wtorek, 10 lutego 2015

Człowiek w białej koszuli

fot. bbc.co.uk
Pewnie mało kto wymieniłby go wśród 50 najlepszych trenerów na świecie, ale w niedzielę właśnie przeszedł do historii. Herve Renard, bo o nim mowa został pierwszym człowiekiem, który wygrał Puchar Narodów Afryki z dwoma, różnymi reprezentacjami. Jego charakterystyczną cechą jest biała koszula, stały element wizerunku podczas prowadzenia piłkarzy z ławki rezerwowych. Pozbył się go dopiero po finale Pucharu, kiedy to w niekompletnym stroju świętował afrykańskie mistrzostwo tańcząc razem ze swoimi podopiecznymi.
Jak wielu wybitnych szkoleniowców podczas kariery zawodniczej nie wyróżniał się niczym szczególnym. Pierwszą posadę trenera objął w klubie, gdzie kończył występować jako piłkarz. Jednak przepustką do zawodowego awansu była znajomość z Claude'm Le Roy - trenerskim obieżyświatem, który ciągnął go za sobą. Najpierw zahaczyli w Chinach, potem Cambridge United (ostatnio grali z MU w Pucharze Anglii), wreszcie Renard pomagał mentorowi prowadzić reprezentację Ghany.      
Pierwszym poważniejszym, samodzielnym zadaniem było objęcie kadry zambijskiej. Już wtedy pokazał, że praca z drużynami afrykańskimi wybitnie mu pasuje. Pierwszy raz od czternastu lat wprowadził Miedziane Pociski do ćwierćfinału, gdzie po karnych uległ Nigerii. Następnym przystankiem była Angola, lecz tam niczego, wielkiego nie zwojował. Krótka przygoda z algierskim klubem poprzedziła powrót na stołek selekcjonera Zambii. Wpisał się tam do annałów afrykańskiej piłki wygrywając kontynentalne mistrzostwa z drużyną, wobec której nikt nie śmiał mieć takich wymagań. W finale, oczywiście zakończonym serią jedenastek Zambijczycy ograli Wybrzeże Kości Słoniowej. Rok później nie udało się obronić trofeum, lecz podczas fazy grupowej los przydzielił im zespoły, które między sobą rozstrzygnęły kwestię tytułu. Trzeba podkreślić, że obrońcy Pucharu nie ponieśli wówczas żadnej porażki, co czyni Renarda niepokonanym w tych rozgrywkach od 17 spotkań. Ostatnimi pogromcami były Nieposkromione Lwy z Kamerunu.
Po kilku latach spędzonych na Czarnym Lądzie postanowił wrócić do ojczyzny. Kontrakt zaproponowało mu walczące o utrzymanie Sochaux. Zespół przejmował w trakcie sezonu, gdy pożegnano Erica Hely'ego. Nie zdołał utrzymać Lwów wśród czołowych francuskich drużyn, choć wiosną jego piłkarze ostro gonili konkurencję i momentami wydawało się, że dokonają niemożliwego. Jednak porażka w ostatniej kolejce z bezpośrednim rywalem przekreśliła nadzieję na zachowanie statusu pierwszoligowca.
Mimo plamy w życiorysie Renard nie miał trudności, aby znaleźć chętnych do powierzenia mu pracy. Wręcz przeciwnie, odezwała się renomowana ekipa Wybrzeża Kości Słoniowej, oczekująca ponad dwadzieścia lat, by wznieść oznakę prymatu wśród afrykańskich reprezentacji. W międzyczasie na tej przeszkodzie polegli między innymi: Philipe Troussier, Henryk Kasperczak, Henri Michel, Vahid Halilhodzić, czy Sven-Goran Eriksson.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz