czwartek, 22 stycznia 2015

Puchar Narodów Afryki: słabi faworyci

fot. espnfc.com
Każda z ekip rozegrała już przynajmniej po jednym meczu. Jak na razie można narzekać, przede wszystkim na słabą formę zespołów mających walczyć o główne trofeum, ale też na małą liczbę bramek i zbyt zachowawczą postawę drużyn uczestniczących w turnieju. Wbrew stereotypom Afrykańczycy duży nacisk kładą na taktykę, obawiając się, że jedna porażka będzie oznaczała konieczność spakowania walizek.
Do tej pory największym wygranym jest Kongo. Czerwone Diabły wygrały z Gabonem, odnosząc pierwsze zwycięstwo w Pucharze od ponad 40 lat. Stało się to za sprawą bramki Prince'a Oniangue, byłego kolegi Grzegorza Krychowiaka z Reims. Remis z Burkina Faso pozwoli im zameldować się w ćwierćfinale, co stanowiłoby dużą niespodziankę. W grupie A najbardziej zawodzi właśnie Burkina Faso. Ogiery nie strzeliły nawet gola, chociaż królem strzelców eliminacji był reprezentant tego kraju - Jonathan Pitroipa.   
Idealna równowaga panuje w grupie B. Oba dotychczasowe mecze skończyły się podziałem punktów. Pluć w brodę mogą sobie Zambijczycy. Rywalizowali z niżej notowanymi graczami DR Konga, szybko wyszli na prowadzenie, lecz nie potrafili tego utrzymać. Teraz czeka ich trudniejsze zadanie. Muszą wygrać co najmniej jedno z pozostałych spotkań, chyba że inne drużyny postanowią dalej przyjąć postawę ugodową i będzie decydować większa liczba trafień do bramki przeciwników. Tunezja i Republika Zielonego Przylądka jest w ich zasięgu, lecz Miedziane Pociski prezentują się znacznie słabiej niż trzy lata temu.
Dzisiaj okaże się czy dobra postawa dawnego Zairu była tylko jednorazowa. Jeśli nie to karty będą rozdawać Błękitne Rekiny, które mogą sobie zapewnić drugi z rzędu ćwierćfinał.  
Spośród faworytów nie zawiodła praktycznie tylko Algieria, chociaż piłkarze Christiana Gourcuffa mocno się namęczyli z RPA. Gdyby rywale wykorzystali rzut karny prawdopodobnie Lisom Pustyni nie udałoby się zainkasować trzech punktów. Koniec końców zdecydowały wyższe umiejętności poszczególnych piłkarzy. Algieria ma komfort kontrolowania sytuacji w grupie.
Nie może tego powiedzieć Ghana. Czarne Gwiazdy rozpoczęły zgodnie z planem, szybko obejmując prowadzenie. Później oddali inicjatywę Senegalowi. Jak to często bywa minimalizm został ukarany. Lwy Terangi najpierw wyrównały, a potem dążyły do zgarnięcia pełnej puli. Dopięli swego kiedy zegar wskazywał już 90 minutę. Moussa Sow dał zwycięstwo, a sympatyczny pan Diouf z Eurosportu przeżywał chwile radości.
Nie popisało się Wybrzeże Kości Słoniowej. Zawodnicy Herve Renarda tylko zremisowali z Gwineą. Strata punktów się zdarza, ale gra Iworyjczyków nie napawała optymizmem. Paradoksalnie obudziła ich czerwona kartka dla Gervinho. Bez jednego piłkarza grali lepiej niż w komplecie. Jednak receptę na gwinejskiego golkipera znalazł jedynie Doumbia.           
Podobne problemy miał Kamerun.Wywalczył remis z Mali, ale to zespół Kasperczaka wyglądał zdecydowanie lepiej. Nieposkromione Lwy  takie rozwiązanie powinny uznać za szczęśliwe. Dysponując duetem napastników Chuopo-Moting oraz Aboubakar stworzyli bardzo niewielkie zagrożenie pod bramką brązowych medalistów poprzednich mistrzostw Afryki. Sytuacja w grupie śmierci jest równie otwarta jak w grupie B.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz