poniedziałek, 3 listopada 2014

Farbowane lisy

fot. sportfan.pl
Zwycięstwo nad Niemcami sprawiło, że ucichł temat zawodników z zagranicy, którzy dostali polskie obywatelstwo i reprezentują nasz kraj. Jeszcze we wrześniu, Adam Nawałki liczył, że liderem środka pola będzie u niego Eugen Polanski. Nieźle spisujący się w tegorocznych rozgrywkach Bundesligi gracz Hoffenheim, postanowił jednak inaczej i w niemiłej atmosferze odmówił selekcjonerowi. Pewnie nie pomoże to zawodnikom z podobnym statusem, zresztą już od dawna są oni na cenzurowanym.
Pierwszym, w ostatnich latach, który zdecydował się na grę z Białym Orłem na piersi był Emmanuel Olisadebe. To autorski pomysł Jerzego Engela. Związki Nigeryjczyka z Polską kończyły się na reprezentowaniu barw Polonii Warszawa i żonie pochodzącej z nowej ojczyzny piłkarza. Koncepcja okazała się jednak skuteczna. Oli zdobywał bramki jak na zawołanie, z miejsca stał się również ulubionym kadrowiczem Polaków. W dużej mierze dzięki niemu, awansowaliśmy po 16 latach na mundial.
Mimo to sielanka trwała krótko. Gdy zwolniono Engela, Olisadebe szybko stracił zainteresowanie grą w polskich barwach. Bardziej był pochłonięty walczeniem o miejsce  w składzie Panathinaikosu, a odmowy przyjazdu na zgrupowania tłumaczył kontuzjami. W sumie, w biało-czerwonym trykocie wystąpił 25 razy i strzelił 11 bramek.
Paweł Janas dał zadebiutować Wahanowi Geworgianowi, ale to tylko epizod, nie warto się tym nawet zajmować. Kolejnym, który mocniej postawił na zawodników urodzonych poza Polską, był Leo Beenhakker. Najpierw powołał Rogera Guerreiro, a później dał szansę Ludovicowi Obraniakowi. Właściwie w obu przypadkach powtórzyła się historia Olisadebe. Początkowo, piłkarze ci stanowili solidne wzmocnienie kadry. Brazylijczyk zdobył jedynego gola dla Polski, podczas Euro 2008.  Francuz w debiucie był najlepszym zawodnikiem i dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców. Z czasem jednak, co raz mniej można było na nich liczyć. Gdy reprezentacja traciła szansę udziału w wielkiej imprezie, niechętnie godzili się na poświęcanie jej czasu. Z drugiej strony trzeba przyznać, że z usług byłego zawodnika Legii, korzystał jeszcze Smuda, a Obraniaka dodatkowo sprawdzali Fornalik i Nawałka. Łącznie zaliczyli 59 występów, zdobywając 10 bramek.
Najbardziej "cudzoziemskie" oblicze miała kadra Smudy. Franz liczył zwłaszcza, na wzmocnienie w ten sposób defensywy. Za jego namową, w zespole narodowym znaleźli się Perquis, Boenisch i Polanski. Nie ma co ukrywać, że walnie przyczyniła się do tego perspektywa Euro2012 w Polsce. Porażka na turnieju przyniosła podobne skutki co zawsze.  Zaczęły się wymówki, obrażanie się na trenerów, itp. Żaden z nich, nie zrobił nic wielkiego dla polskiej piłki. Obecnie Adam Nawałka wysyła powołania do Thiago Cionka, ale to raczej tylko fanaberia "narodowego", bo chyba nikt nie wierzy, żeby były gracz Jagiellonii, znacząco podniósł konkurencję w obronie.
Jak widać nie tędy droga. Nie chodzi mi o kryterium etniczne. Nie widzę przeszkód, aby w reprezentacji grał nawet ktoś bez polskich korzeni, pod warunkiem, że naprawdę tego chce i stawi się na każde zawołanie, nie tylko wtedy gdy można się wypromować. Przygarnianie niedoszłych reprezentantów innych państw, nie pomaga kadrze, a tylko wprowadza konflikty w drużynie oraz zabiera miejsce zawodnikom, na których moglibyśmy liczyć w przyszłości. 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz