niedziela, 31 sierpnia 2014

Komu na tym zależało

fot. motocaina.pl
Jest 2010 rok. Cykl Grand Prix, z dużą przewagą nad resztą stawki wygrywa Tomasz Gollob. Drugie miejsce na podium zajmuje ostatecznie Jarosław Hampel, o włos wyprzedzając Crumpa. Polacy wygrywają też Drużynowy Puchar Świata, po raz pierwszy dokonując tego na obcym torze, konkretnie w Vojens. Zbyt duża dominacja jednej nacji nie podoba się władzom światowego speedwaya, ani sponsorom pragnącym widzieć również swoich reprezentantów walczących o najwyższe zaszczyty. Postanawiają coś zmienić, żeby namieszać w speedwayowej hierarchii. Wtedy zapada decyzja o wprowadzeniu nowych tłumików.
Pretekstem miała być ochrona środowiska, czy ochrona słuchu kibiców żużla. Takimi wyssanymi z palca bzdurami, nawet nie ma co się zajmować. Po interwencji polskich europosłów, bardzo szybko się okazało, że unijna dyrektywa nie dotyczy zawodów sportowych. Jednak klamka zapadła, nikt nie przejmował się protestami zawodników, szczególnie silnymi w wykonaniu Golloba - ówczesnego mistrza świata.
Bydgoszczanin tłumaczył, że to rozwiązanie techniczne mocno promuje tzw. "startowców". Nie trzeba mieć wielkich umiejętności, wystarczy wyjść dobrze spod taśmy i mknąć po trzy oczka, bo mijanki na torze zostały bardzo utrudnione. Wszystko fajnie tylko kibice nie chcą płacić, sporych przecież pieniędzy za oglądanie jazdy, jak za safety car w F1.
Jeszcze ważniejszym argumentem jest bezpieczeństwo zawodników. Stary tłumik dawał regularność pracy motocykla. Rytm jazdy był przewidywalny zarówno dla samego żużlowca, jak i dla jego kolegów na torze. Teraz, nawet doświadczeni jeźdźcy zachowują się czasem, jakby na motocyklu siedzieli drugi raz w życiu. Szczególnie paskudny był przypadek Matiji Duha. W argentyńskich zawodach, gdzie tłumikowa rewolucja jeszcze nie dotarła, jako jedyny zastosował ten wynalazek i niestety przypłacił to życiem.
Ten sezon pod względem kontuzji można chyba zapisać w Księdze Rekordów Guinnessa. Mistrzem świata zostanie nie ten, który rzeczywiście najlepiej umie się ścigać, lecz ten kogo będą omijać urazy. Nawet "żelazny" Hancock, znany z tego, że wystąpił we wszystkich turniejach GP od zarania tego cyklu, zapoznał się z jakością polskiej służby zdrowia i jego występ w Danii stoi pod znakiem zapytania. Oby była to ostatnia ofiara tej wyjątkowo głupiej rewolucji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz