sobota, 14 lutego 2015

Byle do jesieni

fot. sport.interia.pl
Coraz dłuższy dzień i ładniejsza pogoda zwiastują nadejście wiosny. Z tej wiadomości cieszą się pewnie wszyscy poza narciarzami i góralami, ale wszystko na tym świecie ma swoje wady. Nasi piłkarze lepiej czują się w drugiej połowie roku, szczególnie w październiku. Z kolei luty oraz marzec to totalne przeciwieństwo. Wtedy forma odlatuje, jak gawrony do Skandynawii, co budzi niepokój kiedy za chwilę gramy przeciwko Irlandii.
Nawet patrząc jak aktualnie radzą sobie Polacy w zagranicznych klubach można mieć obawy. Zamiast podziwiać kolejne gole Lewandowskiego trzeba czekać kiedy odnajdzie się w systemie gry Guardioli. Nie mam wątpliwości, że to nastąpi, pytanie tylko kiedy? Nie pomaga również histeria niemieckich brukowców, które tydzień w tydzień wyliczają minuty bez zdobytego gola. Kilka lat temu też uznawano go za nieudany transfer BVB, a potem nazywano królem Dortmundu.
Arkadiusz Milik również początku roku nie zaliczy do udanych. Jego Ajax gra słabo, a wychowanek Rozwoju Katowice niewiele pomaga kolegom. Z Alkmaar trener w ogóle zrezygnował z jego usług, natomiast przeciwko Go Ahead Eagles dostał tylko dziewięć minut. Ostatnią bramkę zdobył na Świętego Mikołaja. 
Błaszczykowski jest ciągle kontuzjowany, jak nie uraz mięśniowy, to przeziębienie. Nawet zakładając, że przed meczem z Irlandią kłopoty zdrowotne go ominą, tak długa absencja będzie miała wpływ na aktualną dyspozycję. Z powodu urazu zabraknie Jędrzejczyka, więc znowu nie mamy lewego obrońcy.
Nieciekawie wygląda sytuacja z bramkarzami. Pozycja tradycyjnie mocno obsadzona, wygląda coraz gorzej. Najpierw afera ze Szczęsnym, potem Boruca też przyłapali na paleniu fajek, dobrze że chociaż Fabiański jest wolny od tego nałogu. Golkiper Swansea ma pewne miejsce w klubie i spokojnie mógłby występować z Orłem na piersi, tylko czy będzie potrafił kierować mocno osłabioną i przez to niezgrana obroną?
Już od kilku lat przełom zimy oraz wiosny oznacza obniżkę lotów biało-czerwonych. Za Beenhakkera, przed Euro2008 wygraliśmy z Estonią, lecz w Krakowie Amerykanie udzielili nam srogiej lekcji. Dwanaście miesięcy później wyniki portugalskiego zgrupowania pozwalały mieć nadzieję na sukces w Belfaście. Remis z Litwą i zwycięstwo z Walią nie pomogły jednak zgarnąć trzech punktów. Boruc przepuścił piłkę pod nogą, przez co przegraliśmy 2-3, a awans do południo-afrykańskich mistrzostw stał się praktycznie niemożliwy.
Smuda pierwszą wiosnę miał udaną, bo wygrał 2-0 z Bułgarią. W następnym roku odniósł dwa zwycięstwo na murawach portugalskich, lecz potem przegrał po fatalnym meczu z Litwą i bezbramkowo zremisował z Grecją. Przed polskim Euro graliśmy z Portugalią, a remis na Stadionie Narodowym był sukcesem. Smudzie raczej ta pora roku nie przeszkadzała, co może dziwić, bo z klubami idzie mu słabiej.
Fornalik wygrał z rumuńskimi rezerwami, po czym doznał dwóch dużych klęsk. W Dublinie uległ Irlandii, a kilka dni później w kiepskim stylu Ukrainie. Warszawska porażka praktycznie zakończyła marzenia o brazylijskim Mundialu. Przed rokiem kadra Nawałki będąca w fazie budowania okazała się gorsza od Szkotów. Mecz ten na pewno nie zapisał się złotymi zgłoskami w annałach polskiego futbolu.     




  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz