niedziela, 29 marca 2015

Duńczycy najlepsi w duecie

fot. sport.wp.pl
Pierwszy turniej Speedway Best Pairs Cup, czyli nieoficjalnych mistrzostw świata par rozegrany na Motoarenie skończył się zwycięstwem Duńczyków. Polacy zajęli dobre drugie miejsce, głównie za sprawą fenomenalnej postawy Jarosława Hampela. Niespodzianką była dopiero czwarta lokata Rosjan uchodzących za faworytów. Zawody może nie należały do najciekawszych rozegranych w Toruniu, gdzie warunki do ścigania przeważnie są sprzyjające, ale działo się wystarczająco dużo, żeby być usatysfakcjonowanym.
Jeśli pominąć wyraźnie odstających Manzaresa i Łotyszy, choć Andrzej Lebiediew pokazał na co go stać, kiedy z dopasowaniem motocykla pomógł mu Grisza Łaguta, to obsada turnieju mogłaby spokojnie aspirować do jednej z odsłon Grand Prix. Zabrakło oczywiście Anglików, czyli Woffindena bo reszta i tak nie ma nic do powiedzenia  w światowym speedwayu, obrażonych na cały świat, że ktoś inny śmie organizować zawody żużlowe. Jak widać Polakom wychodzi to nie gorzej, a chyba nawet lepiej (szczególnie to widać podczas wywiadów) biorąc pod uwagę kondycję dyscypliny w jej ojczyźnie.
Co do aspektów sportowych, to potwierdzają się wcześniejsze doniesienia o formie poszczególnych zawodników. Na szczególnie mocnego wygląda Jarosław Hampel. Wczoraj długo nikt nie mógł sobie z nim poradzić, aż dokonał tego Jason Doyle. W finale zaspał start i walka z duetem Iversen-Pedersen była już niemożliwa, ale kibice Falubazu są spokojni przed sezonem widząc swojego lidera w takiej dyspozycji.
Inne odczucia mają pewnie w Gorzowie Wlkp. Krzysztof Kasprzak wciąż szuka i nie sądzę, żeby była to tylko kwestia sprzętu, po prostu wychowanek Unii Leszno jest w dołku. Pewnie gdyby trener Cieślak dał mu więcej biegów, to by się trochę poprawił na słabszych rywalach, ale już wcześniejsze zawody wskazywały, że ten zawodnik ma kłopoty.    
Mieszane odczucia można mieć po występie Piotra Pawlickiego. Chyba doborowe towarzystwo trochę go zdeprymowało, bo momentami jeździł bardzo chaotycznie i popełniał stricte juniorskie błędy. Potencjał ma ogromny, lecz musi jeszcze nabrać doświadczenia. Poza tym to zawodnik bardziej bazujący na ambicji i waleczności, nie jest takim stylistą jak Zmarzlik.
Pośród żużlowców zagranicznych znowu zawiódł Holder. Ostatecznie zdobył 9 punków plus bonus w sześciu startach, co jak na byłego mistrza świata jest wynikiem najwyżej przeciętnym. Jeszcze gorzej zaprezentował się Emil Sajfutdinov, który nawet nie wygrał biegu. Za to Greg Hancock najwyraźniej postanowił udowodnić, że zmiany tłumików nie mają dla niego żadnego znaczenia. Wróżby o zakończeniu dobrej passy Amerykanina po powrocie starych rozwiązań sprzętowych na razie się nie sprawdzają. Pewnie mógłby się poszczycić jeszcze większym dorobkiem, gdyby w każdym biegu nie musiał samotnie walczyć w dwoma rywalami.
Zasłużenie na najwyższym stopniu podium stanęli Duńczycy. Jako jedyna ekipa nie dali się nikomu pokonać. Więcej punktów zdobył Nicki Pedersen, ale bardziej wyróżniłbym Puka Iversena, bo dzielnie dotrzymywał mu kroku. Wiadomo, że trzykrotny mistrz świata nigdy nie jeździ parowo, wiec albo sam sobie wywalczysz odpowiednią pozycję, albo oglądasz plecy całej stawki. Finał był popisem obu panów i teraz to oni wyglądają na głównych kandydatów do zwycięstwa  w całym cyklu.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz