środa, 26 listopada 2014

Legia listy pisze

fot. eurosport.onet.pl
Niektórzy już zaczęli pisać listy do św. Mikołaja. Być może boją się, że z powodu kryzysu nie dla wszystkich starczy prezentów i trzeba szybko ustawić się w kolejce. Tym bardziej jeśli się ma dość spore wymagania, jak żądanie 5 mln. euro za Michała Żyro.
Tak naprawdę nie wiem o co chodzi. Legia jest podobno w świetnej kondycji finansowej, zwłaszcza na tle naszej, bankrutującej ligi. Żyro to wyróżniająca się postać drużyny, która byłaby przydatna zarówno podczas wiosennej kampanii europejskiej, jak i ewentualnie podczas walki o Ligę Mistrzów. Pod względem zarobków pewnie też jakoś specjalnie nie obciąża budżetu, szczególnie porównując go z obcokrajowcami. Może zatem warszawski klub jest kolosem na glinianych nogach, a jego finanse mają się znacznie gorzej, niż ich obraz kreowany w mediach?
Zadziwia desperacja z jaką cała rzecz się odbywa. Rozumiem, że Legia uważa sprzedaż reprezentanta Polski za korzystną transakcje, ale działając w ten sposób ośmiesza sprawę i osłabia swoją pozycję negocjacyjną. Jeśli jakiś chętny by się znalazł, to widząc podejście kontrahenta, szybko zorientuje się, że może łatwo zbić cenę. Sam piłkarz też nie nalega na przeprowadzkę do innego kraju.
"Michał będzie dostępny dla topowych europejskich klubów tej zimy" - zapewnia w liście Legia. Myślę, że w Barcelonie, Madrycie, Manchesterze, Monachium i Londynie po tej informacji telefony od razu rozgrzały się do czerwoności. Dyrektorzy sportowi nerwowo przeglądają budżety, aby wygospodarować sumę żądaną przez mistrza Polski. "Jego wartość jest nadzwyczajna" - brzmi jak reklama garnków w telezakupach. "Jest niewątpliwie najlepszym, młodym zawodnikiem w Polsce od czasu Roberta Lewandowskiego" - o ile sobie przypominam Lech sprzedał Lewego za sporą sumę, bez takich, marnych działań. Całe dzieło jest napisane w podobnym, bełkotliwym stylu. 
Prezes Leśnodorski bagatelizuje tą sytuację. "Ktoś napisał, ktoś nie przeczytał" - tłumaczy prezes. Tak jakbym gdzieś to już słyszał. Wpadka z Celtikiem też wynikła przez "czyjąś" niefrasobliwość. Wtedy poleciała kierownik drużyny - Marta Ostrowska, może nie tylko ona była całym złem w klubie z Łazienkowskiej?  Tym razem karzący palec sprawiedliwości wskazuje na dyrektora ds. rozwoju sportowego Dominika Ebebenge. Nota bene jakoś nie zauważyłem jego szczególnej przydatności dla rozwoju Legii, poza marketingowymi akcji w stylu Ice Bucket Challenge. Może niech on coś najpierw osiągnie w życiu, a dopiero potem bierze się za dyrektorowanie w czołowym, polskim klubie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz