, czyli "wielka gęba" odnosi się nie do cech fizycznych, ale do charakteru. Przykładowo przed słynnym meczem na Wembley nazwał  Jana Tomaszewskiego klaunem, co w sumie świadczy też o pewnych zdolnościach profetycznych.
Osobistym rywalem bohatera filmu był jego krajan z Middlesbourgh Don Revie, również znakomity szkoleniowiec. Panowie rywalizowali za pomocą nie zawsze kryształowo uczciwych metod. Revie stworzył mistrzowskie Leeds United, a później objął funkcję selekcjonera Synów Albionu. Jego następcą na fotelu opiekuna Pawii został... Brian Clough. Sam Revie z Anglikami nic nie ugrał i odszedł do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, za co przez lata był na Wyspach uznawany za banitę.
Długość filmu jest niemal identyczna jak meczu piłkarskiego, więc idealnie sprawdza się w roli zamiennika. Pozwala też wrócić do czasów, kiedy piłka nożna była domeną twardych facetów, a nie modeli z pięknymi fryzurami. Świetnie udało się zachować klimat angielskich boisk przełomu lat 70 i 80. Dla fanów tamtejszego futbolu pozycja obowiązkowa, a dla reszty też ciekawa możliwość spędzenia 90 minut.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz