czwartek, 2 października 2014

Nowa jakość w Anglii

fot. soccernews.com
Premier League słynie głównie z tego, że grają w niej najlepsi piłkarze na świecie. Kluby co roku wydają dziesiątki milionów euro, na nowych zawodników. W przeciwieństwie do Hiszpanii, czy Włoch robi to nie tylko ligowa czołówka, lecz nawet kluby z dołu tabeli. 
Mam wrażenie, że mniejszą wagę przykładało się do człowieka, który miałby tym wszystkim rządzić. Owszem, zdarzają się takie postaci jak Ferguson, Wenger, czy Mourinho, lecz przeważnie w tych największych firmach. Reszta zadowalała się szkoleniowcami ze średniej półki, którzy często mijali się w drzwiach, w kolejnych klubach. Wszystko można o nich powiedzieć, ale na pewno nie to, że byli innowacyjni. Nawet nie mieli takich aspiracji. Po prostu typowi rzemieślnicy futbolu. W końcu ktoś taki  zasiadł na fotelu selekcjonera Anglii i chyba z braku pomysłu sterników federacji, piastuje tą funkcję do dzisiaj.
Od kilku lat widoczny jest inny trend. Częściej oddaje się stery ludziom około czterdziestki, ze świeżym spojrzeniem na piłkę nożną. Za prekursora takiego myślenia można uznać ekipę Swansea. Już w siedem lat temu zatrudniono tam Roberto Martineza. Dla Hiszpana była to pierwsza praca w roli menadżera. Przez kilka sezonów był związany z Łabędziami jako piłkarz. Zresztą to częsta praktyka, że jeśli stawia się na młodego trenera, to szuka się wśród byłych zawodników. Martinez awansował na zaplecze Premier League i zbudował podstawy przyszłych sukcesów. Nic dziwnego, że szybko upomniały się o niego zespoły z najwyższej klasy rozgrywkowej.
W Wigan radził sobie w kratkę, ale kibice na pewno mu zapamiętają zdobycie pierwszego w historii Pucharu Anglii. Nikt nie winił trenera za spadek z Premier League, wręcz przeciwnie, zdawano sobie sprawę, że z tym zespołem nic więcej nie dało się osiągnąć. Niewątpliwą zasługą Hiszpana, była zmiana sposobu gry. Antyfutbol został zastąpiony grą w piłkę, która mogła się podobać. Choć i tu nie obyło się bez ofiar. Klęski z Chelsea 0-8 i Tottenhamem 1-9, zapiszą się czarnymi zgłoskami w historii klubu.
Obecnie Martinez pracuje w Evertonie i już dał się poznać jako świetny fachowiec. W pierwszym roku pracy, pobił rekord punktów zdobytych przez The Toffees. 
Kolejnym człowiekiem wypromowanym przez Walijczyków jest Brendan Rodgers. To on awansował ze Swansea do Premier League. Skazywane na pożarcie Łabędzie, dość dobrze poradziły sobie na najwyższym szczeblu, ogrywając wiele bogatszych i bardziej doświadczonych ekip. Praca Rodgersa bardzo szybko została doceniona, bo już po dwóch latach znalazł angaż w Liverpoolu. Wielu ekspertów pukało się w czoło, ciągle nie wierząc, że ten młody szkoleniowiec poradzi sobie z drużyną aspirującą do Big Four. Miniony sezon pokazał w jakim byli błędzie. Niewiele brakowało, żeby Rodgers dał kibicom z Anfield Road coś, na co czekają od prawie 25 lat - mistrzostwo Anglii. W końcówce przeważyła jednak mocniejsza kadra City, lepiej znosząca trudy sezonu.        
Obecne rozgrywki The Reds zaczęli słabo, co można tłumaczyć odejściem Luisa Suareza. Z czasem Rodgers na pewno znajdzie receptę na zastąpienie Urugwajczyka.
Obecnie menadżerem Swansea jest Garry Monk. Jego historia bardzo przypomina poprzedników. Dla 35-latka również jest to pierwsza praca na stanowisku trenera. Sam również przez 10 lat grał na Liberty Stadium. Rozpoczął ze sporym animuszem, na razie utrzymuje Łabędzi w czołówce ligi.  
Z kolei w Tottenhamie postawili na Mauricio Pochettino. W poprzednich rozgrywkach robił furorę z Southampton. Dodatkowo okazał się prawdziwym królem Midasem. Święci zarobili górę pieniędzy za piłkarzy wypromowanych przez Argentyńczyka. Lallana, Shaw, Chambers, Lambert, kto ich jeszcze niedawno znał, a klub w letnim okienku zgarnął ponad 100 mln. euro.
W Spurs, Pochettino idzie jak na razie przeciętnie. Trudno się dziwić, drużyna z Londynu wymaga dłuższego czasu przebudowy. To do tej pory największe wyzwanie w karierze trenerskiej byłego reprezentanta Albicelestes, który również jako piłkarz nie grał w klubie z takimi aspiracjami.
Najstarszy z tego grona jest Paul Lambert - zasiadający na ławce rezerwowych Aston Villi. On z kolei zaczął sezon rewelacyjnie, najlepiej dla klubu z Birmingham od wielu lat. Porażki z londyńskimi potentatami trochę popsuły humory na Villa Park, lecz i tak pozycja w tabeli może cieszyć kibiców, bo zdają sobie sprawę z możliwości finansowych AV. Szkot lubi pracować w takich warunkach. W Norwich nosili go na rękach, trudno się dziwić skoro awansował z trzeciej ligi na najwyższy szczebel rozgrywek. Także tam nie dawał sobie w kaszę dmuchać. Kanarki były bardzo charakterystyczną ekipą w sezonie 2011/12. O klasie Lamberta świadczy to, że po jego odejściu Norwich wytrzymało tylko jeden rok w Premier League.      


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz