![]() |
fot. www.tvwlodawa.pl |
Pełnią bardzo niewdzięczną rolę. Kiedy wszystko im wychodzi, niemal nikt tego nie zauważa, kiedy się pomylą, dziesiątki kamer są dla nich bezlitosne. Sędziowie są nieodłączną częścią piłki nożnej, szczególnie istotną dopóki nie wprowadzi się powtórek wideo.
Ze względu na aferę korupcyjną, w Polsce dokonała się totalna wymiana kadr. Ludzi umoczonych w ustawianie spotkań, zastępowali młodzi, niedoświadczeni rozjemcy z niższych lig. Miało to oczywiście wpływ na poziom sędziowania. Nowi nie mieli ani umiejętności, ani szacunku ze strony zawodników. Okres przebudowy jeszcze się nie zakończył. Musi minąć trochę czasu, zanim sytuacja na dobre się ustabilizuje.
Tym bardziej, że sprawy nie ułatwiają sami arbitrzy. Jeśli któryś wyrasta ponad przeciętność, najczęściej za chwilę popada w kłopoty. Typowany na europejską gwiazdę Grzegorz Gilewski, odszedł w niesławie gdy okazało się, że również on nie ustrzegł się kontaktów z Ryszardem F. ps "Fryzjer".
Inną słabość okazał Hubert Siejewicz. Białostocczanin był namiętnym fanem tenisowych zmagań, szczególnie Agnieszki Radwańskiej i dał się przyłapać w punkcie bukmacherskim, kiedy rzekomo obstawiał zwycięstwo Polki. Oliwy do ognia dodał fakt, że Radwańska rozpoczęła grać kilkanaście minut wcześniej. O ile mi wiadomo w naziemnych punktach bukmacherskich, nie ma możliwości zakładów na wydarzenia już rozpoczęte. Zresztą to i tak bez znaczenia, bo sędziowie podpisują zobowiązanie, że nie będą uczestniczyć w tego typu rozrywkach, bez względu na dyscyplinę sportu, którą chcieliby obstawiać.
Obecnie za najlepszych uchodzą Szymon Marciniak i Tomasz Musiał. Tego drugiego już dopada wspomniany syndrom. Od kiedy zaczęto o nim głośno mówić, obniżył jakoś swojej pracy. Krakowianin jest miłośnikiem ligi angielskiej, co generalnie się chwali, lecz czasami dopuszcza do zbyt ostrej gry. Podpadł szczególnie Legionistom, gdy nie usunął z boiska Jakuba Tosika za brutalny faul na Saganowskim.
Zupełnie na odwrót jak Marciniak, który ostatnio walnie przyczynił się do zwycięstwa podopiecznych Berga z Wisłą. Nie zauważył wtedy, że Orlando Sa zdobył gola ze spalonego, choć ten błąd mocniej obciąża arbitra liniowego niż głównego. Zdecydowanie bardziej zawalił w kwietniowym półfinale Pucharu Polski, gdy pozbawił Jagiellonię szans na awans. Generalnie jednak trzyma formę i nie ma sobie równych, wśród polskich "gwizdków".
Nie da się tego powiedzieć o najbardziej doświadczonych: Marcinie Borskim i Pawle Gilu. Ten pierwszy często podejmuje decyzje zrozumiałe chyba tylko dla niego samego. Sławomir Stempniewski musi włożyć sporo wysiłku, żeby w studio TV wytłumaczyć tok rozumowania swojego podwładnego. Borski wzbudzał kontrowersje odkąd pamiętam. Wypominano mu, że jego ojciec znał się z byłym prezesem PZPNu - Michałem Listkiewiczem. Skandalem była również praca u głównego sponsora jednej z drużyn ligowych. Zawodnicy przeważnie uznają go za najsłabszego arbitra, choć z drugiej strony bywa doceniany przez kolegów i dziennikarzy.
Z kolei Gil zbyt często chce dominować nad boiskowymi zdarzeniami. Nie potrafi sobie wywalczyć autorytetu u piłkarzy w inny sposób, więc zachowuje się wobec nich arogancko. Generalnie wprowadza dużą nerwowość. To mocno "elektryczny" arbiter, czasem prowokujący nieprzyjemne zdarzenia w czasie meczu. Jego styl przejmuje niestety Paweł Raczkowski, który ma być przyszłością tego zawodu. Nie przypominam sobie jakiegoś ogromnego błędu w wykonaniu warszawianina, natomiast arogancja prędzej, czy później skończy się wpadką.
Największe nadzieję wiążę z Bartoszem Frankowskim. Wśród sędziów zawodowych jest on najmłodszy, ale moim zdaniem najbardziej utalentowany. W Ekstraklasie zadebiutował w 2011 r., a już tego lata był rozjemcą w fazie eliminacyjnej Ligi Europy. Nie jest bezbłędny, lecz można mieć do niego stosunkowo najmniej pretensji. Oby tylko, jak już wejdzie na szczyt, nie zleciał z niego równie szybko, co jego koledzy po fachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz