sobota, 4 lipca 2015

Woffindem uszczęśliwi rodaków?

fot. millenniumstadium.com
Po ponad miesięcznej przerwie spowodowanej Drużynowym Pucharem Świata wraca cykl GP. Tym razem elita speedwaya będzie rywalizować w Cardiff, więc wszyscy oczekują zwycięstwa od Anglika Taia Woffindena. Jednak lider klasyfikacji nigdy nie wygrał na Millennium Stadium rundy mistrzostw świata, w dodatku nigdy nie tryumfował na sztucznym torze. Niestety dla nas te zawody też nie należały do szczególnie udanych, ponieważ żaden Polak jeszcze nie zdołał podbić walijskiej stolicy.       
Kontuzja Jarosława Hampela spowodowała, że marzenia o kolejnym tytule mistrz świata dla naszego reprezentanta można odłożyć na kolejny sezon, ale powinno się walczyć o jakiś pojedynczy sukces, jak Janowski w Pradze. Wicemistrz Krzysztof Kasprzak spisywał się dotąd beznadziejnie, trzeba jednak pamiętać, że akurat jemu brytyjskie tory są niestraszne. W Cardiff trzy razy z rzędu jechał o zwycięstwo, choć tendencja jest spadkowa, za każdym razem zajmował o jedną pozycję niżej. Ostatnio awansował do finału, ale tam nie odegrał już żadnej roli i dał się wyprzedzić wszystkim rywalom. Kasprzak, tak jak cała Stal Gorzów łapie formę, więc być może dzisiejszy dzień będzie dla niego przełomowy. 
Ciekawym przypadkiem jest Janowski, który w lidze brytyjskiej nie ma sobie równych. Wiadomo, że obecnie Elite League to nie są szczególnie prestiżowe rozgrywki, ale kilku znanych jeźdźców ma od niego gorszą średnią punktową. Problem może stanowić sztuczny tor, który jest polem walki dla żużlowców. Maćkowi takie nawierzchnie jeszcze sprawiają problem, dowodem były zawody w Finlandii.
Wieczorne zawody będą niezwykle istotne dla Grega Hancocka, który dotąd jeździł w GP przeciętnie. Amerykanin zawsze dobrze czuł się na Wyspach. Chyba tylko w Daugavpils odniósł podobną liczbę sukcesów, co w stolicy Walii. Dwanaście miesięcy temu doświadczony zawodnik potrafił wygrać, choć zaczął od dwóch biegów skończonych na przedostatnim miejscu. Doczołgał się do finału, gdzie jednak wygrał z ulubieńcem miejscowej publiczności. Cały Hancock. Teraz to on jest pod ścianą, jeśli dzisiaj nie odrobi strat, do raczej może się żegnać ze złotym medalem mistrzostw świata.     
Trochę lepszą sytuację ma Nicki Pedersen. Duńczyk woli jeździć w innych miejscach. Owszem zanotował jedno zwycięstwo na Millennium Stadium, ale to było u progu międzynarodowej kariery zawodnika Unii Leszno. Przykładowo rok temu nawet nie załapał się do półfinału. Teraz ma jednak znacznie większe szanse, by jeszcze raz zasiąść na tronie, zatem poziom mobilizacji powinien być wyższy. Dzięki zwycięstwu w Tampere przełamał prawie trzyletnią niemoc. Być może dla niego to ostatni dzwonek i determinację widać po stylu jazdy. Niestety cierpią na tym koledzy z  toru, często wywracani przez Nickiego. Szczególnie warto zwrócić uwagę na bieg trzynasty, kiedy niesfornemu żużlowcowi będzie towarzyszyć dwóch innych zakapiorów: Zagar oraz Kildemand. Stawkę uzupełni Hancock, który też ma dość brzydkiej jazdy przeciwnika.       
Wśród kandydatów do sprawienia niespodzianki wymieniałbym również Jasona Doyle'a. Debiutujący w cyklu Australijczyk czeka na występ z prawdziwego zdarzenia. Do tej pory spisuje się przeciętnie, natomiast Cardiff zawsze sprzyjało nacji z Antypodów.  Inny Jason nie raz stawał tam na podium.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz