poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rzut oka na transfery

fot. sport.wp.pl
Jesień nie obfitowała w spektakularne transfery. Większość klubów ma problemy finansowe, a księgowi bardziej myślą jak spłacić byłych piłkarzy, niż zatrudniać kolejnych. Nawet czołówka zdecydowała się tylko na uzupełnianie składu, nadzieje pokładając w dotychczasowych liderach. Dominowała idea zakupów hurtowych po niskich cenach, a nie sprowadzanie starannie wyselekcjonowanych zawodników. Stąd o ile łatwo jest wskazać transferowe niewypały, to znacznie trudniej pochwalić kogoś za  instynkt w doborze zawodników.
Wpadki:
Adłan Kacajew - z Lechii można by umieścić pół składu, ale dwie osoby szczególnie się wyróżniły. Były gracz Tereka Grozny uchodził za spory talent. Jeszcze w poprzednim sezonie z powodzeniem reprezentował barwy Łucz-Eniergija Władywostok. Nad polskim morzem od początku mu nie szło. Żaden z trenerów nie desygnował go na murawę, najczęściej brakowało go nawet w kadrze meczowej. Na szczęście jest tylko wypożyczony i kibice Lechii szybko on nim zapomną.
Danijel Aleksic - ponoć jeszcze większy talent niż Rosjanin. Szybko wyjechał z Serbii, gdzie wybijał się ponad rówieśników. Za granicą nie wiodło mu się jednak najlepiej. Często zmieniał kluby, ale nie poradził sobie ani we Włoszech, ani we Francji, ani w Niemczech. Nad Wisłą rozpoczął w rezerwach. Nawet na tle III-ligowych drużyn nie pokazywał nadzwyczajnych umiejętności. W pierwszym zespole dostał tyko trzy szanse. Kompletnie ich nie wykorzystał. Raz wyszedł od pierwszej minuty, ale był jednym z gorszych na boisku i już w przerwie został zmieniony.
Arkadiusz Piech - zdecydowanie liczono na więcej. W Lubinie odbudował się po nieudanej, tureckiej przygodzie. Akurat na jego pozycję Legia nie miała tak dużej konkurencji, jak gdzie indziej. Na początku sezonu był podstawowym napastnikiem, lecz szybko poszedł w odstawkę. Do siatki rywala trafiał tylko w rezerwach. Pewnie odejdzie na wypożyczenie i warszawianie będą się starali jak najszybciej pozbyć się go z listy płac.
Anastis Argyriou - jako obrońca Zawiszy miał ciężkie życie, ale sam też za bardzo się nie przyczynił do poprawienia jakości defensywy. Wręcz przeciwnie, kiedy przebywał na murawie napastnicy rywali mieli używanie. Zagrał osiem ekstraklasowych spotkań, w których Zawisza stracił 26 bramek. Marne osiągnięcia jak na byłego piłkarza AEK Ateny i Rangersów. Bydgoszczanie już rozwiązali z nim kontrakt.   
Jan Chovanec - większość kibiców pewnie nawet nie kojarzy takiego zawodnika. 30-latek był podstawowym graczem Spartaka Trnava, a w Ruchu przepadł. Parę razy wybiegł na boisku, głównie jako wchodzący z ławki. Niczym się nie wyróżnił i został odesłany do rezerw. Do Chorzowa trafił w drodze wypożyczenia, raczej nie zagrzeje tam miejsca zbyt długo. 
Boligulbia Quattara - miał być podstawowym obrońcą Korony. Początkowo trener Tarasiewicz nie zważał na jego błędy i ciągle mu ufał. Dopiero w połowie rundy Iworyjczyk został odstawiony. Zagrał w 10 spotkaniach Ekstraklasy i Pucharu Polski, spośród których kielczanie przegrali osiem, a tylko raz zdołali  zwyciężyć. Quattara już nie jest młodym piłkarzem, ani nie ma CV dającego nadzieję na znaczny progres formy.

Realne wzmocnienia:
Fiodor Cernych - Rosjanin z litewskim obywatelstwem był sporym zaskoczeniem. Bez niego Łęczna zimę spędziłaby pewnie w strefie spadkowej. Średnio w co drugim spotkaniu wpisywał się na listę strzelców. Szczególnie udaną miał końcówkę, kiedy trafiał trzy razy z rzędu. Dobrze zapamiętają go w Legii, której wbił dwa gole.
Roman Gergel - mało spektakularny, ale solidny piłkarz. Jego bramka dała trzy punkty w starciu z Zawiszą. Oprócz tego był żelaznym wyborem trenera Dankowskiego. Zagrał we wszystkich meczach ligowych Górnika, przeważnie w pełnym wymiarze czasu. Podczas rundy jesiennej stanowił kluczowe ogniwo nieźle grających zabrzan.
Przemysław Frankowski - w Gdańsku uznano wychowanka za niepotrzebnego. Z tej okazji skorzystał Michał Probierz i raczej nie żałuje. Frankowski nie jest żadną gwiazdą, ale sporo pomógł Jagiellonii. Udaną rundę uwieńczył bramką, która pozwoliła wygrać z Górnikiem. Na pewno powinien notować jeszcze więcej minut na boisku, ale niewielu jego rówieśników gra choćby tyle.
Łukasz Zwoliński - dość niespodziewanie okazał się bardziej skuteczny niż Marcin Robak. Już ma na koncie prawie tyle trafień, co rok temu w rozgrywkach pierwszoligowych. Zwolińskiemu Pogoń zawdzięcza miejsce w ósemce. Wkrótce zgłoszą się pewnie po niego mocniejsze zespoły.
Maciej Sadlok -  po powrocie na Cichą wcale nie zachwycał. U Kociana grał rzadko, wydawało się, że Sadloka czeka już tylko jazda w dół. Smuda zrobił z niego solidnego gracza. W obronie nie popełniał rażących błędów, a dodał dwie, piękne bramki. Dodatkowo często podłączał się do akcji ofensywnych.  Omijały go też kontuzje, które były zmorą byłego reprezentanta Polski.











 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz