środa, 18 listopada 2015

Kadra daje radość

fot. sport.se.pl
Po awansie na Euro reprezentacja dowodzona przez Adama Nawałkę nie zwalnia tempa. Dwa zwycięstwa z poważnymi przeciwnikami, odniesione różnymi składami i w różnych okolicznościach potwierdziły siłę naszej drużyny. Oczywiście bez przesady, punktem odniesienia pozostaje francuski turniej, a nie mecze towarzyskie. Ewentualna wpadka za kilka miesięcy unieważni te wszystkie peany, które teraz wylewają się z mediów, natomiast Nawałka znów zostanie zdegradowany do roli typowego przedstawiciela polskiej myśli szkoleniowej. Niemniej na razie trzeba się cieszyć z tego co mamy. Reprezentacyjna przerwa odzyskała atrakcyjność, nie jest tylko smutną koniecznością. Trybuny są zapełnione, a widzowie praktycznie za każdym razem oglądają fantastyczny spektakl.      
Biało-Czerwoni trochę rozpuścili kibiców. Po kiepskim starcie Nawałki w roli "narodowego" z czasem stworzył on zespół grający skutecznie i ładnie dla oka. Porażki zdarzają się rzadko, podczas 21 spotkań tylko trzy razy Polacy schodzili z murawy pokonani. Tak się złożyło, że każda została poniesiona w innym roku. Jeśli ta tradycja zostanie podtrzymana, to mistrzostwa Europy będą dla nas bardzo udane. Potwierdziła się również siła ofensywna kadry. W eliminacjach pod względem strzelonych bramek zdystansowaliśmy Hiszpanów, Niemców, czy Francuzów. Siedem trafień zaliczonych z Islandią i Czechami oznacza względny spokój z obsadą przedniej formacji. Pomyśleć, że jeszcze niedawno na myśl o ewentualnej kontuzji Lewandowskiego 90% piłkarskiej Polski miało zawał serca. Zresztą sam Robert też długo nie błyszczał w koszulce z Białym Orłem na piersi. Tymczasem napastnik Bayernu miał wczoraj wolne, a i tak Cech trzy razy sięgał do siatki po piłkę. Pavel Vrba dał szansę rezerwowym, jednak my też ubraliśmy drugi garnitur, więc trudno umniejszać wagę wrocławskiego sukcesu.    
Bardziej trzeba się martwić o defensywę. Powrót Szukały do wyjściowego składu okazał się niewypałem. W jego grze widać niepewność i brak ogrania. Dopiero od niedawna Łukasz cieszy się zaufanie trenera klubowego. Być może wiosną złapie formę, lecz teraz bezpieczniejszą opcją jest zdecydowanie Pazdan. Ciągle piętą achillesową są boki obrony. Piszczek z Islandią zagrał przyzwoicie, ale jego sytuacja w Dortmundzie każe się obawiać o dyspozycję doświadczonego reprezentanta. Trzy dni później zastąpił go Artur Jędrzejczyk i w naszych szeregach był najsłabszy. Przerwa spowodowana ciężką kontuzją odcisnęła swoje piętno. Dębiczanin  musi dopiero gonić formę predestynującą do wyjazdu na ME. Rybus nie zachwycił ani w jednym, ani w drugim starciu.
Spośród piłkarzy zaplecza kadry swoją szansę wykorzystał przede wszystkim Bartosz Kapustka. Najpierw ładnym strzałem pokonał islandzkiego bramkarza, a Czechów zaskoczył idealnym dośrodkowaniem już w 3 minucie spotkania. Spore pochwały zebrał Piotr Zieliński, mnie aż tak nie zachwycił. Przez większość swojego występu był schowany za plecami kolegów, nie kreował akcji, notował straty. Dopiero w czasie ostatnich minut przed zejściem kilka razy pokazał się z dobrej strony. Linetty też nie powalił na kolana. On chyba lepiej się czuje głębiej w środku pola, tuż za plecami napastnika traci część ze swoich walorów. Jodłowiec zdobył gola, lecz zaliczył też karygodną stratę. W bezpośrednim pojedynku okazał się słabszy od Mączyńskiego i to Wiślakowi powierzałbym miejsce obok Krychowiaka. 
Fajnie natomiast, że w newralgicznym punkcie boiska jakim jest środek pola mamy kilku niezłych piłkarzy, o różnej charakterystyce. Selekcjoner będzie miał wybór. Zależnie od aktualnej potrzeby desygnuje gracza broniącego wyniku, bądź przeciwnie, nastawionego bardziej na odrabianie strat. 










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz