piątek, 10 kwietnia 2015

Strajk piłkarzy

fot. rmf24.pl
Jak powiadomił przedstawiciel Polskiego Związku Piłkarzy, czyli organizacji reprezentującej interesy futbolistów nad Wisłą, ligowcy mają w najbliższej kolejce zagrać w seledynowych sznurówkach na znak protestu przeciwko "zaleganiu przez kluby z wypłatą pensji oraz w geście solidarności z piłkarzami niesłusznie karanymi dyscyplinarnie".
Zaciekawiła mnie ta druga część zdania, bo zbiegła się z ukaraniem Łukasza G. za udział w aferze korupcyjnej. Mam nadzieję, że chodzi o coś innego, trudno bowiem uwolnić od odpowiedzialności ludzi umoczonych w ustawianie meczów. Zresztą kary i tak są raczej symboliczne, niż zasłużyli sobie piłkarze odstawiający teatr przed kibicami. Nie chce mi się słuchać tłumaczeń na poziomie gimbazy, że wszyscy tak robili, albo starsi zawodnicy zmuszali resztę szatni do zbiórek na sędziów. Każdy pełnoletni człowiek ponosi konsekwencje swoich czynów, zresztą był czas, kiedy można było zahaczyć o wrocławską prokuraturę i "wyspowiadać" się z grzechów. Skoro ktoś się nie zdecydował to ma pecha, teraz musi swoje odcierpieć. I nie ma znaczenia w jakim gra klubie, czy jest reprezentantem Polski, czy tylko wyrobnikiem. Kluby były degradowane, co uderzało w Bogu winnych kibiców, więc nie rozumiem dlaczego stosować amnestię dla jednej z grup futbolowego środowiska. Zresztą jakie PZP ma instrumenty, żeby stwierdzić, kto był ukarany niesłusznie?
Z zaległościami finansowymi jest większy problem. Każdemu pracownikami należy się umówiona zapłata. Trzeba jedna wziąć pod uwagę realia w jakich się żyje. Szczęśliwy ten, kto nigdy nie musiał czekać aż otrzyma zaległą pensję. A przecież nie ukrywajmy, że większość tak zwanych zwykłych ludzi zarabia dużo mniej niż kopiący piłkę. Łatwiej czekać na pieniądze, gdy ma się odłożony niezły majątek.      
Obecna sytuacja jest wynikiem krótkowzroczności, a piłkarze oraz ich menadżerowie są temu współwinni. Po Euro2012 nie nastąpił spodziewany boom na futbol, wręcz przeciwnie. Frekwencja często nie pozwala zapełnić nowych stadionów nawet w połowie, ze sponsorem tytularnym też mogą być kłopoty. Na pewno wycofa się T-Mobile, która sama tnie koszty, a nowa firma zaproponuje raczej gorsze warunki finansowe. Wszyscy przyzwyczaili się tylko do wzrostów, tak jakby drzewa rosły do nieba. Obecnie jesteśmy w stagnacji i trzeba to przyjąć do wiadomości. Kontrakty podpisane w lepszych czasach albo powinny być renegocjowane, albo trzeba się pogodzić z poślizgami przy wypłatach. Żadne protesty nic nie dadzą, bo cudów nie ma, pieniądze nie rosną na łące.
Oczywiście swoje też dołożyli prezesi, którzy godzili się na wysokie zarobki, nie ma mając na nie źródła finansowania. Sytuacja bardzo podobna do tego co się stało w polskim żużlu. Problemem jest to, że kluby coraz częściej są własnością samorządów. Przychodzi taki gość przyniesiony w teczce i po nim choćby potop. To czy klub za 5 lat nie zbankrutuje go nie obchodzi, bo jego już tam nie będzie Przejdzie na równie intratny odcinek miejskich wodociągów lub spółki śmieciowej. A przecież w czasie urzędowania chce mieć spokój, więc ściąga głośne nazwiska, by zaspokoić oczekiwania fanów. 
Rozumiem przedstawicieli piłkarzy, którzy chcą dla siebie jak najlepiej, ale trzeba patrzeć szerzej. Bez zmiany nastawienia kluby zaczną bankrutować i wtedy nie będzie już możliwości odzyskania nawet części zaległości. Żużlowe środowisko ocknęło się dopiero po spektakularnych upadkach klubów z Gdańska i Częstochowy. W końcu ile można z samorządowych pieniędzy utrzymywać coś co służy rozrywce.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz