środa, 8 października 2014

Miasto 44

fot. www.kulturaliberalna.pl
[Tekst zawiera spoilery]
Kilka dni temu miała miejsce 70 rocznica kapitulacji Powstania Warszawskiego. Z mediów trudno się było o tym dowiedzieć. Szkoda, bo 2 października to byłaby o wiele lepsza data na dyskusję o Powstaniu, niż 1 sierpnia. W zamian dostaliśmy film, który dla mniej jest bardziej sugestywny, niż powtarzane w kółko argumenty obu stron.
Zdecydowanie nie jest dzieło z serii "jak wraz z kilkoma kumplami wygraliśmy II wojnę światową". Oczywiście daleko mu do realizmu, zresztą raczej nie tego wymaga się od fabuły. Główny bohater nie zawsze zachowuje się racjonalnie i ma ponadprzeciętnie dużo szczęścia, trudno jednak żądać od reżysera, aby uśmiercił najważniejszą postać w połowie filmu. I tak, w porównaniu z kanonem gatunku, Miasto 44 nie drażni nadmiernym patosem, wręcz przeciwnie, dość gorzko przedstawia obraz wojny.
Sam główny bohater - Stefan, nie jest typem herosa. Do konspiracji przyłącza się przez przypadek. W ogóle raczej poddaje się wydarzeniom, niż próbuje wywierać na nie wpływ. Czasem irytuje jego niedojrzałość, nawet infantylizm, ale przez swoją prostolinijność zyskuje sympatię.  
Mam wrażenie, że w polskim kinie często brakuje momentów, które zapisałyby się w pamięci na dłużej. Janowi Komasie udało się o to zadbać. Scena wybuchu miny samobieżnej, którą ludzie wzięli za czołg i która kończy się deszczem krwi, zapada w pamięć tak mocno, jak pierwsze chwile filmu Szeregowiec Ryan, pokazujące lądowanie na plażach Normandii.
Drugi moment , to kiedy powstaniec musi patrzeć na śmierć swoich najbliższych. Decyzja o walce z Niemcami pociągnęła za sobą ogromne konsekwencje dla ludności cywilnej. Dobrze jest również dostrzec perspektywę tych osób, które były kompletnie bezbronne w starciu z żądnym odwetu wrogiem. Los cywilów zdecydowanie obciąża sumienia podejmujących decyzję o Powstaniu.       
Chyba największe kontrowersje wzbudziły sceny slow motion, na wzór Matrixa. Mi one nie przeszkadzały, choć bez nich Miasto 44 też by się obeszło. Generalnie efekty specjalne dużo powyżej średniej w polskiej kinematografii. 
Dobór muzyki też był kontestowany. Można usłyszeć zarówno przedwojenne szlagiery, jak i dubstep. Mieszanie konwencji nie zawsze musi być czymś złym. Kto sobie wyobraża scenę ataku helikopterów z Czasu Apokalipsy, bez muzyki Wagnera?
Dwie godziny w kinie zleciały nie wiadomo kiedy. Chętnie obejrzałbym jakąś dłuższą, reżyserską wersję. Sequela raczej nie będzie, ale może jakiś spin-off, w tym samym klimacie, ale z innymi bohaterami? Dla mnie na pewno najlepszy, polski film tego roku i jeden z najlepszych ostatniej dekady.

2 komentarze:

  1. "Miasto 44" obejrzałam dopiero wczoraj i jestem pod wielkim wrażeniem. Efekty specjalne niczym z Hollywood. Przekaz naprawdę świetny. Dzięki temu filmu mogliśmy choć trochę wyobrazić sobie jak wyglądało Powstanie Warszawskie i jak Polacy byli szykanowani przez wroga. Panorama płonącej Warszawy, która po chwili zamienia się w dzisiejszy wygląda Stolicy ukazuje jak bardzo zmieniło się to miasto jak i cała Polska. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. obejrzałem film w dniu premiery. Biorąc pod uwagę polskie kino i jego możliwości jest bardzo dobrze. Fabuła - no cóż jest to film, który musi na siebie zarobić i tyle. Nie spodziewajmy się fajerwerków i analizy ludzkich postępowań. Slow Motion - mi nie przeszkadzało a nawet było, przynajmniej dla mnie, ciekawym zabiegiem w pewnych scenach. Efekty specjalne - długo w polskiej kinomatografii takich już nie zobaczymy, oddanie rzeczywistości z czasów powstania - dość wierne. Ogólnie bardzo dobry , polski film bez zbyt wielu przekłamań historycznych i hura optymizmu twórców.

    OdpowiedzUsuń