wtorek, 22 września 2015

Chyba wszystko jasne

fot. m.czestochowa.gazeta.pl
Już pierwsze mecze fazy medalowej zdają się rozstrzygać kwestię obsady podium. W obecnym, pełnym niespodzianek sezonie największym zaskoczeniem na koniec jest chyba to, że przynajmniej raz nie zawiedli faworyci. Obie Unie pewnie zwyciężyły rywali na wyjeździe i tylko cud, bądź ogromny pech może zabrać im możliwość świętowania przed własną publicznością. Taki układ oznacza srebro dla Sparty Wrocław, a bez krążka zostaną Anioły z Torunia. 
Ekipa prowadzona przez Jacka Gajewskiego nie wykorzystała atutu własnego toru i do Tarnowa jedzie na pożarcie. Wynik w fazie zasadniczej wskazywał, że Jaskółki dobrze czują się na Motoarenie, lecz ich zwycięstwo aż 10 punktami nie świadczy dobrze o gospodarzach. Powszechne są zarzuty w stosunku do menadżera o brak umiejętności przygotowania nawierzchni pod własnych zawodników. Rzeczywiście torunianie nawet gdy wygrywali start, to na dystansie dali się objeżdżać gościom. Poniżej krytyki spisali się stranieri, we trzech dopisując na konto zespołu jedynie 9 punktów. A właściwie we dwóch, bo przecież Grisza Łaguta całkowicie się skompromitował i zakończył zawody z okrągłym zerem. Rosjanin w kluczowych momentach sezonu zawodził fanów, więc jego przyszłość w Grodzie Kopernika stoi pod znakiem zapytania. Okazało się również jak spora jest różnica między Ekstraligą a I ligą. Jason Doyle nie podbił najwyższego szczebla rozgrywek. Generalnie Anioły mogły liczyć tylko na Pawła Przedpełskiego, reszta jeździła w kratkę. Na papierze lepiej to wyglądało.
Odwrotnie spisali się tarnowianie, tam właściwie nikt nie zawiódł. Oczywiście kiepsko wyglądali juniorzy, lecz to było do przewidzenia. Właściwie mecz na Motoarenie był taki jak cały sezon w przekroju. Czterech zawodników oscylujących wokół zdobyczy dwucyfrowej plus Artur Mroczka dzielnie starający się dotrzymać im kroku. Z różnymi efektami, ale wychowanek GKM-u Grudziądz miał być uzupełnieniem składu, a nie liderem, więc trudno mieć taki same oczekiwania jak w stosunku do Madsena i Vaculika. W niedzielę obiekt im. Mariana Rosego podbił Janusz Kołodziej, tym samym po raz kolejny zaprzeczył teoriom, że prawdziwym liderem potrafi być tylko we własnym mieście. Unia Tarnów sięgnie zatem po trzeci z rzędu brąz. Będzie to jednak najcenniejszy z krążków tego koloru w dorobku Jaskółek, ponieważ pół roku temu mało kto wierzył w tak dobrą postawę drużyny Pawła Barana. 
Świetny Maciej Janowski, dzielnie wspomagany przez Woffindena oraz Drabika nie dał rady odmienić losów rywalizacji z Unią Leszno. Wrocławianie mają po prostu dużo gorszy skład i muszą zadowolić się drugim miejscem. Wielkie brawa dla trenera Barona za pracę z nową nadzieją polskiego żużla, lecz reszta jego podopiecznych zgubiła formę od półfinału. Druga linia praktycznie nie istniała w przeciwieństwie do Byków, gdzie słabszego Przemka Pawlickiego wyręczył Musielak.
Duet Skórnicki-Jankowski miał nosa desygnując wychowanka na kluczowe spotkanie rozgrywek. Słabiej niż zwykle spisał się młodszy Pawlicki, ale z kolei swój dzień miał Zengota, a Pedersen i Sajfutdinov jeździli jak przystało na czołowych zawodników globu. To właśnie jest siłą lesznian, że stanowią prawdziwy zespół. Koledzy nie mają problemów, by zamaskować słabszą postawę innego członka teamu. Wygląda więc na to, że zostanie przełamana klątwa Nickiego. Duńczyk kojarzony przede wszystkim z sukcesów indywidualnych zmierza po swój pierwszy złoty medal DMP.













3 komentarze:

  1. Ty piszesz posty (tylko) 2 razy w miesiącu. Chce ci się takiego bloga prowadzić? Ja radzę ci częściej pisać, jeśli chcesz coś osiągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze względu na inne zajęcia nie mam czasu pisać tyle co kiedyś, ale może do tego wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę być złośliwy, tylko, że chodzi o to, że regularne pisanie przyniesie większą popularność, idzie ci dobrze, tylko że jakbyś pisał przynajmniej 1-2 posty w tygodniui promował swojego bloga, to przyniesie ci to czytelników :).

      Usuń