fot.eurosport.onet.pl |
Stało
się. Marek Cieślak już nie będzie prowadził żużlowców Unii
Tarnów. Płonne okazały się nadzieje, że wygaśnie konflikt
między nim, a prezesem Łukaszem Sadym i „narodowy” zmieni
zdanie, tak jak przypadku współpracy z polską kadrą.
Pewnie
duży wpływ miała na to oferta z Ostrowa Wielkopolskiego.
Beniaminek zaplecza Ekstraligi, montuje silna ekipę i być może już
w przyszłym sezonie, powalczy o awans na wyższy szczebel
rozgrywkowy. Nie bez znaczenia jest również stabilność finansowa
klubu z Wielkopolski, czego nie można powiedzieć o tarnowskich
Jaskółkach.
W
żużlowym światku, nazwisko Cieślaka nieodłącznie wiążę się
z sukcesem. Cztery tytuły Drużynowego Mistrza Polski (w tym jeden w
Tarnowie) oraz pięć Drużynowych Pucharów Świata, stawia go na
piedestale trenerskiego fachu, nie tylko nad Wisłą. Ma on również
moc przyciągania zdolnych zawodników, którzy po prostu chcą dla
niego jeździć. Trudno się dziwić, bo jak nikt potrafi ich
promować. Przy ulicy Zbylitowskiej, na szerokie wody wypłynęli
chociażby Martin Vaculik, Leon Madsen i Artiom Łaguta.
Trzeba
się zatem liczyć, że w ślad za szkoleniowcem z Jaskółczego
Gniazda wyfrunie kilku żużlowców, którzy rozwój sportowy wiązali
z jego osobą. Będzie też trudniej o następców, bo Cieślak był
kartą przetargową w negocjacjach z zawodnikami. Tym większa
szkoda, że ma on ciągle podpisaną umowę wizerunkową z Grupą
Azoty. Pieniądze tak mocno związanej z Tarnowem firmy, nie będą
wspierać lokalnego sportu, tylko pomogą konkurencji. Dotychczasowy
dobrodziej klubu ma kolejny argument do przykręcenia kurka z
pieniądzmi, skoro odszedł „ich” człowiek.
Całkiem
możliwe, że w obecnej sytuacji finansowej nie było możliwości
zatrzymania najlepszego, ale też kosztownego szkoleniowca. Całą
sytuację trzeba było jednak rozegrać bardziej po dżentelmeńsku,
a nie toczyć boje za pomocą mediów. Człowiek, który doprowadził
Unię, do trzech medali z rzędu, zasłużył by przynajmniej godnie
go pożegnać.
Szczerze
współczuję jego następcy. Ktokolwiek to będzie, musi stawić
czoła zadaniu, przy którym problemy milenijne są małym piwem. W
dodatku nie może liczyć na milion dolar, za jego rozwiązanie. Nie
dość, że skład na przyszły sezon zostanie osłabiony, to jeszcze
przyjdzie mu się zmierzyć z legendą poprzednika. To właściwie
misja straceńcza. Ponoć sondowany był Robert Kużdżał, ale nie
chciał wchodzić na pole minowe.
Chyba
odpada również Marian Wardzała, obecnie bardziej zaangażowany w
wybory samorządowe, niż w sport. Obawiam się, że nawet przy
wysokim bezrobociu w regionie, kandydatów akurat na to stanowisko
może zabraknąć.
Trzeba
się, więc uzbroić w cierpliwość. Nowa osoba będzie potrzebowała
czasu, żeby opanować kryzys w tarnowskim klubie. Powinna dostać na
początku kredyt zaufania. Rozpieszczeni ostatnimi sukcesami kibice,
nie mogą oczekiwać kolejnego medalu. Celem na przyszły rok, jest
raczej uniknięcie smutnego losu ekip z Gdańska i Częstochowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz