piątek, 7 listopada 2014

Saper pilnie poszukiwany

fot.eurosport.onet.pl
Stało się. Marek Cieślak już nie będzie prowadził żużlowców Unii Tarnów. Płonne okazały się nadzieje, że wygaśnie konflikt między nim, a prezesem Łukaszem Sadym i „narodowy” zmieni zdanie, tak jak przypadku współpracy z polską kadrą.
Pewnie duży wpływ miała na to oferta z Ostrowa Wielkopolskiego. Beniaminek zaplecza Ekstraligi, montuje silna ekipę i być może już w przyszłym sezonie, powalczy o awans na wyższy szczebel rozgrywkowy. Nie bez znaczenia jest również stabilność finansowa klubu z Wielkopolski, czego nie można powiedzieć o tarnowskich Jaskółkach.
W żużlowym światku, nazwisko Cieślaka nieodłącznie wiążę się z sukcesem. Cztery tytuły Drużynowego Mistrza Polski (w tym jeden w Tarnowie) oraz pięć Drużynowych Pucharów Świata, stawia go na piedestale trenerskiego fachu, nie tylko nad Wisłą. Ma on również moc przyciągania zdolnych zawodników, którzy po prostu chcą dla niego jeździć. Trudno się dziwić, bo jak nikt potrafi ich promować. Przy ulicy Zbylitowskiej, na szerokie wody wypłynęli chociażby Martin Vaculik, Leon Madsen i Artiom Łaguta.
Trzeba się zatem liczyć, że w ślad za szkoleniowcem z Jaskółczego Gniazda wyfrunie kilku żużlowców, którzy rozwój sportowy wiązali z jego osobą. Będzie też trudniej o następców, bo Cieślak był kartą przetargową w negocjacjach z zawodnikami. Tym większa szkoda, że ma on ciągle podpisaną umowę wizerunkową z Grupą Azoty. Pieniądze tak mocno związanej z Tarnowem firmy, nie będą wspierać lokalnego sportu, tylko pomogą konkurencji. Dotychczasowy dobrodziej klubu ma kolejny argument do przykręcenia kurka z pieniądzmi, skoro odszedł „ich” człowiek.
Całkiem możliwe, że w obecnej sytuacji finansowej nie było możliwości zatrzymania najlepszego, ale też kosztownego szkoleniowca. Całą sytuację trzeba było jednak rozegrać bardziej po dżentelmeńsku, a nie toczyć boje za pomocą mediów. Człowiek, który doprowadził Unię, do trzech medali z rzędu, zasłużył by przynajmniej godnie go pożegnać.
Szczerze współczuję jego następcy. Ktokolwiek to będzie, musi stawić czoła zadaniu, przy którym problemy milenijne są małym piwem. W dodatku nie może liczyć na milion dolar, za jego rozwiązanie. Nie dość, że skład na przyszły sezon zostanie osłabiony, to jeszcze przyjdzie mu się zmierzyć z legendą poprzednika. To właściwie misja straceńcza. Ponoć sondowany był Robert Kużdżał, ale nie chciał wchodzić na pole minowe.
Chyba odpada również Marian Wardzała, obecnie bardziej zaangażowany w wybory samorządowe, niż w sport. Obawiam się, że nawet przy wysokim bezrobociu w regionie, kandydatów akurat na to stanowisko może zabraknąć.
Trzeba się, więc uzbroić w cierpliwość. Nowa osoba będzie potrzebowała czasu, żeby opanować kryzys w tarnowskim klubie. Powinna dostać na początku kredyt zaufania. Rozpieszczeni ostatnimi sukcesami kibice, nie mogą oczekiwać kolejnego medalu. Celem na przyszły rok, jest raczej uniknięcie smutnego losu ekip z Gdańska i Częstochowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz