poniedziałek, 8 czerwca 2015

Jaki jest nowy mistrz?

fot. sport.wp.pl
Po pięciu latach tytuł wrócił na Bułgarską. Mimo zaklinań i złudzeń w obozie najgroźniejszego konkurenta Lech wywalczył remis z Wisłą, czym przerwał serię czterech kolejnych zwycięstw, ale obronił przewagę nad warszawianami. Można mówić o niespodziance, bo Legia uchodziła za murowanego faworyta do wygrania ligi, przez większość sezonu przewodziła stawce, ale po przegranej bezpośredniej konfrontacji w pierwszej kolejce decydującej fazy straciła fotel lidera i już nie potrafiła go odzyskać.
Poznaniacy zaczęli od rozgromienia Piasta, jednak szybko popadli w kryzys. Posadę stracił Mariusz Rumak, nie sprawdził się tymczasowy  Krzysztof Chrobak, aż wreszcie podpisano kontrakt z Maciejem Skorżą, czyli człowiekiem który był skazany na Lecha. Jacek Rutkowski wielokrotnie wypowiadał się o nim z wielkim szacunkiem, a Skorża komplementował dokonania wielkopolskiej ekipy. Debiut kompletnie się nie udał, zespół uległ Jagiellonii 0-1 i Kolejorz spadł na dziesiąte miejsce w tabeli. Wnioski zostały jednak szybko wyciągnięte, dzięki czemu do końca rundy jesiennej mistrz przegrał jeszcze tylko raz - kilka minut przed przerwą pogrążył ich w Gliwicach Tomasz Podgórski. Dzięki temu przezimowali zajmując trzecią lokatę i utrzymując realne szanse na zdetronizowanie Wojskowych. 
Wiosną bardzo ważne były trzy punkty (właściwie 1,5 bo to było jeszcze przed podziałem)  przywiezione z Bełchatowa. Wygrana przełamała wyjazdową indolencję i pozwoliła uwierzyć, że również poza Bułgarską można osiągać korzystne rezultaty. Od tamtej pory w delegacji Kolejorz nie dał się pokonać, a odniósł między innymi kluczową wiktorię w stolicy Polski. Z kolei momentem kryzysowym była domowa porażka z Jagiellonią, tydzień po ograniu piłkarzy Henninga Berga. Tym bardziej bolesna, że Lech prowadził po trafieniu Kownackiego, a dał sobie wbić trzy gole. Szczęśliwie rywale również się potknęli tylko remisując we Wrocławiu. Końcówka rozgrywek to już popis Kolejorza - dwanaście bramek strzelonych w pięciu spotkaniach oraz dwie stracone dały sukces.
W ogóle pod względem liczb Lechici okazali się najlepsi. Jak zresztą przystało na mistrza, choć nie są to szczególnie powalające statystyki. Łącznie w 37 kolejkach 67 razy pokonali przeciwnych bramkarzy i o 3 trafienia wyprzedzili Legię. Najwięcej goli (13) zapisał Kasper Hamalainen, ale nawet nie otarł się o możliwość wygrania klasyfikacji strzelców. Siłą był raczej kolektyw, choć gdyby latem nie odszedł Teodorczyk, to sytuacja pewnie wyglądałaby inaczej. Defensywa dopuściła do straty 33 bramek, więc prawie jednej w meczu. Identyczny wynik zanotował wicemistrz i chociaż wydaje się on przeciętny, to i tak jest lepszy aż o 9 goli od kolejnego w tej klasyfikacji Śląska Wrocław. To tylko pokazuje, że w tym sezonie każdy był do ugryzienia i nikomu nie udało się zdominować ligi.  
Sprzymierzeńcem Lecha może być mniejsza presja jaka ciąży na zespole. Raczej nikt przytomny nie wymaga od zespołu Skorży awansu do Ligi Mistrzów, w co bardziej wierzono kiedy Kolejorz po raz ostatni sięgał po koronę. To słaby mistrz, który wygrał ledwie nieco ponad połowę spotkań. To również drużyna, która rok temu skompromitowała się na arenie europejskiej, choć wtedy dowodził nią kto inny. Zimowe transfery niestety nie wypaliły, więc latem trzeba będzie wydać większe pieniądze. Myślę, że rozsądnym wymaganiem wobec Kolejorza jest gra w fazie grupowej Ligi Europy. Wszystko ponadto będzie miłym zaskoczeniem, ale te w sporcie też czasami się zdarzają.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz