czwartek, 18 grudnia 2014

Pograli nasi w Europie

fot. polskieradio.pl
Mieszane uczucia można mieć analizując dokonania polskich drużyn w europejskich pucharach. Lech totalnie się skompromitował. Ruch i Zawisza zagrały na miarę możliwości, a chorzowianie nawet ponad oczekiwania. Odbiło się to jednak na ich postawie w rodzimych rozgrywkach. Oba kluby mają przed sobą poważne widmo spadku. Zdecydowanie najlepiej poradziła sobie Legia, która europejską kampanię będzie kontynuowała wiosną.
Bydgoszczanie wylosowali belgijskie Zulte Waregam. Mało kto dawał im szanse na awans i rzeczywiście ekipa z Flandrii bez problemu wyeliminowała zdobywcę Pucharu Polski. Na pocieszenie Zawisza w obu meczach trafiał do siatki rywali, a wyniki 1-2 oraz 1-3 nie przynoszą im wstydu.
Lech już w pierwszym spotkaniu miał kłopoty. Na wyjeździe przegrał z estońskim Nomme Kalju. Przy Bułgarskiej z naddatkiem odrobił straty, lecz wkrótce poznaniacy chyba sami tego żałowali. Kolejnego rywala mieli rozbić w pył, a półamatorom z Islandii nie strzelili nawet gola. Bramka stracona w delegacji sprawiła, że Kolejorz pożegnał się z Ligą Europy.
Ruch trochę się męczył z FC Vaduz, ale ostatecznie zdołał wyeliminować przeciwnika. W konfrontacji przeciwko Esbjerg, Polacy nie byli faworytami. Trafienie Łukasza Surmy na kilka chwil przed ostatnim gwizdkiem sprawiło, że niespodzianka stała się faktem. Nagrodą za pokonanie Duńczyków był dwumecz z Metalistem Charków. Po 180 minutach brzydkiej gry o promocji do kolejnej rundy zdecydowała dogrywka. Więcej sił zachowali Ukraińcy, którzy wbili jedną bramkę i cieszyli się z awansu do fazy grupowej.
Marzeniem Legii było rywalizowanie w elicie europejskiej piłki. Aby się tam znaleźć trzeba było przejść przez trzy rundy eliminacji. Wylosowanie Irlandczyków z St. Patrick uznano za bardzo szczęśliwe, zarówno pod względem sportowym, jak i kibicowskim. Remis na Łazienkowskiej był zimnym prysznicem. Gdyby nie Radovic skończyłoby się nawet porażką. Wyprawa na Zieloną Wyspę nie pozostawiła jednak złudzeń kto jest lepszy. Następną przeszkodą był Celtic. Mimo marki wzbudzającej szacunek, Szkoci przeżywają w ostatnich latach duży kryzys. Na murawie okazali się znacznie słabsi od mistrza Polski, jednak wpuszczenie nieuprawnionego zawodnika spowodowało przyznanie rywalom walkowera. Graczom Berga pozostała Liga Europy.
Żeby grać w fazie grupowej musieli jeszcze pozostawić w pokonanym polu Aktobe Lento. Kazachowie nie byli trudną przeszkodą i przed warszawianami otworzyła się perspektywa sześciu dodatkowych spotkań. Po raz kolejny nie można było narzekać na fortunę. Grupa L prezentowała się najsłabiej w całej stawce. Lokeren to tylko średniak niezbyt mocnej ligi belgijskiej, nazwa tego klubu nie może wzbudzać strachu. Z kolei Trabzonspor oraz Metalist borykały się ze sporymi problemami. Ukraińcy właściwie stracili płynność finansową po tym jak ich właściciel uciekł z kraju. Już po konfrontacji z Ruchem było widać, że okres świetności mają za sobą. Turcy dopiero po zmianie trenera zaczęli grać na miarę potencjału.
Właściwie wszystkie ekipy skoncentrowały się na obronie, tylko w grupie F padło mniej bramek. Taka taktyka najbardziej pasowała Legii, która do perfekcji opanowała wygrywanie po 1-0. Wespół z Interem i Club Brugge może się także poszczycić najmniejszą liczbą traconych goli. Nic dziwnego, że Dusan Kuciak został wybrany do jedenastki fazy grupowej.
Jeśli chodzi o atak to trzeba podkreślić dużą dywersyfikację. Na siedem bramek, które warszawianie uzbierali w swoim dorobku złożyło się pięciu jej zawodników plus Fatih Ozturk, który zanotował samobója. Tak wyrównany skład daje pole manewru trenerowi Bergowi, co było kluczem do sukcesu tej jesieni.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz