poniedziałek, 1 grudnia 2014

Angielscy kibice

fot. lastwordonsports.com
Kiedyś uchodzili za największych zadymiarzy w Europie. Wszędzie gdzie mieli się pojawić, wzbudzali strach. Doprowadzili do tragedii na Heysel, a później już na własnym podwórku spowodowali śmierć prawie 100 ludzi, podczas starcia Liverpoolu z Nottingham. Inna sprawa, że tam zawiniła fatalna organizacja spotkania i niedostosowanie stadionu do wymogów bezpieczeństwa. Niemniej po tamtym wydarzeniu premier Margaret Thatcher zapowiedziała radykalne działania, zmierzające do zaprowadzenia porządku podczas meczów piłkarskich.
Trudno stwierdzić czy metody Żelaznej Damy podziałały, ale w ostatnich latach o Wyspiarzach nie mówi się zbyt często w kontekście burd stadionowych. Wręcz przeciwnie, zwraca się nawet uwagę, że angielskie obiekty straciły klimat, przez ugrzecznioną publikę, która zachowuje się jak w teatrze. Wpływ na to miało chyba nie tyle zaostrzenie prawa, co podwyżki cen biletów. Na trybunach zasiada teraz znacznie więcej osób, które w latach 80 by się tam nie zjawiły. 
Kilka dni temu opublikowano ranking najgłośniejszych fanów. Powody do dumy mogą mieć kibice Manchesteru United. Na Old Trafford wytwarzają hałas na poziomie 84 decybeli. Taki wynik może dziwić, bo dość często zarzuca się klubowi, że atmosfera na jego meczach przypomina spotkanie dżentelmenów, a nie sportową rywalizację. Swoje robi jednak pojemność obiektu, nikt w lidze nie dysponuje większym. Jednak ktoś taki wynik musiał wypracować, zatem Czerwonych Diabłów nie dopingują wyłącznie przybysze z Azji. Chyba, że to rezultat przekrzykujących się ludzi, pozdrawiających przez komórki swoją rodzinę.
Mniejsza niespodzianka jest na drugim miejscu. Niewiele gorsi od United okazali się sympatycy małego Stoke City. Klub ani specjalnie utytułowany, ani obecnie nie znaczący wiele w Premier League, lecz słynący z żywiołowego dopingu. Na Britannia Stadium potrafią stworzyć fantastyczną atmosferę, taką w starym stylu. Kameralny obiekt żyje podczas meczu i reaguje na boiskowe zdarzenia. Panuje tam zdecydowanie mniej korporacyjny klimat, niż u gigantów współczesnego, angielskiego futbolu.  
Zaskakująco słabo wypadli fani Liverpoolu. W rankingu zdołali wyprzedzić tylko pięć ekip, a przecież zawsze słynęli z niestrudzonego wspierania The Reds. You will never walk alone to jedna z najbardziej znanych, kibicowskich pieśni na świecie. Czyżby słaba gra podopiecznych Brendana Rodgersa wpływała również na marazm sympatyków klubu? Jeśli tak, to można to zrozumieć, bo zespołowi z Anfield idzie wręcz fatalnie, a aspiracje sięgały wysoko. Pewnie jednak wiosną wszystko wróci do normy.
W ogonie obok beniaminka Burnley, znaleźli się mniej znani reprezentanci Londynu. West Ham, Crystal Palace i QPR pozostają w cieniu bardziej utytułowanych rywali. Nawet tak duże miasto nie pomieści aż tak wielu drużyn w czołówce. Naturalne, że kolejne pokolenia sympatyków piłki wybierają między Arsenalem i Chelsea, ewentualnie Tottenhamem. Dla reszty pozostają raczej niedzielni kibice, którzy wpadną od czasu do czasu na stadion, który mają najbliżej miejsca zamieszkania.
Wszystkim bardzo daleko do wyniku osiągniętego przez fanów Galatasaray. Ich doping miał moc ponad ponad 130 decybeli, czyli niewiele mniej niż startujący myśliwiec.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz