niedziela, 6 września 2015

Czas na playoffy

fot. hu.wikipedia.org
Sezon żużlowy w Polsce okazał się znacznie ciekawszy niż można było przewidywać. Większość osób zajmujących się tą dyscypliną sportu (w tym ja) typowało raczej ostry podział na dwie grupy zespołów walczących o zupełnie inne cele. Tymczasem faworyci zawiedli, choć nie zawsze ze swojej winy. Miano największych pechowców należy się zielonogórzanom, kontuzja Hampela praktycznie zamknęła jego kolegom możliwość włączenia się do walki o medale. Inna sprawa, że słaby rok zaliczyła druga linia w postaci Walaska i Jonssona. Sporym zawodem okazał się również Krystian Pieszczek. Miał być czołowym polskim juniorem, a rzadko kiedy potrafił się wybić ponad przeciętność. Jeszcze na koniec ogromne nieszczęście, które spotkało Darcy'ego Warda.
Obecne rozgrywki źle będą wspominać również w północnej części województwa lubuskiego. Ustępujący mistrz po beznadziejnym początku nie potrafił nadrobić strat, przez co zakończył już rywalizację. Tylko Bartek Zmarzlik stanął na wysokości zadania i prezentował równą formę. Reszta notowała jedynie przebłyski, a Krzysztof Kasprzak całkowicie się zagubił. Zgodnie z przewidywaniami Rzeszów oraz Grudziądz znacząco ustępowały reszcie stawki. Beniaminek słabą postawę wyjazdową przypłacił spadkiem.  
W pierwszej czwórce niespodziewanie znalazły się ekipy z Tarnowa i Wrocławia. Jaskółki dały radę uplasować się na drugiej pozycji  nie dysponując ani jednym juniorem zdolnym rywalizować w Ekstralidze. Natomiast starsi członkowie zespołu jeździli kapitalnie i zdołali zniwelować ten spory deficyt. Strzałem w dziesiątkę okazał się duński duet Madsen-Bjerre. Vaculik z Kołodziejem znowu błyszczą dyspozycją, co przekłada się na sporą liczbę zdobywanych punktów, ale też widowiskową postawę, szczególnie cenioną przez kibiców.        
Jeszcze większą niespodzianką jest dla mnie Wrocław, który perfekcyjnie rozegrał sezon pod względem taktycznym. Sparta wygrała tyle samo spotkań co piąty w tabeli Falubaz, lecz pod względem bonusów tylko lider z Leszna potrafił dotrzymać im kroku. Odkryciem stał się młody Maksym Drabik, który sprawił że ekipa z Dolnego Śląska wreszcie nie musi drżeć przed biegami juniorów. Jego punkty były niezwykle cenne zwłaszcza podczas wyjazdowych potyczek. Do tego fenomenalny Woffinden, często niemal w pojedynkę wydzierający rywalom kolejne punkty. Pytanie tylko czy drużyna tak uzależniona od jednego człowieka będzie w stanie nawiązać walkę, kiedy na placu boju zostali już tylko najlepsi?
O leszczyńskich Bykach nie ma co wiele pisać. Dla mnie to prawdziwy dream team i jeśli nie spotka ich jakieś nieszczęście raczej sięgną po złoto. Przede wszystkim dysponują najbardziej wyrównaną kadrą, dlatego słabszy dzień konkretnego jeźdźca nie stanowi problemu.  
Zdecydowanie poniżej możliwości prezentował się Toruń. Na papierze mają mocny skład, lecz tutaj zawodzą liderzy. Holder, Łaguta i Doyle to tylko średniacy pod względem ligowej średniej. W Grodzie Kopernika liczą jednak, że w najważniejszym momencie Anioły się obudzą. medal jest w ich zasięgu, choć raczej brązowy niż z cenniejszego kruszcu. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz