poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Podsumowanie żużlowego weekendu

fot. dziennikwschodni.pl
Druga odsłona Speedway Best Pair Cup odbyła się na mało znanym torze w Gustrow i chyba to on był głównym bohaterem zawodów. Moim zdaniem był fatalnie przygotowany, bo zawodnicy z zewnętrznych pól zostali za bardzo uprzywilejowani. Zaraz po starcie mieli przewagę pół długości motocykla, ponieważ rywale nie mogli wyjechać ze swoich pozycji, stąd częste wrażenie jakby taśma nierówno chodziła. Takie warunki spowodowały kłopoty faworytów. Ostatecznie podium zajęły ekipy, które miały tam stanąć, choć może nie w tej kolejności. Najlepsi byli Rosjanie przed Duńczykami i Polakami.
W lidze najwięcej działo się na Motoarenie, gdzie Sparta niespodziewanie wywalczyła remis. Podopieczni Piotr Barona zawdzięczają ten wynik głównie rewelacyjnemu Michaelowi Jepsenowi Jensenowi. Były mistrz świata juniorów potknął się dopiero w ostatnim biegu, wtedy lepszy okazał się Chris Holder. Australijczyk wreszcie zaliczył udany występ i wspólnie z rodakiem Doylem był najskuteczniejszy wśród Aniołów.  Nie zachwycił Grisza Łaguta, a całkowicie zawiódł debiutujący jako senior Kacper Gomólski. Wrocławianie mają powody do zadowolenia, ale na dłuższą metę nie pociągną na dwóch zawodnikach.
Twarde zderzenie z rzeczywistością zaliczył beniaminek. Oczywiście chyba nikt nie liczył na zwycięstwo, ale wobec kontuzji Sajfutdinova można było przywieźć lepszy rezultat. Ekipie Roberta Kempińskiego brakuje drugiej linii, Okoniewski niech się zajmie sportem a nie sądowymi sporami z byłym pracodawcą. Fatalny początek Artema Łaguty ustawił spotkanie i później Grudziądz nie był w stanie odrobić strat. Przyzwoicie spisał się Gollob, pokazał że jeszcze potrafi utrzeć nosa młodszym kolegom. Wśród Byków dominował Nicki, ale reszta stanowiła bardzo zgrany monolit. Trochę odstawali tylko Przemysław Pawlicki i Bartosz Smektała. Forma starszego z braci musi martwić.  
Podobnie do Grudziądza wygląda Rzeszów, tam też można polegać tylko na liderach. Hancock i Kildemand będą musieli się nieźle napocić by zapewnić wystarczającą do zwycięstwa liczbę punktów, chyba że reszta wreszcie zacznie jeździć na miarę Ekstraligi. Po słabym występie w Gustrow, Jarosław Hampel wrócił do formy. Przy ulicy Wrocławskiej znowu pokazywał plecy rywalom, sobotnia niedyspozycja była tylko jednorazowym wypadkiem. Z kolei odwrotny trend zaliczył Andreas Jonsson. W ogóle mam wrażenie, że kto poradził sobie na niemieckim torze, dzień później niesamowicie męczył się w Polsce.
Najlepszym zawodnikiem kolejki okazał się Martin Vaculik, który jako jedyny zdobył czysty komplet. Słowak od początku roku potwierdza, że tarnowski owal to jego królestwo. Nad Białą wzmocnień poszukano w Danii i chyba nie żałują. Para Bjerre-Madsen może okazać się strzałem w dziesiątkę, choć są jeszcze niedociągnięcia. Szczególnie ten drugi dał się wczoraj objeżdżać na dystansie. Duży plus dla Ernesta Kozy za wygranie biegu na 5-1 przy pomocy Janusza Kołodzieja. Tarnów ma ogromny problem z młodzieżowcami i taka postawa wychowanka pozwala trochę odetchnąć. Za to Gorzów właśnie dzięki najmłodszym zawodnikom zanotował w miarę korzystny wynik. Gdyby nie oni mistrz Polski mógłby raczej zapomnieć o bonusie, choć oczywiście niekoniecznie muszą odrobić nawet 10-punktową stratę. Katastrofalny występ zaliczyli Iversen oraz Sundstroem. Po Kasprzaku ciągle widać słabą dyspozycję, którą trochę nadrabia swoją walecznością.     











    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz