sobota, 23 maja 2015

Znowu bez niespodzianek?

fot. zsijp.pl
Cykl GP podkręca tempo i sobota po sobocie zawodnicy staną do rywalizacji o tytuł mistrzowski. Tym razem areną zmagań będzie dobrze wszystkim znana Praga ze swym stadionem Marketa. To miła odmiana po Tampere, gdyż stolica Czech gości żużlową elitę nieprzerwanie od 1997 r. W dodatku pierwszy raz podczas bieżącego sezonu jeźdźcy spróbują sił na torze naturalnym, a nie jednodniowym. Jest więc nadzieja, że mniej będzie się mówiło o przygotowaniu nawierzchni, a więcej o ściganiu.
Marketa to specyficzne miejsce, rzadko dochodzi tam do niespodzianek. Tylko dwóch zawodników nie potrafiło powtórzyć zwycięstwa wywalczonego w Pradze. Tymi wyjątkami są Emil Sajfutdinow oraz Hans Andersen. Reszta tryumfatorów znalazło lepszy patent na czeską rundę GP, ponieważ stawali na najwyższym stopniu podium minimum dwa razy. Często zresztą wygrywali rok po roku. Tradycję rozpoczął Billy Hamill - dominator Pragi na przełomie wieków. Zastąpił go Crump, który jako jedyny aż trzy razy z rzędu zgarniał Wielką Nagrodę Czech. Następnie przyszedł czas Nickiego Pedersena, a ostatnie dwa lata należały do Tai'a Woffindena. Oprócz wspomnianych wyżej żużlowców Marketę upodobał sobie także Greg Hancock, który wygrał dwa razy, ale dodatkowo cztery razy wjechał do finału. Polacy również zapisali swoją kartę w historii czeskiego turnieju. Za sprawą Tomasza Golloba mamy w dorobku dwa tryumfy, były mistrz świata jeszcze pięć razy jechał w finale. Jarek Hampel nigdy tam nie wygrał, ale trzy razy zajmował drugie miejsce. Może dzisiaj wreszcie uda się odnieść zwycięstwo.  
Jak wspomniałem zeszły rok zakończył się sukcesem Woffindena, choć zanosiło się na inne zakończenie. Fantastycznie jeździł wówczas Darcy Ward, który rundę zasadniczą zakończył z kompletem punktów. Jednak w półfinale dał się ograć Zagarowi i Pedersenowi, przez co musiał obejść się smakiem. Przeciwną postawę pokazał właśnie Duńczyk oraz Hancock. Oni psim swędem załapali się do ósemki, ale tam wyszło wieloletnie doświadczenie, dzięki czemu obaj znaleźli miejsce w finale. Niestety przed rokiem Polacy byli tylko tłem. Hampel wywalczył jedynie dwa punkty, niewiele lepiej spisał się Kasprzak. Siedem oczek spowodowało, że po pięciu seriach biegów trzeba było udać się pod prysznic.     
Czeskie zawody zawsze były traktowane jako kolejne "polskie GP". To głównie nasi rodacy wypełniają trybuny praskiego obiektu. Tam też nasi reprezentanci dwa lata temu wywalczyli Drużynowy Puchar Świata. Gospodarze od lat nie mogą się doczekać zawodników na przyzwoitym poziomie, a nawet gdyby mieli kogoś takiego, to pewnie nie zapałaliby naglą miłością do żużla. Z dziką kartą wystąpi Vaclav Milik, ale dla niego awans do półfinałów byłby szczytem marzeń. Kto wie, czy piękna tradycja rywalizacji najlepszych jeźdźców nad Wełtawą nie dobiegnie wkrótce końca? Jednak zanim to nastąpi Marketa może być jeszcze świadkiem niejednej pięknej mijanki.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz