sobota, 27 września 2014

Kolejna odsłona Świętej Wojny

fot. klubkwadrat.pl
Mimo, że nie jest to już czas kiedy Wisła dominowała w lidze, a Cracovia walczyła o europejskie puchary, w Grodzie Kraka  te mecze wciąż są wydarzeniem sezonu. Po raz 188 najlepsze zespoły królewskiego miasta, spotkają się, by w bezpośredniej konfrontacji zdecydować o obsadzie wawelskiego tronu.
Zdecydowanie korzystniejszy bilans ma ekipa z Reymonta. 84 razy udało się jej pokonać Cracovię, wobec tylko 60 porażek. Ostatnie starcie również skończyło się tryumfem Białej Gwiazdy, która zaaplikowała rywalom trzy gole, jeden raz dając się im pokonać. Jednak na boisku przy ulicy Kałuży już tak łatwo nie było. Zeszłej jesieni wywiozła stamtąd tylko remis, a mogło być nawet gorzej, bo w drugiej połowie Pasy powinny przechylić szalę na własną korzyść. W ogóle na boisku przeciwnika Wiśle szło dużo gorzej, co zapowiada ciekawsze widowisko. Nie ma bowiem co ukrywać, że to podopieczni Smudy są w niedzielę faworytem.
Cracovia zaczęła sezon bez animuszu. Fani klubu powinni być do tego przyzwyczajeni. Ile razy przed rozgrywkami słyszeli o wielkich ambicjach, a kończyło się na walce o utrzymanie. Przynajmniej tym razem im tego oszczędzono. Wzięto młodego trenera, który ma dopiero zbudować zespół. Ciekawe tylko jak długo prezesowi Filipiakowi wystarczy cierpliwości?
Największym problemem pozostaje obrona. O ile taki Rakels czy Covilo coś tam potrafią, to koledzy z tyłu marnują cały wysiłek. Średnio prawie dwie bramki tracone w meczu, źle wróżą przed starciem ze Stiliciem i Brożkiem. Trener Podoliński nakaże pewnie swoim zawodnikom atak od pierwszych sekund meczu. Pasy będą chciały wykorzystać doping własnej publiczności i szybko ustawić sobie przeciwnika. Jeśli bowiem gdzieś wygrywają, to na własnym obiekcie. Inna sprawa, że pokonanie Łęcznej i Korony to też nie są wiekopomne wyczyny.
Inne problemy ma Wisła. Ekipa Smudy od początku sezonu radziła sobie świetnie, znacznie powyżej możliwości kadrowych. Fatalny mecz z Legią może na nią podziałać deprymująco. Nie chodzi o porażkę, z mistrzem przegrać to nie wstyd, ale o okoliczności tej wpadki. Po pierwsze sędzia popełnił katastrofalny błąd uznając gola Orlando Sa ze spalonego. Po drugie gra Wiślaków znacznie odstawała od tego, co chcieliby widzieć kibice Białej Gwiazdy. Kolejna przegrana w prestiżowym meczu zniszczy, z trudem budowane morale. Aby do tego nie doszło, w Pucharze Polski nie zagrali podstawowi zawodnicy, mający szykować się na sąsiadów zza miedzy.         
Smudzie można zarzucać surowość warsztatu, lecz motywować zawodników to umie. Jego drużyny świetnie spisywały się w takich spotkaniach. Bo w derbach umiejętności często schodzą na drugi plan, a wygrywa ten kto jest bardziej zdeterminowany.
PS. W ogóle ten weekend stoi pod znakiem derbów. O lokalny prymat powalczą w Zagłębiu Ruhry, Liverpoolu i Londynie. 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz