piątek, 23 stycznia 2015

Powrót do przeszłości: Piechna - snajper znikąd

fot. sport.wp.pl
Gdyby nakręcić film o Grzegorzu Piechnie musiałby to być western. Rewolwerowiec przybył do miasta nie wiadomo skąd, pozamiatał innych kowbojów i zniknął równie szybko jak się pojawił. Jednak inaczej niż na wielkim ekranie, po niedługim czasie dawny bohater wrócił do opuszczonych stron, co skończyło się fatalnie. Mimo to warto przypomnieć dostawcę kiełbasy, który przez moment był bodaj najpopularniejszym piłkarzem grającym w Polsce. 
Zanim trafił na czołówki gazet, długo tułał się po niższych szczeblach rozgrywkowych. Opoczno, Paradyż, Czermno i Łowicz do dziś pewnie się szczycą, że ich barwy reprezentował przyszły reprezentant Polski. Już wtedy Piechna potrafił zaimponować skutecznością. Dwukrotnie został najskuteczniejszym zawodnikiem IV ligi, a po przenosinach do Czermna przeskok o jeden poziom wyżej nie zrobił mu różnicy. Trzeba dodać, że to było jeszcze przed reformą, więc liczebniki przy nazwie rozgrywek oddawały rzeczywistość.       
Dopiero wówczas został zauważony przez większy klub. Sięgnęła po niego Korona Kielce, czym dokonała jednego z najlepszych zakupów w swej historii. Świętokrzyski zespół rywalizował na zapleczu, ale za cel postawiono sobie wywalczenie awansu. Podopiecznym Dariusza Wdowczyka udało się zrealizować plany, choć okoliczności w jakich się to odbyło pasują do filmu "Piłkarski poker". Niemniej Piechna znów zdominował rywalizację snajperów, notując 17 trafień. 
Mając 29 lat zadebiutował w Ekstraklasie. Początkowo nie błyszczał, tak jak cała drużyna Złocisto-krwistych. Pierwsze zwycięstwo Korona odniosła dopiero w czwartej kolejce, a jego autorem był oczywiście Grzegorz Piechna. Hattrick Kiełbasy pozwolił ograć Polonię Warszawa 3-2, ale nie poprzestał on na jednym dobrym spotkaniu. W połowie rundy zanotował serię sześciu meczów z rzędu, podczas których wpisywał się na listę strzelców. Beniaminek typowany do spadku, dzięki niemu miał szansę włączyć się do walki o europejskie puchary. 
Wiosną trenerzy baczniej przyjrzeli się napastnikowi Korony i nakazali jego ściślejsze krycie. Stąd początkowo problemy z poprawieniem własnego konta. Jednak ostatecznie Piechna ukończył rozgrywki z 21 golami i przywdział koronę króla strzelców. Po drodze zadebiutował w kadrze, co oczywiście uświetnił bramką przeciwko Estonii. Choć ostatecznie Janas pominął go przy mundialowych powołaniach, Kiełbasa był wielkim wygranym sezonu, zgarniając nagrody i wysłuchując piosenek na swoją cześć.         
Zmiana klubu wydawała się czymś naturalnym, tym bardziej że do tej pory w karierze Piechny odbywało się to bezboleśnie, lecz teraz miał grać poza granicami naszego kraju. Podpisał kontrakt życia z Torpedo Moskwa i to właściwie wszystko, co można napisać o rosyjskim epizodzie. Głównie przesiadywał na ławce rezerwowych, a prasa wypominała mu trudności z adaptacją i nadużywanie alkoholu.  
Rosjanie bez żalu oddali Piechnę do Widzewa, gdzie też się nie odnalazł. Trudno powiedzieć dlaczego warszawscy działacze wzięli go na Konwiktorską, może jeszcze pamiętali ten hattrick, który kiedyś im wbił? Szybko wylądował w rezerwach i znów musiał szukać kolejnego pracodawcy. Potem nastąpiła już tylko jazda w dół. Stróże, Ceramika Opoczno, krótka przygoda w Grecji, znowu Opoczno, Bukowiec Opoczyński gdzie zaczynał i wreszcie Lechia Tomaszów Mazowiecki. To tam ponad rok temu zakończył karierę piłkarską.  







             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz