poniedziałek, 27 października 2014

Młode wilki bez zębów

fot. www.wiadomosci24.pl
W Anglii praktycznie żużel umarł. Trafił im się Woffinden, ale to na zasadzie ślepej kury, która od czasu do czasu znajdzie ziarno. Poza nim, nie ma praktycznie nikogo. Skoro o drugą pozycję na Wyspach walczą niezatapialni Harris i Nicholls, to raczej z tamtejszym speedwayem nie jest najlepiej. Spore nadzieje budził Lewis Bridger, lecz jakoś zniknął z pola widzenia.
Wyniki osiągane przez reprezentantów tej nacji, w mistrzostwach świata juniorów zakrawają na kpinę. Podczas minionego sezonu, Anglicy nie wystawili nikogo, choć nawet Francuzi i Amerykanie mieli swoich przedstawicieli. W sumie, pięć ostatnich odsłon IMŚJ, zakończyło się bez ani jednego rodaka Hamilla i Havelocka w pierwszej dziesiątce.
Z tej perspektywy, Polacy wypadają wręcz fenomenalnie. Praktycznie co roku ktoś przywozi medal, a zdarzało się, że całe podium było biało-czerwone. Jednak, kiedy przyjrzeć się postawie juniorów w lidze,  entuzjazm nieco opada.
Zdecydowanie najlepsi są Zmarzlik i Pawlicki. W ich przypadku nie ma wątpliwości, że będą stanowić o przyszłości żużla w Polsce. Obaj byli czołowymi postaciami sowich klubów. Siła Gorzowa i Leszna w ogromnej mierze wynikała właśnie z mocnej obsady pozycji młodzieżowych. Kolejny sezon raczej nic w tej kwestii nie zmieni, dlatego według mnie powtórka tegorocznego finału jest bardzo możliwa. Względny spokój panuje również w Toruniu, gdzie zawsze świetnie sobie radzili z wychowywaniem młodego pokolenia zawodników.
W pozostałych klubach mają większy ból głowy. Falubaz liczy na Łoktajewa, reszta już prezentuje się znacznie słabiej. Szczególnie Mikkel Bech nie robi postępów na miarę swojego talentu.
Tarnów i Wrocław znajdują się w jeszcze gorszej sytuacji. Jaskółki w ostatnich latach ratowały się transferami z innych klubów. Teraz nie ma na to pieniędzy, a szkółka nie dostarcza klasowych żużlowców. Pozostaje wierzyć w skok formy Ernesta Kozy.
Sparta w minionych rozgrywkach dysponowała najsłabszymi młodzieżowcami. Nadzieje wiązane z Patrykiem Dolnym nie znajdują pokrycia w rzeczywistości. Mike Trzensiok to melodia przyszłości. Wątpliwe by odpalił już za kilka miesięcy. 
Wśród beniaminków też raczej skłaniają się ku zainwestowaniu w kogoś nowego. Dotychczasowi zawodnicy nie bardzo sobie radzili na drugim froncie, a co dopiero, gdy przyjdzie im rywalizować z najlepszymi na świecie. Pytanie tylko kogo kupić, skoro rynek jest tak płytki? 
Najpewniejszym kandydatem wydaje się Krystian Pieszczek. Przejeździł cały sezon w Ekstralidze, pokazał się też w zawodach międzynarodowych. Takiego obycia nie ma Kacper Woryna, lecz uchodzi za jednego z najzdolniejszych żużlowców młodego pokolenia na świecie. W jego przypadku działa też magia nazwiska. Ciekawym wariantem wydaje się również Andrzej Lebiediew.
Jeśli ta dyscyplina ma dalej istnieć, to niezbędne jest inwestowanie w młodzież. Można liczyć, że byli żużlowcy przyprowadzą swoje dzieci do szkółki, ale oni nie zdołają zapełnić składów wszystkich drużyn. Może obecny kryzys finansowy jest właśnie szansą, żeby o tym pomyśleć, a nie przepłacać zagraniczne gwiazdy.      
 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz