fot. speedwaygp.com |
Przypadek Woffindena jest szczególnie ciekawy, ponieważ ma on szczęście tylko do dwóch krajów: Czech i Szwecji, poza nimi nie stawał na najwyższym stopniu podium. Zwłaszcza praska Marketa to jego królestwo, gdzie tryumfował trzeci raz z rzędu. Mimo tej specyfiki Tai potrafił jeździć na tyle równo, że powiększał swoją przewagę bez wysłuchiwania na koniec zawodów "God save the Queen". Kiedyś jego rodak Mark Loram sięgnął po globalny czempionat nie wygrywając ani jednego turnieju, więc i tak nie jest źle. Daleko im do Golloba, który w swojej drodze na szczyt cztery raz pokazywał rywalom miejsce w szeregu, w tym dwa razy z kompletem punktów.
Za to finał bez udziału zawodnika Sparty Wrocław należał do rzadkości. Nie licząc żałosnego widowiska na Stadionie Narodowym i rundy łotewskiej, gdzie pogoda przeszkodziła w rozegraniu decydującej fazy, dopiero w Toruniu pozwolił przeciwnikom rozegrać ostatni bieg bez swojej obecności. Nicki Pedersen dołożył do dorobku trzy turniejowe zwycięstwa, lecz jego forma bardziej przypominała sinusoidę, dlatego powalczy tylko o srebrny krążek.
Jeśli dalej tak pójdzie, to Brytyjczyk na długie lata ma zagwarantowane panowanie na światowych torach. Najgroźniejsi rywale są już w takim wieku, że ciężko będzie im wytrzymać trudy długiego sezonu. Iversen jest specjalistą od torów jednodniowych, a to za mało by zdobyć koronę. Holder już zna smak złotego medalu i nie wygląda na głodnego kolejnego sukcesu. Tym bardziej po kontuzji swojego przyjaciela raczej nie będzie ryzykował zdrowia dla coraz mniej znaczącego tytułu. Nadzieja w młodych Polakach, którzy za kilka miesięcy zadebiutują jako stali uczestnicy SGP. Tylko oni też mogą potrzebować czasu, żeby odnaleźć się w cyklu. Wystarczy sobie przypomnieć jak podczas debiutanckiego sezonu radził sobie dzisiejszy mistrz świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz