fot. dailymail.co.uk |
W tym sezonie furorę robi Fraser Forster z Southampton. Duża w tym zasługa reszty drużyny, bo Święci są sensacyjnie wiceliderem tabeli, lecz Anglik mocno się to tego przyczynił. Przez 810 minut wpuścił jedynie pięć bramek, to zdecydowanie najlepszy wynik w lidze. Nie rozumiem dlaczego Forster nie jest etatowym bramkarzem reprezentacji, no ale Roy Hodgson uważa, że to miejsce ciągle należy do Joe Harta.
Bardzo dobrze idzie również Łukaszowi Fabiańskiemu w Swansea. Transfer do Walii był przez niektórych postrzegany jak zesłanie, ale Polak szybko zadomowił się na Liberty Stadium i udanie zastąpił, oddanego do Tottenhamu Michaela Vorma. Może nie broni jakoś bardzo spektakularnie, lecz przede wszystkim pewnie, z czego jest zresztą znany. Fabiański popełnia mało błędów, dość często udaje mu się zachować czyste konto (dotychczas cztery razy na dziewięć kolejek).
Drugi z Polaków jest bardziej barwny. Wojciech Szczęsny z pewnością rzuca się w oczy genialnymi obronami, jednak czasem potrafi napsuć krwi swoją nieprzewidywalnością. Nie popisał się w meczu z City, gdy jego niepewna interwencja spowodowała stratę punktów. Z kolei przeciwko Galatasaray złapał czerwoną kartkę, kiedy Arsenal prowadził 4-0.
Równie silną frakcję stanowią Belgowie. Simon Mignolet jak do tej pory, stanowi chyba najmocniejsze ogniwo Liverpoolu. Gdyby nie on, słabo grający zespół z Anfield Road byłby jeszcze niżej w tabeli. Wejście do zespołu miał zresztą fantastyczne, bo w końcówce meczu obronił rzut karny, ratując kolegom zwycięstwo. Mignolet dysponuje świetnym refleksem, jego siłą są zwłaszcza interwencje na linii.
Jeszcze lepiej spisuje się jego rodak - Thibaut Courtis. To dla niego Mourinho zluzował Petra Cecha, co świadczy o klasie byłego gracza Atletico. Już w Hiszpanii zachwycał, sięgając po mistrzostwo kraju, a indywidualnie po Trofeum Zamory. Przy okazji przyczynił się do odpadnięcia obecnego pracodawcy z Ligi Mistrzów; był jednym z bohaterów półfinałowego dwumeczu Chelsea-Atletico. Wychowanek Genk porusza się niezbyt zgrabnie, jakby był wcześniakiem (może jest, nie sprawdzałem), ale broni cudownie. Londyńczycy mają golkipera na lata.
Jedynym, który w najbliższych latach może rywalizować z Belgiem o miano najlepszego w Premier League, jest David De Gea. Pamiętam jego początki w MU. Eufemistycznie mówiąc nie były zbyt udane. Chudy jak patyk Hiszpan, nie radził sobie z grą w powietrzu, ani z grą nogami. Teraz to jednak kluczowa postać klubu z Old Trafford. Jeśli spojrzeć na statystyki z tego sezonu, De Gei nie będzie w czołówce, lecz to wina kiepskiej defensywy drużyny van Gaala. Do mało kogo można tam mieć tak małe pretensje, jak do niego. Mecz z Evertonem to pokaz kapitalnych umiejętności, zresztą z Chelsea też zastopował kilka groźnych akcji The Blues. Nie mogę zrozumieć jakim cudem, bramki reprezentacji Hiszpanii strzeże podstarzały i od dawna bez formy Casillas.
Bardzo dobrze idzie również Łukaszowi Fabiańskiemu w Swansea. Transfer do Walii był przez niektórych postrzegany jak zesłanie, ale Polak szybko zadomowił się na Liberty Stadium i udanie zastąpił, oddanego do Tottenhamu Michaela Vorma. Może nie broni jakoś bardzo spektakularnie, lecz przede wszystkim pewnie, z czego jest zresztą znany. Fabiański popełnia mało błędów, dość często udaje mu się zachować czyste konto (dotychczas cztery razy na dziewięć kolejek).
Drugi z Polaków jest bardziej barwny. Wojciech Szczęsny z pewnością rzuca się w oczy genialnymi obronami, jednak czasem potrafi napsuć krwi swoją nieprzewidywalnością. Nie popisał się w meczu z City, gdy jego niepewna interwencja spowodowała stratę punktów. Z kolei przeciwko Galatasaray złapał czerwoną kartkę, kiedy Arsenal prowadził 4-0.
Równie silną frakcję stanowią Belgowie. Simon Mignolet jak do tej pory, stanowi chyba najmocniejsze ogniwo Liverpoolu. Gdyby nie on, słabo grający zespół z Anfield Road byłby jeszcze niżej w tabeli. Wejście do zespołu miał zresztą fantastyczne, bo w końcówce meczu obronił rzut karny, ratując kolegom zwycięstwo. Mignolet dysponuje świetnym refleksem, jego siłą są zwłaszcza interwencje na linii.
Jeszcze lepiej spisuje się jego rodak - Thibaut Courtis. To dla niego Mourinho zluzował Petra Cecha, co świadczy o klasie byłego gracza Atletico. Już w Hiszpanii zachwycał, sięgając po mistrzostwo kraju, a indywidualnie po Trofeum Zamory. Przy okazji przyczynił się do odpadnięcia obecnego pracodawcy z Ligi Mistrzów; był jednym z bohaterów półfinałowego dwumeczu Chelsea-Atletico. Wychowanek Genk porusza się niezbyt zgrabnie, jakby był wcześniakiem (może jest, nie sprawdzałem), ale broni cudownie. Londyńczycy mają golkipera na lata.
Jedynym, który w najbliższych latach może rywalizować z Belgiem o miano najlepszego w Premier League, jest David De Gea. Pamiętam jego początki w MU. Eufemistycznie mówiąc nie były zbyt udane. Chudy jak patyk Hiszpan, nie radził sobie z grą w powietrzu, ani z grą nogami. Teraz to jednak kluczowa postać klubu z Old Trafford. Jeśli spojrzeć na statystyki z tego sezonu, De Gei nie będzie w czołówce, lecz to wina kiepskiej defensywy drużyny van Gaala. Do mało kogo można tam mieć tak małe pretensje, jak do niego. Mecz z Evertonem to pokaz kapitalnych umiejętności, zresztą z Chelsea też zastopował kilka groźnych akcji The Blues. Nie mogę zrozumieć jakim cudem, bramki reprezentacji Hiszpanii strzeże podstarzały i od dawna bez formy Casillas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz