niedziela, 5 października 2014

Tępe scyzoryki

fot. pl.wikipedia.org
Postępuje degradacja klubu, bez którego w ostatnim czasie trudno było sobie wyobrazić Ekstraklasę. Korona Kielce nigdy nie była drużyną walczącą o najwyższe lokaty, lecz od kiedy w 2005 r. Ryszard Wieczorek wprowadził ją na najwyższy szczebel ligowy, tylko raz zabrakło jej wśród najlepszych. Była to konsekwencja  korupcyjnych grzechów z przeszłości.
Sukcesy świętokrzyskiego klubu są nieodłącznie związane z osobą Krzysztofa Klickiego. Twórca firmy Kolporter miał wizję zbudowania w Kielcach jednego z najszybciej rozwijających się klubów w Polsce. Bez zbytniej kurtuazji można napisać, że mu się to udało. Zatrudnienie w III lidze Dariusza Wdowczyka było szokiem w środowisku. Wdowiec miał już wtedy na koncie tytuł z Polonią Warszawa i uchodził za najzdolniejszego trenera młodego pokolenia.  
Klicki myślał przyszłościowo. Nie kupował podstarzałych piłkarzy z zagranicy, którzy przyjechaliby do Polski dorobić przed emeryturą. Dogadał się za to z miejscowymi włodarzami i dzięki temu Korona mogła rozgrywać swoje mecze na nowym stadionie. W tamtym czasie był to najnowocześniejszy obiekt piłkarski w Polsce, na którym swoje mecze rozgrywała kadra.        
Gwiazdą ówczesnej Korony był Grzegorz Piechna - zawodnik o iście filmowej biografii. Były dostarczyciel kiełbasy został najlepszym strzelcem ligi. Zadebiutował też w drużynie narodowej, gdzie również wpisał się na listę strzelców. Piechna był na ustach wszystkich. Występował w telewizji, śpiewano o nim piosenki, szkoda że równie szybko jak się objawił, zniknął z poważnego futbolu.
W każdym sezonie po awansie do Ekstraklasy, Korona zajmowała miejsce w górnej połówce tabeli.  Eldorado skończyło się wraz z degradacją drużyny, za udział w ustawianiu meczów. Oszukany poczuł się właściciel, który zapowiedział odejście z polskiej piłki. Już po roku, w Kielcach znów mogli się cieszyć obecnością czołowych polskich drużyn, ale na innych zasadach. Korona była skazana na walkę o utrzymanie, właściwie od początku swojego drugiego podejścia do Ekstraklasy. Nota bene awans też odbył się w kontrowersyjnych okolicznościach, bo był możliwy tylko dzięki karnej degradacji kolejnych zespołów umoczonych w korupcję.
Skromny kadrowo klub wziął Leszek Ojrzyński. Szybko wkupił się w łaskę kibiców pracowitością i ambicją. Stworzył bardzo charakterystyczny zespół. Choć często miano pretensje o mało efektowny styl, Korona grała nadzwyczaj skutecznie, jak na swoje możliwości. Szczególnie pierwszy sezon jego pracy, dawał nadzieję na nawiązanie do ery Klickiego. Później było już gorzej, zaczęła się na przykład klątwa która trwa do dzisiaj. Kielczanie niezwykle rzadko wygrywają na wyjeździe. W bieżących rozgrywkach jeszcze się im to nie udało, a w dwóch poprzednich ledwie dwa razy przywozili z delegacji komplet.
Ojrzyński odchodził gdy złocisto-krwiści okupowali ostatnie miejsce w tabeli. Miało to jednak miejsce tuż na starcie sezonu, więc do spadku było jeszcze daleko. Niemniej zatrudniony w jego miejsce Hiszpan Jose Rojo Martin był nie najgorszym wyborem. Dość spokojnie utrzymał Ekstraklasę, dodatkowo wprowadzając przyjemniejszy dla oka styl. Momentami przynosiło to dobre rezultaty, lecz zdarzały się również klęski, jak 1-5 ze Śląskiem. 
Nie trenerzy są jednak największym problemem klubu z ulicy Ściegiennego, a kompletny brak pomysłu na jego zarządzanie. Kwintesencją polityki transferowej było oddanie do Bielska Korzyma - symbolu drużyny Ojrzyńskiego i sprowadzenie Oliviera Kapo. W kadrze sporo jest piłkarzy z zagranicy, głównie ze wschodu, ale nie wnoszą oni specjalnej jakości od naszej ligi. Można tylko pochwalić bramkarza Cerniauskasa.
Ryszard Tarasiewicz dostanie pewnie jeszcze trochę czasu, lecz cierpliwość już się kończy. Szczególnie, że zbliżają się wybory samorządowe, a rządzący klubem prezydent Kielc, chce mieć się czym pochwalić przed wyborcami. Na razie będzie się gęsto tłumaczył, z tego jak wydaje publiczne pieniądze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz