wtorek, 2 czerwca 2015

Pierwszy sezon van Gaala

fot. diplomat.so
Nie tak miało być. Luis van Gaal przychodził do United z misją uporządkowania zespołu po wyjątkowo nieudanej kadencji Davida Moyesa. Doświadczony Holender miał być przeciwieństwem Szkota, który nie poradził sobie z prowadzeniem drużyny zaliczanej do światowej czołówki. Zadanie okazało się jednak trudniejsze niż zakładano, choć w grze Czerwonych Diabłów można dojrzeć progres, to wyniki ciągle są dalekie od oczekiwań.
Zaczęło się obiecująco. W przedsezonowych sparingach nie było mocnych na graczy z Old Trafford. Tylko Inter nie pozwolił sobie strzelić gola, ale przegrał konkurs jedenastek. Na początek LA Galaxy dostało srogie lanie 7-0, potem po trzy bramki piłkarze United zaaplikowali Romie, Realowi oraz Liverpoolowi, aby skończyć serię gier towarzyskich szczęśliwym zwycięstwem nad Valencią. Łączny dorobek z tych spotkań to 18 bramek zdobytych (średnio 3 w meczu) i 5 straconych. Ekipa van Gaala od razu wyrosła do roli faworyta, nie tylko na angielskim podwórku. Wydawało się, że jedynym problemem będzie znalezienie miejsca w składzie dla wszystkich gwiazd zespołu. Gole niemal same wpadały do siatki rywali, pięć razy strzelił Rooney, cztery razy Ashley Young, dwa razy Juan Mata i młody Reece James. Tym boleśniejsze było zetknięcie z szarą rzeczywistością.          
Porażkę ze Swansea na inaugurację potraktowano jako wypadek przy pracy, ale dwa kolejne spotkania skończyły się tylko remisami i zaczęło być nerwowo. Dopiero sukces przeciwko QPR uspokoił nieco sytuację, lecz już tydzień później Diabły uległy Leicester 3-5.Wyszarpany, domowy podział punktów z Chelsea oraz derbowa porażka z powrotem zepchnęła United poza czołową szóstkę i już zaczęto mówić o straconym sezonie, a nawet zmianie menadżera. Sześć wygranych potyczek z rzędu pozwoliło się odkuć, jednak kibice dalej kręcili nosem na styl gry. 
Druga część rozgrywek była bardziej udana. Od początku stycznia do połowy kwietnia MU wygrali 9 z 14 spotkań, ponosząc tylko dwie porażki. Szczególne istotne było pokonanie Liverpoolu na Anfield Road po dwóch bramkach Maty, a także rewanż z City. 20-krotny mistrz Anglii zagrał chyba najlepsze 90 minut w sezonie, dzięki czemu zdołał pokonać sąsiadów 4-2. Niestety trzy kolejne porażki szybko kazały zapomnieć o czymś więcej niż miejsce na najniższym stopniu podium. Finisz ligi wyglądał tak jak cały sezon w przekroju, czyli mocno przeciętnie. Ostatecznie Manchester United uplasował się w Wielkiej Czwórce, ale nie ma zagwarantowanego miejsca wśród europejskiej, klubowej elity. Będzie musiał je sobie wywalczyć podczas eliminacji.      
Nie powiodło się również podczas rozgrywek pucharowych. Mało znaczący League Cup został szybko odpuszczony, jeszcze w sierpniu Diabły doznały kompromitującej porażki 0-4 z MK Dons. Tylko odrobinę lepiej było w Pucharze Anglii. Udało się wyeliminować zespoły z niższych klas rozgrywkowych, ale Arsenal okazał się już za mocny i ostatecznie przygoda skończyła się na fazie ćwierćfinałów.
Mimo tego uważam, że najgorszą rzeczą jaką można zrobić, to wszczynanie następnej rewolucji. Szczęśliwie niewielu jest chętnych, by ją rozpoczynać i słaby sezon został przyjęty spokojnie. Nikt poważny nie nawołuje do zdymisjonowania van Gaala. Holender, mimo że jest bardzo doświadczonym szkoleniowcem, to na Wyspach pracuje od roku, też dopiero się uczy tej ligi. Odziedziczył zespół rozbity, latem kupił wielu zawodników i zwyczajnie potrzeba czasu, żeby drużyna znów grała na miarę swojej pozycji w światowym futbolu. W tym oknie transferowym też trzeba będzie dokonać kilku wzmocnień, ale jednak wydaje mi się, że w przyszłym sezonie perspektywa przed United będzie o wiele lepsza. Chelsea wkracza w trzeci rok pracy Mourinho, który przeważnie jest trudny dla zespołów prowadzonych przez Portugalczyka. Z kolei City też czekają zmiany. Pewnie przyjdzie nowy trener, a dodatkowo to ekipa zaawansowana wiekowo i musi nieco odmłodzić skład.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz