czwartek, 11 grudnia 2014

Podsumowanie fazy grupowej cz.1

fot. pl.wikipedia.org
W grupie A wszystko zaczęło się od sporej niespodzianki. Olympiakos ograł u siebie Atletico i wydawało się, że mistrzowie Hiszpanii i Włoch wcale nie mają pewnego awansu. Podopieczni Michela do końca walczyli o fazę pucharową, ale w ostatniej serii spotkań Juventus wymęczył remis z drużyną Simeone i ostatecznie to Piemontczycy zagrają dalej. Grecy okazali się hegemonem na własnym podwórku, u siebie nie stracili punktu. Co z tego, skoro w delegacji polegli nawet przeciwko Malmoe.
Zdecydowanie poniżej oczekiwań spisała się Stara Dama. Ekipa z Turynu miała problemy ze skutecznością, zwłaszcza na obcych boiskach. Wykonała tylko absolutne minimum ogrywając dwukrotnie Szwedów, a w pozostałych meczach niemiłosiernie się męczyła. Gdyby Atletico musiało wygrać na Stadio delle Alpi, prawdopodobnie Włosi wiosną oglądali by Ligę Mistrzów  w telewizji.
Mistrz Hiszpanii pokazał, że po odejściu Diego Costy nie stracił wiele na jakości. Ofensywa funkcjonuje tak samo dobrze. Do zespołu świetnie wpasował się Mandżukić, który zanotował pięć trafień. Z kolei pod względem traconych bramek lepsze były tylko Monaco i Real.
Kolejna czwórka została całkowicie zdominowana przez Królewskich. Ronaldo i spółka zgarnęli komplet, a największe problemy mieli o dziwo w Bułgarii, gdzie Łudogorec na kilkanaście minut objął prowadzenie. Bilans bramkowy 16-2 mówi sam za siebie. 
Bułgarzy spisali się przyzwoicie, jak na zespół, któremu nikt nie dawał szans. Pokonanie Basel i remis z Liverpoolem zostaną zapisane złotymi zgłoskami w historii klubu. Po trzech meczach mieli nawet poważne szanse na drugie miejsce. 
Największą niespodziankę sprawiła Bazylea, eliminując The Reds. Co prawda dwanaście lat temu było to jeszcze większe osiągnięcie, niemniej trudno umniejszać sukces Szwajcarów słabą formą Liverpoolu. Anglicy wygrali tylko jeden mecz, a w połowie spotkań nawet nie potrafili pokonać bramkarza rywali. Grę ciągnął coraz starszy Gerrard, gdyby nie on skończyłoby się pewnie totalną kompromitacją i ostatnią lokatą w grupie.
Drugą drużyną, po której niewielu spodziewało się awansu jest Monaco. Rosyjskie eldorado skończyło się niemal tak szybko jak się zaczęło i podopieczni Leonardo Jardima mieli tylko statystować innym. Wenezuelczyk znając słabości swojego zespołu postawił na kunktatorstwo. Mecze wicemistrza Francji nie należały do ciekawych, ale taka taktyka przyniosła im sukces. Tylko w jednym spotkaniu padła więcej niż jedna bramka. Za to defensywa Monaco okazała się najbardziej szczelna w całej Lidze Mistrzów.
Osobiście zawiodła mnie Benfica, którą typowałem do awansu. Portugalczycy prezentowali się kompletnie bezbarwnie. Wygrali jeden mecz i ustrzelili tylko dwa gole. Słusznie nie zobaczymy ich wiosną nawet w Lidze Europy.
O drugie, premiowane miejsce rywalizowały Bayer i Zenit. Zdecydowała lepsza postawa Aptekarzy przed swoją publicznością. Zresztą w bezpośredniej konfrontacji też dwa razy ogrywali Rosjan, więc słusznie to oni będą rywalizować w 1/8 finału. Grupa C była dosyć wyrównana, ale chyba też nie zbudziła wielkiego zainteresowania kibiców.
Przeciwieństwo stanowił kolejny zestaw. Tutaj Arsenal i Borussia zdecydowanie odstawały od reszty, można było się tylko zastanawiać, która z tych drużyn zajmie pierwsze miejsce. Ostatecznie udało się to podopiecznym Jurgena Kloppa.
Nieporozumieniem była postawa Galatasaray - najsłabszej drużyny fazy grupowej. Turcy zapisali na koncie tylko jeden punkt i to dzięki bramce w ostatniej minucie Yilmaza. Tracili średnio ponad trzy gole na mecz.  Nic dziwnego, że po takich wynikach pożegnano trenera Cesare Prandelliego.
Względnie zadowoleni mogą być Belgowie z Anderlechtu. Swoje zrobili. Nikt nie wymagał od nich miejsca w dwójce, a i prześcignięcie Turków nie było takie pewne. Fiołki nie przegrały ani jednego starcia wyjazdowego. Zanotowały tylko jeden słabszy występ, gdy uległy w Brukseli Borussii 0-3.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz