sobota, 16 maja 2015

Żużel na peryferiach

fot. sport.tvp.pl
Tegoroczna odsłona cyklu GP zaliczyła katastrofalny falstart, ale to nie powód, żeby zrezygnować z wyłaniania najlepszego żużlowca na świecie. Przynajmniej wśród stawki, która zdecydowała się uczestniczyć w tej rywalizacji, bo przecież można by sobie wyobrazić silniejszy skład. Tak czy inaczej dzisiaj po raz drugi fińskie Tampere będzie gościło szeroką czołówkę zawodników uprawiających speedway.
Pomysł, żeby organizować zawody w kraju o niewielkich żużlowych tradycjach można uznać za kontrowersyjny. Finlandia ma swoje drużynowe mistrzostwa kraju, ale to bardziej zabawa dla pasjonatów, a nie poważna, profesjonalna liga. Nazwy zespołów raczej niewielu kibicom coś powiedzą i są tak skomplikowane, że nowa nazwa Stali Gorzów nie może się z nimi równać. Choć samo Tampere jest jednym z większych miast Finlandii, na jego przedmieściach stworzono koncern Nokia (kiedyś była to odrębna miejscowość o tej nazwie), jednak wątpliwe, by rodzimi mieszkańcy tłumnie wybrali się w sobotni wieczór na GP. Obawiam się, że mało kto nawet wie o takiej imprezie. Kraj tysiąca jezior stoi hokejem, a jeśli chodzi o sporty motorowe, to pod względem zainteresowania żużel zawsze ustępował rajdom terenowym i F1. Pozostaje, więc liczyć na przyjezdnych, zwłaszcza Rosjan.
Pytanie czy nie lepiej zorganizować turniej w samej Rosji? Zapewne przez pierwsze lata trzeba by było do niego dopłacać, lecz chyba można zainwestować trochę środków, aby później czerpać z tego zyski. Ludzie zarządzający cyklem idą po linii najmniejszego oporu, co zresztą było też powodem ich klęski na Stadionie Narodowym. Byle wszystko przytanić, zrobić najmniejszym kosztem, najlepiej przez swojego kolegę. Wtedy wszystko zostaje w rodzinie. Inna sprawa, to po co mają przyjeżdżać Rosjanie, skoro BSI nie potrafiło się dogadać z ich najlepszymi reprezentantami: braćmi Łagutami oraz Sajfutdinovem? Przecież nikt nie będzie się fatygował, żeby obejrzeć Timo Lahti'ego.
Tor w Tampere zasadniczo różni się od warszawskiego. Co prawda też będzie jednodniowy, zresztą rok temu było z nim kłopotów co niemiara, jednak jest o wiele dłuższy. Rozmiarami bardziej przypomina obiekty: tarnowski i rzeszowski. Zwycięzcą w zeszłym roku został Matej Zagar, obecny lider klasyfikacji i tryumfator ze stolicy Polski. Powoli Słoweniec staje się specjalistą od ścigania ekstremalnego. W sumie jako były zawodowy żołnierz, wręcz komandos ma do tego predyspozycje. Drugie miejsce zajął wówczas Tai Woffinden. Anglik miał szansę na wygraną, jednak w finale nierówność nawierzchni pozbawiła go możliwości walki o najwyższy laur. Podium uzupełnił Fredka Lindgren, ale dzisiaj go zabraknie go wśród jeźdźców.
Polacy do tej pory mają kiepskie wspomnienia z Finlandii. Krzysztof Kasprzak pauzował ze względu na kontuzję, co później uniemożliwiło wyprzedzenie Hancocka w klasyfikacji generalnej. Wicemistrz świata ciągle mierzy się z kryzysem formy i jego miejsce w finale byłoby niespodzianką. Więcej można się spodziewać po Jarku Hampelu. Przed rokiem nie zakwalifikował się do półfinałów, zawody były bardzo wyrównane i zabrakło dwóch oczek, ale wierzę, że tym razem będzie znacznie lepiej, bo forma reprezentanta Falubazu wydaje się być wysoka oraz stabilna. Pozostaje Maciej Janowski, ale on jeździ trochę na innych prawach. Ma głównie zbierać doświadczenie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz