niedziela, 14 lutego 2016

Nowak nadzieją Lechii

fot. goal.com
Z przytupem zaczął swoją pracę nowy trener Lechii Gdańsk - Piotr Nowak. Jego drużyna rozpoczęła wiosnę od rozgromienia Podbeskidzia 5-0. Bramki strzelali nawet Peszko czy Krasic, którzy zawitali nad morze odbudowywać formę po wcześniejszych, nieudanych wojażach. Czyżby wreszcie znalazł się odpowiedni człowiek do ogarnięcia zbieraniny zawodników, jaką do tej pory była Lechia? Dziś wierzą w to pewnie nie tylko gdańscy kibice, ale czy balon nie jest zbyt mocno pompowany? Przecież wczoraj Biało-Zieloni przez pół meczu grali z przewagą dwóch zawodników, a rywal nawet w jedenastu jest ligowym dostarczycielem punktów. Niemniej Nowak jest tak barwną postacią (niestety nie tylko ze względów sportowych), że warto jej się przyjrzeć.  
Karierę piłkarską zaczynał w rodzinnych Pabianicach, skąd wyjechał do Bełchatowa. Ominęła go gra dla największych polskich klubów, z potęg ówczesnej Ekstraklasy reprezentował tylko Widzew Łódź, zajmując z nim miejsca na pudle sezonu 1985/86. Najwięcej czas spędził w Zawiszy Bydgoszcz i tam zakończył krajowy etap futbolowej przygody.
Mając 26 lat wybrał kierunek turecki. Wówczas tamta liga była dużo słabsza niż dzisiaj, pewnie słabsza nawet od polskiej. Nic dziwnego, że Nowak szybko wyjechał do Szwajcarii, ale przełomowy był transfer do Niemiec. Jeden sezon spędzony w Dreźnie zaskutkował podpisaniem kontraktu w Monachium. Co prawda nie zgłosił się po niego Bayern, a tylko TSV, jednak wtedy była to ekipa mająca miejsce wśród osiemnastu najlepszych niemieckich zespołów. Prawie 100 meczów i 15 bramek na poziomie Bundesligi stanowiło zwieńczenie poważnego grania w piłkę, później została już tylko emerytura za oceanem. Zresztą Chicago już wcześniej jakoś pasowało Nowakowi, ponieważ właśnie tam strzelił swojego pierwszego gola dla Biało-Czerwonych. Spotkań dla kadry zagrał zaskakująco mało, w sumie trener Lechii był typowym przedstawicielem swojego pokolenia - niby zdolnego, ale niespełnionego.      
Zaraz po zawieszeniu butów na kołku Nowak zajął się trenowaniem. Objął stołeczny DC United i od razu osiągnął sukces. Pierwszy sezon zakończył się zdobyciem tytułu mistrzowskiego, wydawało się że nasz rodak będzie wkrótce czołową postacią amerykańskiego soccera. Aż tak dobrze nie było, choć w Waszyngtonie nie schodził poniżej określonego poziomu, zresztą po nim żaden szkoleniowiec United nie zdołał wygrać MLS. Jako nagrodę za te wyniki można traktować propozycję objęcia funkcji asystenta amerykańskiej drużyny narodowej. Pomagał Bobowi Bradleyowi dopóki nie stanął przed bodaj największym wyzwaniem w życiu zawodowym.
W Filadelfii miał zająć się nie tylko trenowaniem, ale stworzyć drużynę z prawdziwego zdarzenia. Może tych obowiązków było zbyt dużo, bo jednak wyniki okazały się rozczarowujące, jak na kogoś kto w poprzednim klubie bił się o mistrzostwo. Natomiast reputację Nowaka za oceanem zepsuły nie tyle słabsze rezultaty, co kontrowersyjne podejście do podwładnych, bliższe Januszowi Wójcikowi niż Janowi Kocianowi. Piłkarze mieli przykładowo biegać długie dystanse bez możliwości uzupełnienia płynów. Ciekawe czy takie podejście będzie na dłuższą metę pasowało gwiazdom Lechii, którzy już z von Heesenem mieli problemy? A może to trener odpuści nauczony wcześniejszymi błędami? Tym razem nie ma marginesu błędu. Kolejna wpadka całkowicie podważy autorytet byłego reprezentanta Polski, bo trudno ciągle jechać na opinii maga z Ameryki. Jeśli natomiast misja się powiedzie, to człowiek z  tak dużymi ambicjami będzie poważnym kandydatem do fotela zajmowanego obecnie przez Adama Nawałkę.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz